Łyżwiarstwo szybkie jest w drugim koszyku minister Joanny Muchy. Mówimy oczywiście o finansowaniu. Co wam to gwarantuje?
Liczę, że teraz przeskoczymy do pierwszego. Teraz mamy opłaconych trenerów, mamy zapewnione zgrupowania. Pieniądze pochodzą głównie z ministerstwa sportu. RMF FM: Z czego utrzymuje się łyżwiarz szybki?
Nagroda za mistrzostwo Polski wynosi - o ile dobrze pamiętam - 600 złotych. Więc...
Jak wygląda zaplecze kadry narodowej?
Jest szkolone głównie w Zakopanem, w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Tam są szkoleni najlepsi juniorzy. Oni głównie trenują w Polsce, na otwartych obiektach. Przez to dużo tracą, bo obiekty w Polsce działają przez 3 miesiące, a hala na zachodzie działa minimum 6 miesięcy. Juniorzy mają co roku 50 procent treningów mniej niż ich rówieśnicy za granicą. Tu pojawiają się schody. Dlatego ta hala musi powstać, żeby zaplecze miało gdzie trenować. Ten sport na szansę stać się naszym sportem narodowym. Na warszawskie Stegny przychodzi 3 tysiące osób. Właściciele obiektu mają problem z tym, żeby pomieścić ludzi w szatniach.
Ta kadra, to są te same nazwiska od lat. Nic się nie zmienia. Czy to nie jest dobry moment, żeby wprowadzić dziewczynę, która ma 22 - 23 lata, żeby mogła trenować z tobą, Natalią Czerwonką...
Rzeczywiście, brakuje takich dziewczyn. Ale mamy co najmniej 3 zdolne juniorki, które teraz mają 18 - 19 lat. Są w świetnym wieku, żeby zacząć trenować z nami, zacząć nam dorównywać. One też muszą mieć wzorce, do których muszą dążyć. Ja do kadry dołączyłam 4 lata przed igrzyskami w Vancouver.
Po tak ogromnym sukcesie łatwo jest się zmobilizować?
Rzeczywiście, przez ostatnie 4 lata każdy trening wykonywałam z myślą o Soczi. Teraz musiałam trochę to przewartościować. Nie mogę powiedzieć, że wszystko jest zrobione, bo jesteśmy wiceliderkami PŚ. Ja mam za sobą najlepszy sezon w karierze.
W Warszawie rozmawiały - Maja Dutkiewicz i Edyta Sienkiewicz