Nie sposób zaprzeczyć temu, że nauka w szkole, podobnie jak ostatnia walka o pasek na świadectwie, powoli dobiega końca. Oznacza to, niestety, że przed maturzystami coraz mniej czasu na powtórzenie epok literackich czy sposobu badania przebiegu zmienności funkcji.
Nauczyciele tymczasem niestrudzenie wydobywają z ich pamięci troszkę jeszcze dzisiaj zapomniane informacje i nieustannie motywują uczniów do intensywnej pracy coraz częściej przywołując słowo na literę "M".
Niemożliwa do opisania jest radość z faktu, że stopniowo otwiera się upragniona "brama do wolności". Przez najbliższe miesiące - pomijając rzecz jasna maturę - żadnych zadań domowych, wypracowań, testów, kartkówek i wszelkich innych form teoretycznie sprawdzających poziom wiedzy ucznia. Wyłączony zostanie budzik, a z nim również dziesiątki pięciominutowych drzemek. Najwierniejszy przyjaciel licealisty (czytaj telefon komórkowy) będzie z nimi legalnie od świtu do nocy - to koniec ukrywania w piórniku czy pod ławką tego cudu techniki.
Jednak maturzyści zdają sobie sprawę, że nadchodzi koniec nie tylko "szkolnej katorgi", ale także pewnego etapu, którego z męczarnią absolutnie nie utożsamiają. Kończy się cykl rozpoczęty, gdy stawialiśmy pierwsze, nieśmiałe kroki na drodze edukacji. Nauka jest tylko jednym z elementów czyniących tę podróż naprawdę wyjątkową. Jak wiele ważnych w naszym życiu chwil miało miejsce właśnie w szkole? Jak wiele wspomnień z nią wiążemy? Ile z tych wspomnień zostanie z nami na lata?
Rozdzielają się osoby, które przez dwadzieścia osiem miesięcy, pięć dni w tygodniu, razem stawiały czoła niezapowiedzianym kartkówkom i innym szkolnym nieprzyjemnościom. Razem przeżywały także miłe, niezapomniane chwile. Teraz czeka je nowy etap, który może już nie razem, lecz mimo wszystko odważnie, swoimi ścieżkami, sukcesywnie przebędą.