Czuję wielką ulgę i wielką radość, że na stolicy biskupiej nie zasiądzie człowiek, który współpracował z SB, a później wielokrotnie nas okłamywał – mówi radiu RMF FM publicysta Tomasz Terlikowski.
Jacek Stawiski: Czy czuje pan satysfakcję po rezygnacji metropolity warszawskiego?
Tomasz Terlikowski: Trudno tu – myślę – mówić o satysfakcji. Czuję przede wszystkim wielką ulgę i wielką radość, bo na stolicy biskupiej kard. Stefana Wyszyńskiego nie zasiądzie człowiek, który współpracował z komunistyczną służbą bezpieczeństwa, a później wielokrotnie nas okłamywał. Cieszę się również dlatego, że to jest bardzo dobry krok. Ksiądz arcybiskup wyraził skruchę za to co zrobił. I bardzo się cieszę, że za skruchą w słowach poszła skrucha w czynach. Trudno o bardziej chrześcijański przykład dla tych wszystkich, którzy będą mieli podobne problemy – tak w Kościele hierarchicznym, jak i wśród katolików świeckich – jakie miał ksiądz arcybiskup.
Jacek Stawiski: Dopiero Benedykt XVI zdołał uratować twarz polskiego Kościoła w związku z kryzysem wokół arcybiskupa Wielgusa. Ja pan ocenia tę interwencję najwyższej władzy w Kościele rzymskim? Czy musiało w ogóle dojść do takiej sytuacji, że dopiero papież interweniował
Tomasz Terlikowski: W pewnym sensie pewnie musiało. Mógł to zrobić albo sam ksiądz arcybiskup albo Benedykt XVI. Nikt więcej już takiej decyzji podejmować nie mógł. Decyzję Stolicy Apostolskiej może odwołać Stolica Apostolska. Ewentualnie może poprosić o przeniesienie na stan spoczynku sam arcybiskup. Tutaj nikt więcej tego zrobić nie może. Ja bym z resztą nie powiedział, że akurat Benedykt XVI ratuje twarz polskiego Kościoła. Przez wiele tygodni trwała modlitwa, praca, wypowiedzi bardzo wielu osób świeckich, ale także wspieranych przez kapłanów, którzy często nie mogli się wypowiadać, bo obowiązuje ich posłuszeństwo. Wspierali tych ludzi świeckich, którzy jakoś starali się bronić dobrego imienia Kościoła – wspierali ich modlitwą, wspierali ich dobrym słowem, wspierali ich sakramentami. Można powiedzieć, że to nie jest tak, że Kościół się skompromitował, stracił twarz. Jakaś część być może przedwcześnie wypowiadających się hierarchów naraziła na szwank dobre imię, ale najważniejsze w tej chwili jest to, że wszystko dobrze się skończyło.
Jacek Stawiski: Kto pana zdaniem będzie następcą Stanisława Wielgusa?
Tomasz Terlikowski: Nie wiem, kto będzie następcą Wielgusa. Mam nadzieję, że Kościół pójdzie w tym kierunku, który dawno temu wybrał, wybierając św. Ambrożego. Potrzebny jest młody, nieuwikłany, dynamiczny kapłan, który będzie potrafił rozmawiać z mediami, który będzie akceptował rzeczywistość, ale także taki, który będzie potrafił jednoczyć diecezję, która jest w tej chwili bez wątpienia podzielona.