Czy prezydent musi niezwłocznie zaprzysiąc wybranych przez Sejm siedmiu nowych członków Państwowej Komisji Wyborczej? Nie musi. Niezwłocznie tego zresztą zrobić nie może, bo Sejm wybrał ich już grubo ponad miesiąc temu. Czy Andrzej Duda powinien to jednak zrobić szybko? Zdecydowanie tak, bo zwłoka może się odbić na prawidłowości bardzo już bliskich wyborów do samorządów.
Nie podzielam nieco histerycznego tonu, jaki pojawił się ostatnio w tej sprawie w mediach. Kadencja wybieranej przez Sejm 7-osobowej większości członków PKW związana jest wprawdzie z kadencją Sejmu, ich członkostwo w Komisji z mocy prawa wygasa jednak z upływem 150 dni od dnia wyborów. Tak opisany termin upływa więc dopiero w połowie marca, zatem stawianie prezydentowi zarzutów prawnych na tym tle jest chybione.
Inaczej jest jednak z uwagami, dotyczącymi racjonalności działania.
Kampania wyborcza przed ogłoszonymi na 7 kwietnia wyborami do samorządów już ruszyła, a i w niej część roli regulacyjnej odgrywa Państwowa Komisja Wyborcza. Zmiana składu PKW na trzy tygodnie przed samym głosowaniem (gdyby prezydent chciał z tym czekać do ostatniej chwili) z pewnością nie przysłuży się stabilności działania komisji. Choćby chodziło o najmniejsze zakłócenia, wynikające np. z braku wcześniejszego doświadczenia w tej roli - powinnością władz jest stanowcze ich unikanie.
Trzeba przy tym pamiętać, że wybory samorządowe to najbardziej skomplikowane z wyborów, organizowanych w naszym kraju. Dotyczą innego niż pozostałe kręgu wyborców (prawo głosowania mają np. mieszkający w Polsce obywatele krajów UE), elekcja obejmuje organy wszystkich szczebli samorządów, częściowo przeprowadzana jest w dwóch turach, a liczba samych kandydatów we wszystkich głosowaniach w 2018 przekroczyła 180 tysięcy.
Oczywiście nie nad wszystkim czuwają osobiście członkowie PKW, ostatecznie jednak to oni potwierdzają ważność czynności wyborczych, które w wyborach samorządowych są bardzo liczne i zróżnicowane. Samo rozpoznanie tak rozległego splotu zjawisk wymaga czasu, którego nowi członkowie PKW nie mają już wiele.
Niestety tak oczywiste argumenty, przemawiające za jak najszybszym zaprzysiężeniem większości nowego składu PKW wybranego przez obecny Sejm jak dotąd na Andrzeja Dudę nie zadziałały. Być może dlatego, że prezydent znacznie mocniej niż w zapewnienie prawidłowości procesów wyborczych angażuje się w najjaskrawszy dziś spór prawno-polityczny, dotyczący losu ułaskawionych ponownie byłych polityków PiS.
Zorganizowanie stosunkowo prostego zaprzysiężenia siedmiu osób przez urząd prezydencki, który potrafił przygarnąć nieoczekiwanie dwójkę skazańców, i prezydenta, który prosto ze spotkania z szefem resortu obrony udał się wczoraj na spotkanie z władzami Solidarności do Karczmy Piwnej w Wieliczce - nie powinno nastręczać wielu problemów. Chyba, że zwłoka wiąże się z treścią korespondencją, prowadzoną przez szefa PKW z marszałkiem Sejmu w sprawie wygaszania mandatów wspomnianych skazańców.
Nie chcę dowierzać, że prezydent Duda nie odbiera ślubowań od członków PKW wybranych przez nowy Sejm dlatego, że potrzebne mu w sprawie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika wsparcie ze strony sceptycznej dziś wobec działań marszałka Hołowni "starej" Państwowej Komisji Wyborczej, wybranej przez Sejm zdominowany przez PiS. Jako obywatel nie powinienem nawet takiej myśli do siebie dopuszczać.
Skoro się jednak nie tylko przecież u mnie, pojawiła - Andrzej Duda powinien kryjące się za nią podejrzenia jak najszybciej rozwiać. Panie prezydencie, proszę przyjąć te ślubowania. Im szybciej, tym mniej zarzutów o angażowanie organów wyborczych w politykę przeczyta pan w kolejnych dniach.