Prezydent Bush zamroził konta największej islamskiej fundacji charytatywnej w USA i dwóch arabskich instytucji finansowych. Wszystkie podejrzewa się o wspieranie finansowe Hamasu. Ogłoszenie tej decyzji dziś jest niewątpliwie wynikiem obecnej sytuacji na Bliskim Wschodzie i stanowi podkreślenie solidarności Waszyngtonu z Izraelem. Biały Dom przyznaje jednak, że posunięcie to było planowane już wcześniej. Być może zostałoby ogłoszone tydzień lub dwa później.

Chodzi o największą islamską fundację charytatywną "Ziemia Święta" mającą swe siedziby m.in. w Teksasie, New Jersey i Kalifornii, a także dwie arabskie instytucje bankowe, które uważa się wprost za elementy struktury Hamasu. Po raz pierwszy formułuje się zarzuty pod adresem konkretnej instytucji działającej na terenie Stanów Zjednoczonych. Fundacja miała m.in. przekazywać fundusze dla rodzin zamachowców-samobójców. Dwie instytucje bankowe Al Aqsa i Beit El-Ma działają na terenie Autonomii Palestyńskiej i nie wiadomo jeszcze oficjalnie jakie są ich aktywa w Stanach Zjednoczonych. Decyzję prezydenta interpretuje się jako wyjście poza dotychczasowy zakres operacji przeciw terroryzmowi. Tym razem nie dotyczy już ona tylko struktur bezpośrednio związanych z al-Qaedą Osamy bin Ladena. Tymczasem amerykański sekretarz stanu Colin Powell podczas konferencji ministrów spraw zagranicznych OBWE w Bukareszcie nie skrytykował Izraela za ataki na palestyńskie miasta: "Teraz Izrael podnosi się po strasznym ciosie, którego doznał w sobotę. Premier Ariel Szaron zareagował w taki sposób, w jaki - jego zdaniem - należy, by bronić swoich ludzi i swojego kraju" - mówił Colin Powell. Z kolei według Saeba Erekata, palestyńskiego negocjatora Ariel Szaron niszczy proces pokojowy na Bliskim Wschodzie: "Szaron ma zniszczyć proces pokojowy, by poskromić obóz palestyński, zniszczyć cały region, doprowadzić do krwawej łaźni".

Francuski minister spraw zagranicznych Hubert Vedrine oskarżył rząd Izraela o próbę wyeliminowania Jasera Arafata. Vedrine stwierdził, że Izrael żąda od Arafata rzeczy niemożliwych. Zdaniem szefa nadsekwańskiej dyplomacji, polityka Izraela rozkręca jeszcze bardziej spiralę przemocy i jest pełna sprzeczności. Vedrine podkreślił, że nie można żądać od Arafata "100-procentowych wysiłków i jednocześnie coraz bardziej osłabiać jego pozycję". Tym bardziej, że kiedy zabraknie Arafata, to istnieje groźba, że Palestyńczyków będą reprezentować tylko ekstremiści. Zdaniem wielu zagranicznych obserwatorów, stanowisko Paryża nie jest niespodzianką, bo bliskowschodnia polityka Francji była zawsze raczej pro-arabska. Już od dawna Francja starała się zwiększyć swoją rolę w pokojowym procesie na Bliskim Wschodzie, wchodząc tam tzw. arabskimi drzwiami jak określają to niektórzy komentatorzy.

Przypomnijmy: Podczas drugiego dnia izraelskiego odwetu za zamachy, do których doszło w weekend, izraelskie samoloty zaatakowały palestyńskie cele w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu Jordanu.

foto Archiwum RMF

18:30