Spotkania szefa partii rządzącej i urzędującego premiera w prywatnym mieszkaniu Prezesa Trybunału Konstytucyjnego są rzeczą tak niebywałą, że gdyby doszło do nich za dowolnego poprzedniego rządu - wybuchłby konstytucyjny i ustrojowy skandal. Ktokolwiek porównuje to do spotkania liderów opozycji z byłym szefem TK w lipcu 2017 roku, jest kompletnym idiotą.
Straciliśmy umiar w zestawianiu zjawisk nieporównywalnych. Rzeczy absolutnie niedopuszczalne i utrzymywane w tajemnicy porównywane są dziś z wydarzeniami powszechnie znanymi i jawnymi. Ostatnia prosta kampanii wyborczej prowadzi nas w krzaki głupawej propagandy. Tak właśnie jest z zestawieniem spotkań Jarosława Kaczyńskiego z Julią Przyłębską u niej w domu, z udziałem Mateusza Morawieckiego.
Gdyby z urzędującym Prezesem Trybunału Konstytucyjnego Andrzejem Rzeplińskim spotkał potajemnie się u niego w domu premier i szef rządzącej koalicji PO-PSL Donald Tusk - wybuchłby skandal. Politycy PiS nie zostawiliby na nich suchej nitki, zarzucając słusznie złamanie kardynalnej zasady trójpodziału władz, które mają się nawzajem kontrolować, a nie raczyć kolacyjkami w chronionych przez związaną z Gazpromem firmę apartamentach.
Kiedy tę dość banalną myśl opublikowałem na Twitterze, zostałem zbombardowany wpisami, przypominającymi spotkanie byłego już wtedy prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego z politykami opozycji w lipcu 2017. Nawet dziennikarze, których uważałem za poważnych. pytali jaka jest między tymi kontaktami różnica. Odpowiadam więc:
Spotkanie polityków opozycji z prawnikami odbyło się 17 lipca 2017 w samo południe. Było zapowiadane jako wysłuchanie publiczne, do którego miało dojść w sali 118 w Sejmie, ostatecznie jednak odbyło się w ogólnodostępnej kawiarni Czytelnik tuż obok Sejmu, ponieważ organizatorzy nie dostali od Marszałka Sejmu zgody na jego przeprowadzenie w Sejmie. Publiczne zaproszenia na to spotkanie bez trudu można znaleźć w internecie do dziś.
Zestawianie takiego przedsięwzięcia z wieczornymi i niejawnymi spotkaniami w budynku chronionym przez firmę o osobliwej renomie wydaje się co najmniej niestosowne.
W wysłuchaniu publicznym w lipcu 2017 R. wziął udział między innymi prof. Andrzej Rzepliński. Od ponad pół roku nie był już jednak ani urzędującym Prezesem Trybunału Konstytucyjnego, ani jego sędzią. Żaden z polityków uczestniczących w spotkaniu nie był też szefem partii rządzącej ani szefem urzędującego gabinetu. Możliwości sprawcze tego grona były, jak zresztą dowiodły późniejsze wydarzenia - żadne.
Porównywanie tego spotkania z naradą w gronie urzędujący premier - szef rządzącej większości - sprawująca funkcję Prezesa TK jest równie uzasadnione, co zestawienie możliwości związku kombatantów z możliwościami Sztabu Generalnego. W mieszkaniu Julii Przyłębskiej spotkali się reprezentanci władzy ustawodawczej - szef PiS, dysponujący większością parlamentarną, wykonawczej - Prezes Rady Ministrów, i sądowniczej, która obie poprzednie winna kontrolować - Prezes TK. Nie byli, ale obecni, pełniący swoje funkcje. Nie jednorazowo, ale regularnie, i nie jawnie, a w tajemnicy.
Spotkanie liderów opozycji z prawnikami odbyło się w biały dzień i w miejscu publicznym. Skoro odmówiono zgody na jego przeprowadzenie w Sejmie - w kawiarni.
Porównanie go z wieczornymi spotkaniami w pilnie strzeżonym, prywatnym apartamencie Julii Przyłębskiej przy al. Szucha wydaje się co najwyżej przejawem upośledzenia intelektualnego zestawiających. To jakby porównać transmitowane w sieci posiedzenie komisji sejmowej z tajnymi kompletami Latającego Uniwersytetu.
Pobrzmiewająca powszechnie jako efekt wydarzeń ostatnich lat teza o zmowie władzy ustawodawczej i wykonawczej przeciw władzy sądowniczej nie potrzebuje już dodatkowego uzasadnienia i dowodów na swoją prawdziwość. Władza ustawodawcza w osobie dysponującego sejmową i senacką większością prezesa PiS i wykonawcza w postaci szefa rządu bez skrupułów potajemnie kontaktuje się z jedynym pozyskanym elementem władzy sądowniczej. Przy kolacji podawanej przez Julię Przyłębską nie może być mowy o ich wzajemnej kontroli. Nawet gorliwi wyznawcy Dobrej Zmiany, jak powołany do Sądu Najwyższego nominat Zbigniewa Ziobry, prof. Kamil Zaradkiewicz podobne kontakty uznali wcześniej za godne potępienia. Nie mieści mi się w głowie, żeby dochodziło do jakichś zakulisowych uzgodnień między Prezesem Trybunału Konstytucyjnego a szefem rządu czy szefem partii politycznej, bo to oznaczałoby sprzeniewierzenie się przez sędziego TK ślubowaniu - twierdził nie tak dawno Zaradkiewicz.
Czy zatem Julia Przyłębska sprzeniewierzyła się ślubowaniu?