Kolejna niespodzianka Telekomunikacji Polskiej. Tym razem TP SA podwyższyła ceny rozmów w budkach telefonicznych. Od początku lipca za impuls płacimy przynajmniej o 10 procent więcej niż za rozmowę z domowego telefonu. Telekomunikacja tłumaczy to w bardzo prosty sposób: w cenie impulsu musi być uwzględniony koszt utrzymania aparatów.

Jak powiedział rzecznik TP SA, Michał Potocki, po prostu w przypadku budki telefonicznej nikt nie płaci abonamentu: "W przypadku korzystania z aparatu publicznego, płaci pan tylko za cenę połączenia, w związku z tym są koszty utrzymania sieci, z tą konserwacją, modernizacją i odnową – w przypadku zniszczenia” - twierdzi rzecznik. Potocki przekonuje, że utrzymanie jest bardzo kosztowne bo budki są często niszczone. Urząd Regulacji Telekomunikacji na razie nie może interweniować, bo najpierw Telekomunikacja musi być uznana za operatora dominującego. Tak się już wcześniej stało ale TP SA odwołała się od tej decyzji. Dopiero jeśli sąd oddali to odwołanie, Telekomunikacja będzie musiała swoje taryfy uzgadniać z URT-em. Jednym słowem znowu monopolista górą.

To kolejne w ostatnim czasie kontrowersyjne posunięcie największego polskiego operatora. Pierwsza afera wybuchła po zlikwidowaniu monopolu TP SA na rozmowy międzymiastowe i wprowadzeniu tzw. prefiksów. Okazało się, że Telekomunikacja w nagranej informacji informuje jedynie o swoich prefiksach, choć – zdaniem jej konkurenta, Niezależnego Operatora Międzystrefowego – powinna informować także o numerach NOM-u. TP SA uważa, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Dodajmy, że oferowane przez NOM usługi, dostępne po wybraniu prefiksu 1044, są średnio o 10 procent tańsze od tych proponowanych przez Telekomunikację Polską S.A.

foto RMF

16:30