"Komisja Nadzoru Finansowego wielokrotnie udowodniła, że zachowuje się politycznie, jej komentarze dotyczące prezydenckiej ustawy frankowej są niestosowne. Komentarze, że pomoc frankowiczom zrujnuje budżet, zmieszanie pomysłu z błotem - to nie jest komentarz godny KNF" - tak, o wyliczeniach KNF-u dotyczących prezydenckiej ustawy frankowej, mówi gość Kontrwywiadu RMF FM, szef komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk. Według Komisji Nadzoru Finansowego pomoc miałaby kosztować 70 mld złotych. Kowalczyk dodaje, że Komisja "niedokładnie wykonała robotę, nie pokazuje nam wszystkiego". Jego zdaniem, jeśli wyliczenia KNF-u byłyby prawdą, to niemożliwe jest obciążenie banków taką kwotą w jednym roku. Kowalczyk uważa, że przymusowe przewalutowanie kredytów w prezydenckiej ustawie "jest problematyczne najbardziej". "To trochę kontrowersyjna ścieżka, ale pozostałe są do przyjęcia" - mówi gość RMF FM. Pytany o odwołanie szefa KNF, odpowiada "może spać spokojnie, nikogo nie będziemy skracać o głowę".
Konrad Piasecki: Członek rządu, szef komitetu stałego Rady Ministrów, mówią, że przyszły minister finansów.
Henryk Kowalczyk: A to plotki. Nie wiem, kto takie plotki rozpowiada, w każdym razie...
... może ci, którzy coś wiedzą.
W każdym razie ja póki co pełnię swoją funkcję w kancelarii prezesa Rady Ministrów i tutaj mnie pani premier wyznaczyła.
Rozumiem, że oficjalnie propozycji ministrowania jeszcze panu nie złożyła?
Absolutnie. Nieoficjalnej, też nie.
Ale czuje pan, że coś jest na rzeczy, bo losy ministra Szałamachy mówi się, że w czarnych barwach się rysują.
Nie czuję. Nic nie czuję.
Iskrzy w każdym razie między Morawieckim a Szałamachą, to przyzna pan.
Nieskromnie powiem, że czuję, że jestem potrzebny w kancelarii prezesa Rady Ministrów.
Wie pan, byli tacy politycy, którzy uważali, że wszędzie są potrzebni.
Niekoniecznie.
Pan tak nie uważa?
Ja tak nie uważam. Nie wszyscy muszą pełnić wszystkie funkcje.
A co się dzieje między Szałamachą a Morawieckim? Rzeczywiście iskrzy tak mocno?
Nie iskrzy. Zawsze są pewne różnice zdań, we wszystkich szczegółach.
One są duże? W tej parze?
Nie są duże. Jakikolwiek projekt ustawy się nie pojawia, to przecież nie po to jest wymyślona procedura uzgadniania. Najpierw się uzgadnia w resorcie. Chociaż wydawałoby się, że najpierw powinien minister główny tupnąć nogą i powiedzieć: tak ma być. Nie. Najpierw są dyskusje w departamentach. Potem, pojawiają się różnice między poszczególnymi ministrami. I to są uzgodnienia międzyresortowe.
Ale może to wszystko dziać się w atmosferze przyjacielskiej, a może w atmosferze wrogiej.
Nie, to się dzieje w atmosferze przyjacielskiej. Oczywiście różnice zdań są, wszystkie są później uzgadniane, akt prawny wychodzi z komitetu Rady Ministrów, to ja właśnie jestem od tego, żeby pouzgadniać różnice.
To dlaczego, skoro jest tak dobrze, to dobra zmiana wciąż nie może doczekać się ustawy o podatku handlowym?
Dlatego, że podatek handlowy był bardzo ekspansywnie zaprojektowany. Ta definicja franczyzy, która była bardzo ogólna, ale jednocześnie wszystkich wciągała, była bardzo szczelna, spowodowała protesty naszych handlowców. I stąd trzeba było to poprawić.
Ale minister finansów popełnił tu błąd? Projektując ustawę?
Chciał zbyt zachłannie to potraktować. Ja go rozumiem, bo chciał mieć pewność szczelności systemu.
Dzisiaj ustawa jest gotowa? Czy będą dwa projekty?
My ustawę najpierw skonsultujemy z handlowcami. Przedstawimy im prawdopodobnie dwie wersje, ale to wersje, które różnią się niewiele. To znaczy, może pozornie tak, ale to jest...
...czyli to handlowcy będą wybierali? A jak będą się różnić w zdaniach?
Nie będą wybierali, ale na pewno będziemy z nimi konsultować. Taka jest deklaracja i tego będziemy pilnować, żeby najpierw zobaczyli handlowcy. A później dopiero ustawa ujrzy światło dzienne.
Ale pokażecie im rozumiem dwie wersje tego podatku?
Pokażemy im takie wersje, żeby można było jeszcze dyskutować. Nie możemy mówić, że to jest wersja ostateczna, bo wtedy to nie są konsultacje, ani negocjacje.
A co z 12 złotymi za godzinę? Ministerstwo Rozwoju i Finansów tu akurat są zgodne i nie mają litości dla tego, co wymyśliło Ministerstwo Pracy.
Tutaj mają obawy, bo to jest jednak wkraczanie w relacje między pracodawcą a pracownikiem. Tu akurat rząd niewiele ma do czynienia w tym momencie. To reguluje stosunki zewnętrzne. Ale jest to koniecznie.
Ale ten projekt, który jest teraz wyląduje w koszu? I będzie trzeba pisać nowy? Bo opóźnienia są w pracach nad tą ustawą.
Są opóźnienia, bo są uzgodnienia. Tak, jak podkreśliłem - komisja, Rada Dialogu Społecznego nad tym też pracuje, bo to są relacje między pracodawcą i pracownikiem i tu oni muszą się też dogadywać. Rząd jest arbitrem, ale to zostanie wprowadzone, bo brak tej minimalnej stawki za godzinę powoduje, że pracownicy na głodowych czasami zarobkach muszą pracować.
Ale uważa pan dzisiaj, że zostanie to wprowadzone w jakiej perspektywie - jeszcze tego roku, czy jednak trzeba będzie to przesuwać na 2017?
Tego roku. Ja uważam, że tego roku powinno być wprowadzone.
Ale bardziej wrzesień niż lipiec.
To wszystko zależy od sprawności parlamentu. W sierpniu nie ma parlamentu zwykle, więc...
Parlament, jak dacie mu ustawę, to sobie szybko poradzi, co już wielokrotnie widzieliśmy...
No tak, ale musimy mu dać na przykład w czerwcu, żeby było w lipcu, a jeśli mu damy w lipcu, to będzie we wrześniu.
Czyli rozumiem, że raczej sugeruje pan wrzesień niż lipiec?
Nic nie sugeruję. To wszystko zależy od tego, jak sprawnie wyjdzie z ministerstwa i wtedy do parlamentu trafi.
W czyjej głowie zrodził się pomysł wypłacania 500 złotych programu 500+ w obligacjach?
Ja nie znam takiego pomysłu, powiem szczerze. Może gdzieś tam jakieś plotki chodzą. Absolutnie nie jest to żadne stanowisko rządu i takiego pomysłu oficjalnego nie ma.
Czyli nie będzie 500 złotych w obligacjach - ani obligatoryjnie, ani dowolnie.
...a dowolnie to jak ktoś sobie...
...każdy może sobie kupić oczywiście za te 500 złotych, ale nie będzie tak, że samorządy będą proponowały: "Chcecie w gotówce, damy w gotówce. Chcecie w obligacjach, damy w obligacjach".
Nie, nie będzie żadnego takiego obowiązku. Mogę wszystkich rodziców, co mają dzieci, uspokoić - dostaną 500 złotych, a co z nimi zrobią, jeśli kupią obligacje na rzecz jak dziecko będzie dorosłe, to ich sprawa, naprawdę. Nie ma to znaczenia, bo przecież pieniądze są nieznaczone, więc tak naprawdę, jak one wpłyną do tego budżetu rodzinnego, to nie wiadomo czy to za te 500 złotych jest obligacja, czy one są wydane na inne cele.
Czy z Komisją Nadzoru Finansowego i jej szefem należy zrobić to, co kiedyś robiło się z posłańcami, którzy przynoszą złe wieści?
Komisja Nadzoru Finansowego wielokrotnie udowodniła, że zachowuje się politycznie, ale to szczególnie wtedy, kiedy były rozliczane banki, SKOK-i. Ja miałem takie doświadczenie, będąc członkiem komisji finansów publicznych w poprzedniej kadencji.
Kiedy dzisiaj bije w dzwon alarmowy, mówi: "Ustawa frankowa może kosztować 70 miliardów złotych", to jest zachowanie polityczne?
Nie, jeszcze teraz nie wiem, dlatego że nie ma bazy do tych wyliczeń. Sama kwota...
...oni jakąś mają, skoro to wyliczyli...
To niech pokażą. Ja bym chciał widzieć na przykład, że w takim i w takim roku zaciągnięto tyle i tyle kredytów frankowych, spłacone jest tyle procent, tyle zostało do spłacenia i tak kolejno.
Czyli uważa pan, że źle wykonali swoją robotę?
Niedokładnie, czyli nie pokazują nam wszystkiego i wtedy można dyskutować o pomocy frankowiczom - mając pełne dane, bo może trzeba tę pomoc rozłożyć na lata, bo przecież 70 miliardów... Jeśli to by było prawdą, to niemożliwe jest obciążenie kosztami banków taką kwotą równocześnie, w jednym roku.
Poseł Szewczak mówi: "Za to, co powiedzieli, za te 70 miliardów - odwołać szefa Komisji Nadzoru Finansowego".
Czy za 70 miliardów, to nie wiem, bo czy to jest prawda, czy nie. Natomiast za komentarz, który do tego dołożyli, to rzeczywiście był to komentarz niestosowny, bo oni mieli policzyć bez komentowania, natomiast był komentarz - to wszystko zrujnuje, zrujnujemy budżet, w ogóle pomysł do niczego, zmieszany w błocie itd. To nie jest godny komentarz Komisji Nadzoru Finansowego.
Ale za ten komentarz chciałby pan odwołać szefa Komisji?
Nie, kadencja trwa niedługo. Nie trzeba odwoływać. Po prostu ja bym chciał się dowiedzieć realnie, jakie są koszty, czyli jakie są te kredyty we frankach udzielone.
A ja bym panie ministrze chciał się dowiedzieć realnie, czy ta ustawa o przewalutowaniu będzie w ogóle, czy rządzący machną na nią ręką?
A no właśnie, chcielibyśmy ją wprowadzić, tylko nie mamy nadal pełnej wiedzy...
Ale słyszycie, bo to jest kolejna opinia... Oczywiście to są różnice, czy to kosztuje 40 miliardów czy 70, ale tak czy inaczej, kosztuje to strasznie dużo pieniędzy banki.
Ale może 20? 70? Skąd pan redaktor wie? Ja nie wiem.
To może niech rząd to obliczy, skoro nie wierzycie w obliczenia czy NBP, czy KNF to może wy się weźcie do roboty.
Rząd nie ma dostępu do informacji kredytowych. Taki dostęp do precyzyjnych informacji kredytowych ma KNF, a nie rząd.
Czyli co, poczekacie aż się zmieni szef Komisji Nadzoru Finansowego i wtedy zaczniecie się nad tym zastanawiać?
Mam nadzieję, że KNF udostępni nam bazę, na podstawie której liczył te koszty.
Rozumiem, że szef KNF-u, mimo wszystko, może spać spokojnie. Nie skrócicie go o głowę.
Nie. O głowę nikogo nie będziemy skracać. To jest podstawowa sprawa, także zupełnie spokojnie może spać.
Ale uważa pan, że może tak być, że w ogóle żadnej ustawy o przewalutowaniu nie będzie?
Powinna być jakaś forma pomocy. W tej ustawie, którą złożył prezydent są cztery ścieżki. Ta jedna ścieżka, z tym wzorem, który przelicza przymusowe przewalutowanie - tzw. restrukturyzacja - jest, jak gdyby, trochę kontrowersyjna, natomiast pozostałe ścieżki są do przyjęcia. To jest dogadanie się banku z kredytobiorcą, to jest na przykład problem hipoteki, która czasami jest większa niż wartość mieszkania - także te ścieżki są do przyjęcia, więc, tak na prawdę, ten wzór i przymusowe przewalutowanie jest problematyczne najbardziej.
To na koniec pytanie już nie o ekonomię, a o politykę i ideologię. Czy Prawo i Sprawiedliwość zaakceptuję ustawę zakazującą całkowicie aborcji?
Prawo i Sprawiedliwość nigdy w takich sprawach nie wprowadzało żadnej dyscypliny wśród posłów...
Ale ta ustawa jest już w sejmie. Jak pan zagłosuje na przykład?
Ja zagłosuję za skierowaniem jej do komisji i do pracy w komisji.
A kiedy przyjdzie ostateczne głosowanie? Za całkowitym zakazem?
Ta ustawa jeszcze... to znaczy ja jestem za tym, żeby był całkowity zakaz aborcji, natomiast...
Dużo jest takich jak pan w PiS-ie?
Nie wiem.
Chyba rozmawiał pan z kolegami?
Dyskutowałbym nad tym jakie sankcje powinny być wprowadzane, bo te proponowane sankcje są zbyt ostre. Na przykład dla osób zachęcających to jest trudne do udowodnienia, dla kobiet, które są czasami w trudnej sytuacji... - tu bym był ostrożny.
Ale, tak na pańskie wyczucie nastrojów w PiS-ie, ilu jest takich jak pan, którzy chcą całkowitego zakazu? Raczej 50 procent czy 85 procent?
Trudno mi powiedzieć. W poprzedniej kadencji to bym powiedział było tam 50 procent, ale teraz nasz klub się zwiększył dwukrotnie, więc trudno mi powiedzieć, w tej chwili jakie są te proporcje.
A taka ustawa o całkowitym zakazie aborcji przejdzie przez ten Sejm?
Trudno mi powiedzieć w tej chwili.
A pan by chciał?
My mamy 235 posłów. Nie wiem ilu z nich ma poglądy takie jak ja.