"Benedykta XVI złamało poczucie niemożności zrobienia czegokolwiek sensownego. On był osaczony przez media i watykańską kurię. Wokół niego był mur. Benedykt XVI rozminął się z rzeczywistością, chciał przystosować rzeczywistość do Kościoła, a tymczasem rzeczywistość idzie własnym rytmem i zawsze jest silniejsza" - mówi gość Kontrwywiadu RMF FM, były jezuita prof. Stanisław Obirek. "To był tragiczny pontyfikat. Mówi się, że Benedykt XVI zaszkodził Kościołowi. Podjął szereg decyzji niedobrych i nieodpowiedzialnych" - dodaje.
Konrad Piasecki: Co, pańskim zdaniem, złamało papieża? Tylko wiek, słabość i choroby?
Prof. Stanisław Obirek, historyk, teolog, b. jezuita: Myślę poczucie niemożności zrobienia czegokolwiek sensownego. Czuł się coraz bardziej osaczony - z jednej strony przez media, z drugiej strony przez niezadowoloną Kurię Rzymską. To cały szereg okoliczności.
Ale niemożność wynikająca przede wszystkim ze słabości i choroby, czy jednak z tego, jak silne było otoczenie, a papież coraz słabszy?
Myślę, że obie sprawy zdecydowały, że papież poczuł się bezsilny. Ubywające siły fizyczne, o czym powiedział, ale z drugiej strony też mur dookoła niego, o który walił.
Mur złożony w pierwszej kolejności z dostojników watykańskich, którzy realizowali swoje interesy?
Myślę, że też po prostu opór rzeczywistości. Papież chciał przystosować rzeczywistość do Kościoła, tymczasem rzeczywistość idzie własnym rytmem.
Była nazbyt silna dla słabego papieża....
Rzeczywistość jest zawsze silniejsza od człowieka.
Media dużo piszą o intrygach wewnątrz Kurii Rzymskiej, o walkach dostojników toczonych za plecami papieża. Pańskim zdaniem, to jest klucz do zrozumienia tej decyzji?
To jest jeden z kluczy. To jest bardzo rozsądny klucz, ale niejedyny.
A jaki jest ten podstawowy?
Myślę, że podstawowym jest rozminięcie się papieża z rzeczywistością. Papież po prostu chciał koniecznie, żeby rzeczywistość była taką, jaką on sobie wymarzył.
Zgodną z doktryną?
Zgodną z doktryną, zgodną z systemem św. Augustyna, św. Bonawentury. On żył w tym świecie bardzo spójnych systemów, natomiast my żyjemy w innym świecie, w świecie postmodernistycznym, chaotycznym, który wymaga zupełnie innego klucza hermeneutycznego. Papież tego klucza nie miał.
Wewnątrz Kościoła i wokół niego co i rusz wybuchały skandale - finansowe, konflikty z innymi religiami, skandale pedofilskie. Benedykt XVI nie umiał sobie z tym poradzić albo z trudem sobie z tym radził?
On w ogóle sobie z tym nie radził. Przypomnijmy jego mowę w Regensburgu. Wydawałoby się: idealna scena dla teologa, dla profesora. I tam wypsnęło mu się zupełnie niepotrzebne, nieszczęśliwe, obraźliwe dla muzułmanów określenie islamu jako religii wojny. Niepotrzebne.
I jak rozumiem, pan jest, mówiąc eufemistycznie, daleki od entuzjastycznych ocen tego pontyfikatu?
Moja ocena jest zdecydowanie negatywna. Uważam, że ten pontyfikat był tragiczny. Zwłaszcza Niemcy są bezlitośni w ocenianiu tego pontyfikatu. Mówią, że Benedykt XVI zaszkodził Kościołowi w Niemczech, polaryzował, posługiwał się intrygami, nominował ludzi nieodpowiednich, usuwał odpowiedzialnych - że wiele decyzji w ciągu ośmiu lat było niedobrych.
Ale chyba jednak w historii ten pontyfikat zapisze się przede wszystkim tą abdykacją, prawda?
Przede wszystkim tym, że uczłowieczy, odczaruje tę funkcję, że ośmieli następców - bo tak się składa, że przeważnie starsi ludzie zostają papieżami - i pokaże, że to jest normalny akt rezygnacji z funkcji, której się nie jest w stanie podołać.
Pytanie, czy dla papiestwa to jest pozytywne, czy negatywne. Czy nie będzie tak, że ten papież odarty z pewnej nadprzyrodzoności, również fizycznej, okaże się być człowiekiem, którego z czasem wszyscy będą namawiali: "Papieże nie radzicie sobie? Zrezygnujcie".
Przypomnę banał, ale jednak ważny: katolicyzm jest chrześcijaństwem. Oznacza to, że głównym punktem odniesienia jest Bóg, jest Jezus Chrystus, a nie papież, więc to uczłowieczenie funkcji zbliży katolicyzm do innych wyznań chrześcijańskich.
To jest pęknięcie w tym spiżowym wizerunku papiestwa?
To jest powrót do korzeni, powrót do ewangelii, więc w tym sensie jest to dobry znak dla katolicyzmu.
Ale również przełom w Kościele szerzej rozumianym, jeśli chodzi o biskupów, kardynałów, księży. To znaczy, że od tej pory oni będą mieli tę perspektywę: "Zbliżasz się do wieku, który nie pozwala ci na równie wytężoną pracę jak wcześniej - odejdź"?
Myślę, że tak. To będzie kadencyjność, która stanie się czymś normalnym, bo zawsze pierwszy krok jest najtrudniejszy, a następne będą już czymś normalnym.
I myśli pan, że możemy dojść również do kadencyjności papiestwa?
Bardzo bym sobie tego życzył.
Ile powinna trwać kadencja papieża?
Osiem lat.
Czyli tyle, co Benedykta XVI.
Tak. Myślę, że np. u benedyktynów kiedyś było nie do pomyślenia, żeby opat zrezygnował, a w tej chwili w Tyńcu jest kilku opatów emerytów i Tyniec świetnie prosperuje, jak nigdy w swojej historii. Być może tak będzie z katolicyzmem.
Kto po Benedykcie?
To jest giełda, ja mam swoich faworytów, najchętniej spoza Europy.
Uważa pan, że Kościół dojrzał do nieeuropejskiego papieża?
Myślę, że jeśli Kościół, katolicyzm chce dostosować się do tego, co się dzieje globalnie w świecie, to musi zrezygnować z europocentryzmu.
Tylko dlaczego Europejczycy, którzy jednak dominują w kolegium kardynalskim, mieliby się otwierać na świat, skoro można to rozstrzygnąć wewnątrz tego dobrego, starego, europejskiego kociołka?
Chciałbym przypomnieć, że takim szokiem w 1978 roku było przekroczenie żelaznej kurtyny. Karol Wojtyła był kimś zupełnie nieznanym i zupełnie dobrze się wpisał w katolicyzm. Dlaczego nie spoza Europy?
A uważa pan, że główna oś sporu podczas konklawe - chociaż oczywiście tu jest Duch Święty itd. - to będzie oś sporu narodowa czy raczej między konserwatystami a liberałami?
Myślę, że między konserwatystami a liberałami, bo to jest decydujące. Dzisiaj Kościół jest chyba jedyną i pierwszą instytucją globalną i właściwie najważniejsze są koncepcje papiestwa, koncepcje roli episkopatów lokalnych, tak że to są raczej rozgrywki teologiczne.
A zatem która opcja ma większość w kolegium kardynalskim?
W tej chwili niestety konserwatywna, bo są to - przepraszam za wyrażenie biologiczne - klonowane jednostki i odpowiadają temu, kto ich mianował, czyli odpowiadają teologii Jana Pawła II i Benedykta XVI.
Czyli wygra konserwatysta, pańskim zdaniem, ale być może spoza Europy, co będzie takim ukłonem i otwarciem.
Najlepiej by było, jakby konserwatyści zaczęli między sobą wojować - wtedy się pojawi ktoś z zewnątrz.
A pańskim zdaniem, polski Kościół, polscy dostojnicy, polscy kardynałowie, uczestnicy kolegium będą mieli jednego kandydata?
Myślę, że tak. Myślę, że Europa Wschodnia czy postkomunistyczna jest bardzo konserwatywna i na pewno będą chcieli mieć swojego konserwatywnego kandydata.
To jeśli konserwatysta, to kto?
Pewnie jakiś Włoch.
Bo Włosi to najwięksi konserwatyści kościelni?
Wiadomo, czego się po nich spodziewać.
I teraz takiego papieża, po którym wszyscy wiedzą, czego się spodziewać, nie tyle potrzebuje kościół, ale...
Chciałby mieć.
Ale byłby bezpieczny.
Chciałby mieć takiego przewidywalnego Włocha, który nic nie zrobi, żeby zakłócić spokój Europejczykom, a zwłaszcza Kościołowi katolickiemu w Polsce.