Żyjąc w realiach, gdy za produkty w sklepie płacimy coraz więcej, bo inflacja wynosi przecież już niemal 11 proc., a kredyty są coraz trudniej dostępne i bardziej kosztowne, wielu z nas próbuje zaciskać pasa. Jak zapanować nad swoimi wydatkami, a często też zaoszczędzić?
Zacznij od zrobienia porządku w swoich kieszeniach. Karty lojalnościowe, do których namawiają nas sprzedawcy, potrafią wypychać nasz portfel, a zazwyczaj w praktyce... nawet z nich nie korzystamy. Żeby nie szukać nerwowo karty zniżkowej przy kasie (przy okazji irytując innych klientów), zainstaluj w swoim smartfonie darmową aplikację, która pozwoli na ich zeskanowanie. Dzięki temu będziesz miał do nich łatwy dostęp w jednym miejscu.
Przykładem banalnej w obsłudze i darmowej aplikacji jest "Stocard". Aplikacje tego typu często oferują też rabaty zniżkowe, specjalne kody, a nawet gazetki.
Jeśli mamy czas, przed wybraniem się do galerii handlowej możemy je przejrzeć i sprawdzić, czy konkretne produkty nie są przypadkiem objęte promocją. Największą zaletą takich "apek" jest fakt, że są bezpłatne.
Wycieczka do sklepu bez listy zakupów może nas słono kosztować. Dlaczego? Spacerując między regałami zastanawiamy się, po co tak naprawdę przyszliśmy i zaczynamy wkładać do koszyka produkty, których nawet nie potrzebujemy.
Poza tym, handlowcy doskonale wiedzą, jak na nas wpłynąć, np. wywieszając wszędzie kolorowe informacje z napisem "promocja". Ponadto, jeśli możesz, rób zakupy... w słuchawkach. Muzyka zagłuszy marketingowe komunikaty w supermarkecie, które tylko kuszą niepotrzebnym wydatkiem. Przyjemne z pożytecznym.
Jak jeszcze zaoszczędzić na zakupach? Być może słyszałeś o "smart shoppingu". W wielkim skrócie, to nic innego, jak wybieranie tych sklepów, w których konkretny produkt jest tańszy.
Ale jaki jest sens jechać po kilka opakowań makaronu i papier toaletowy przez pół miasta tylko po to, żeby wydać kilka złotych mniej? Żaden. Dlatego jeśli interesuje cię taka technika, przyjmij np. promień jednego kilometra, albo dobieraj sklepy w obrębie twojego osiedla.
Niemal wszystkie banki oferują automatyczne oszczędzanie. To nic innego, jak zaokrąglanie "końcówek" cen i wysyłanie ich na konto oszczędnościowe. Jak to działa? Jeśli np. kupujesz majonez za 6,79 zł, to 21 groszy powędruje automatycznie na twoje drugie konto (założenie i prowadzenie takiego jest zazwyczaj darmowe, jeśli nie wyrobisz do niego karty płatniczej). Możesz też ustawić procentowe oszczędzanie tak, aby np. 5 proc. wydanej kwoty od razu było przelewane na drugi rachunek. W praktyce nawet tego nie odczujesz, a w skali miesiąca możesz "zaoszczędzić" kilkadziesiąt złotych.
To oczywiście oszczędność w cudzysłowie, bo to ty sam narzucasz, ile pieniędzy zostanie odłożonych na odrębnym rachunku. Jest to raczej psychologiczny trik, który po kilku miesiącach pozwoli nam pozytywnie się zaskoczyć.
Żeby prawdziwie i regularnie oszczędzać, warto raz w miesiącu przelewać część pieniędzy (np. dzień po wpłynięciu wypłaty) na inny rachunek. W zależności od tego, ile jesteśmy w stanie na to przeznaczyć, może się uzbierać taka kwota, która np. wystarczy na część urlopowych wydatków.