Pewien Chińczyk po raz 27. przystąpił do egzaminu, uprawniającego do studiowania. I znowu oblał. Teraz 56-letni mężczyzna przyznaje, że jest bliski porzucenia marzeń o byciu „inteligentem”.

56-letni Liang Shi nie może narzekać na brak życiowych sukcesów. Dorobił się pokaźnego majątku na działalności własnej firmy, ma żonę i syna. Do pełni szczęścia brakuje mu jednego - wyższego wykształcenia.

Od 40 lat mężczyzna bez powodzenia próbuje zdać egzamin, który otwiera podwoje chińskich uniwersytetów. Po raz pierwszy przystąpił do niego w 1983 roku.

Na początku czerwca Liang, w gronie 13 milionów uczniów w całym kraju, przystąpił po raz 27. do "gaokao", jak nazywa się ten 2-dniowy egzamin.

W piątek poznał rezultaty. W nagraniu na Tik Toku mężczyzna przyznał, że nie jest z siebie zadowolony.

Nie będzie proste dostać się na dobry uniwersytet w tym roku - powiedział, ujawniając swój wynik: 428 punktów na 750 możliwych do zdobycia. To, jak się okazuje, mniej niż przed rokiem i wciąż zbyt mało, by móc studiować na większości uczelni w Chinach.

Jestem rozczarowany, tak bardzo rozczarowany - mówi 56-latek i dodaje, że nie wie, czy przystąpi do egzaminu w przyszłym roku.

"Gaokao" składa się z egzaminów z chińskiego, matematyki, angielskiego i przedmiotu do wyboru: fizyki, chemii, biologii, nauk politycznych, historii lub geografii. Jak podaje CNN, jest niezwykle trudny do zdania. Przyszli studenci przygotowują się do niego miesiącami.

Dla wielu pokoleń Chińczyków nauka na uniwersytecie była i nadal jest biletem do lepszego życia, sukcesu i większych możliwości.

Przed przystąpieniem do "gaokao" odwiedzają świątynie, by zapalić świeczkę i składać modły o dobre wyniki.

W trakcie trwania egzaminu obowiązują restrykcje, mające zapewnić zdającym ciszę i warunki do skupienia. Do tego stopnia, że na te kilka godzin wstrzymywany jest ruch samochodowy w pobliżu budynków, gdzie trwają testy, zamykane są okoliczne restauracje.

Opracowanie: