Dlaczego ciemne charaktery w kinie zazwyczaj mówią z brytyjskim akcentem? Odpowiedzi na to pytanie udzieliła znana lingwistka, współpracująca z firmą Microsoft, pani Chi Luu. Jej zdaniem to kwestia klasy, jednak nie tej związanej z dobrymi manierami, lecz urodzeniem.

Dlaczego ciemne charaktery w kinie zazwyczaj mówią z brytyjskim akcentem? Odpowiedzi na to pytanie udzieliła znana lingwistka, współpracująca z firmą Microsoft, pani Chi Luu. Jej zdaniem to kwestia klasy, jednak nie tej związanej z dobrymi manierami, lecz urodzeniem.
Anthony Hopkins /FACUNDO ARRIZABALAGA /PAP/EPA

Lista filmowych potworów mówiących z brytyjskim akcentem jest bardzo długa. Najbardziej chyba znanym jest Hannibal Lector z "Milczenia Owiec". W tę niezapomnianą rolę wcielił się Anthony Hopkins. 

Podobne kreacje mają za sobą inni wybitni aktorzy tacy jak: Christopher Lee, Alan Rickman, Charles Dance czy Jeremy Irons. 

Zdaniem pani Chi Luu, ten sposób posługiwania się językiem angielskim sugeruje pochodzenie z wyższych sfer, a to - zgodnie z wynikami jej badań - łączy się z automatycznym brakiem zaufania w uszach szarego człowieka. Tacy ludzie - jej zdaniem - wydają się mniej serdeczni i nie są postrzegani jako potencjalnie dobry materiał na przyjaciół. Znakomicie zatem udają ciemne charaktery na ekranie, automatycznie oddziałując na wyobraźnię widza.

Filmowi dranie mówią ze specyficznym akcentem, nazwanym przez lingwistów Received Pronaunciation. Innym terminem jest Queen’s English, czyli królewski angielski. Według znawców kina, trend ten zapoczątkował pół wieku temu Walt Disney, obdarzając krwiożerczego tygrysa w kultowej już dziś kreskówce "Księdze Dżungli" taką właśnie wymową. Zabieg okazał się tak udany, że inny twórcy hollywoodzkiego kina zaczęli sięgać po arystokratycznie brzmiący akcent. 

Jak widać na filmie poniżej, z czaru specyficznej wymowy zaczęli też korzystać twórcy reklam, wykorzystując przy okazji brytyjskie poczucie humoru. Sami oceńcie z jakim skutkiem.

(mpw)