Dwa i pół promila alkoholu we krwi miał piłkarz warszawskiej Legii Moussa Yahaya, który został zatrzymany dziś nad ranem w centrum Krakowa przez policję. Pochodzącego z Nigerii 26-latka, który w przeszłości był także zawodnikiem Hutnika Kraków, przewieziono do izby wytrzeźwień.

Jak udało się ustalić naszemu reporterowi, Nigeryjczyk po wczorajszym treningu w stolicy przyjechał do Krakowa, aby wykorzystać wolny dzień i wypocząć. Dziwny to był jednak relaks, bo nad ranem w okolicy Bramy Floriańskiej pijanego piłkarza znalazł nocny patrol. Jak powiedział RMF Tomasz Klimek z krakowskiej policji, piłkarza przewieziono od izby wytrzeźwień. Tam policjanci zauważyli na jego udzie podejrzaną opaskę, a w niej sześć woreczków z białym proszkiem: „Zatrzymany stwierdził, że ten pasek to jego amulet szczęścia” – powiedział Klimek. Napastnik Legii powiedział policji, że woreczki dostał od swego szamana. Moussa wcześniej grał w krakowskim Hutniku. Nasz reporter rozmawiał z prezesem tego klubu, który stanowczo zaprzeczył, aby tam piłkarz miel podobny amulet. Piotr Strejlau, rzecznik prasowy warszawskiej drużyny zapewnił, że zarząd klubu czeka na oficjalną informację z Komendy Miejskiej Policji w Krakowie: „Jeżeli taką informację otrzymamy i będzie to prawda, to zawodnik poniesie karę dyscyplinarną” – powiedział.

Woreczki z tajemniczym proszkiem szczęścia piłkarzowi nie przyniosły. Wręcz przeciwnie - trafiły do laboratorium, aby stwierdzić czy piłkarz nie miał przy sobie narkotyków.

15:50