Wśród ochroniarzy na polskich stadionach piłkarskich coraz częściej można zobaczyć kobiety. "To nie przypadek. Obecność pań łagodzi sytuację, kibic inaczej do nich podchodzi" - wyjaśnia prezes katowickiej firmy zabezpieczającej mecze Mariusz Szparaga.
Jego zdaniem, praca na stadionach jest wyjątkowo niewdzięczna i trudna. Ochroniarze "filtrują" przy wejściu kibiców i przekazując policji osoby pijane lub pod wyraźnym wpływem środków odurzających. Tak jest praktycznie zawsze. Poza tym każda impreza masowa jest okazją do zaistnienia różnych grup, niekoniecznie kibicowskich. Bardzo bym chciał, żeby na stadion przychodzili wyłącznie ludzie, chcący dopingować swoją drużynę, czy po prostu obejrzeć mecz. Tak nie jest - ubolewa.
Ochroniarskie patrole stadionowe są z reguły mieszane. Na "pierwszy ogień" idzie kobieta, wywołująca zwykle spokojniejszą reakcję kibiców. W razie problemów najpierw wspiera ją partner, później - posiłki. Kiedy robi się naprawdę "gorąco" na placu boju pozostają sami mężczyźni.
Zawsze zależy nam przede wszystkim na załagodzeniu sytuacji. Niestety, nie zawsze się to udaje. Nasi ludzie często bywają poturbowani podczas meczów - zaznacza Szparaga.
Rzadko podejmowane są próby wejścia na mecz - z identyfikatorem innego kibica - przez osoby objęte zakazem stadionowym. Pracownikom ochrony życie ułatwia system "bramofurt" i identyfikacji kibiców. Ludzie wchodzący na stadion wiedzą, że nie są anonimowi. Wiemy, kim są i gdzie jest ich miejsce na trybunach - dodaje prezes.
Przyznaje, że przygotowanie do spotkań "wysokiego ryzyka" zaczyna się w jego firmie czasem miesiąc przed imprezą. Nasza praca w dużym stopniu zależy od tego, kto z kim gra - tłumaczy.