27 lipca to w kalendarzu nietypowych świąt Dzień Chodzenia na Szczudłach. Niełatwa sztuka, wymagająca ogromnej sprawności fizycznej, daje też dużo satysfakcji. Z góry widać dużo miłości podczas różnych rodzinnych uroczystości, a mali odbiorcy są najbardziej wdzięczni i pytają: „Co pan jadł, że tak pan urósł?”. O takich aspektach swojej pasji i pracy opowiedział naszej dziennikarce Marlenie Chudzio Damian Trzpil, szudlarz z piętnastoletnim doświadczeniem.

Szczudła znane są ludzkości od wieków, choć nie od początku pełniły funkcje artystyczne i akrobatyczne. W starożytnym Egipcie budowlańcy wykorzystywali je podczas tworzenia wysokich budowli. Dziś szczudlarze to często artyści teatrów ulicznych. Rzadko wykorzystują swoje umiejętności do działań użytkowych, najczęściej by bawić i zachwycać.

Damian Trzpil zaczął swoją szczudlarską przygodę ponad 15 lat temu. Jak sam mówi, to sztuka wymagająca, ale piękna i dająca olbrzymią satysfakcję. On od razu zaczął treningi na szczudłach o wysokości około 80 cm. Od razu się w nich zakochałem, myślę, że ze wzajemnością. Okazało się, że nie mam lęku przestrzeni. Mój błędnik reaguje prawidłowo, szybko łapię równowagę. Chociaż duży to pojęcie względne. Są szczudlarze, którzy chodzą na szczudłach metrowych lub półtorametrowych, a nawet pięcio czy ośmiometrowych. Takich artystów mogliśmy podziwiać rok temu podczas Festiwalu Teatrów Ulicznych w Krakowie - mówi Damian Trzpil. 

Pytany o predyspozycje na pierwszym miejscu wymienia odwagę. Strach jest naszym największym wrogiem. Jeśli tę barierę lęku przełamiemy, zaryzykujemy i postawimy ten pierwszy krok - oczywiście po odpowiedniej rozgrzewce i przygotowaniu, co robi się przy jakiejś bramie lub barierce - to można śmiało kroczyć przez życie również na szczudłach. Jeśli lęk i niepewność się w nas wkrada, zawsze będziemy niepewni na tych szczudłach - wymienia szczudlarz. Oczywiście dodaje, że potrzeba także dużo siły, sprawności fizycznej, mocnych mięśni nóg i brzucha oraz braku problemów z kręgosłupem i błędnikiem.

Damian Trzpil podejmuje współpracę z teatrami, ale także pojawia się na piknikach, imprezach okolicznościowych, a nawet na ślubach podczas których jako gigantyczny anioł błogosławi wiernych. Lubi zwłaszcza najmłodszych widzów, których fascynuje mechanizm poruszania się na szczudłach. Bywają i tacy, którzy wprost pytają, co jadł, że urósł taki wielki. On zazwyczaj odpowiada nawiązując do popularnej kampanii reklamowej, że pił dużo mleka. Czasami najmłodsi chcą, by brać ich na ręce, ale to nie jest bezpieczne - dodaje szczudlarz.

Na pytanie czego życzyć mu w dniu jego święta odpowiada - połamania szczudeł. Warto też życzyć odbiorcom miłych i roztropnych odbiorców na skwerach i deptakach i w przestrzeni publicznej. Przewidujących, rozsądnych i uśmiechniętych widzów. Przypomina też, że upadek na szczudłach może zakończyć się nawet trwałym kalectwem. Choć oczywiście szczudlarze uczą się upadania ze szczudeł i to już na samym początku swojej szczudlarskiej edukacji.

Mimo ryzyka jego największym marzeniem jest zmierzyć się ze szczudłami pięciometrowymi. Planuje sprawdzić się w takim wyzwaniu jeszcze w tym roku.