Mnie martwi ogromna przewlekłość tych spraw. To, że sprawa Józefa Oleksego ciągnie się od 5 lat, jest jeszcze jednym z wielu przykładów choroby polskiego wymiaru sprawiedliwości - mówi historyk Antoni Dudek.
Tomasz Skory: Kiedy parę miesięcy temu wyszło na jaw, że Józef Oleksy był współpracownikiem agenturalnego wywiadu operacyjnego, żaden z historyków wojskowości PRL nie potrafił o tej strukturze nic powiedzieć. Czy teraz historycy są mądrzejsi?
Antoni Dudek: W niewiele większym stopniu. Rzeczywiście w dokumentach ta nazwa się pojawia, ale chcę też powiedzieć, że w dalszym ciągu bardzo wiele dokumentów wywiadu wojskowego PRL, które znajdują się w instytucie jest tajna i to jest decyzja szefa WSI generała Marka Dukaczewskiego. W związku z tym ja nie mogę mówić o pewnych rzeczach, o których wiem.
Tomasz Skory: Ale to nie blokuje procesu lustracji prawda?
Antoni Dudek: Nie. Procesu lustracji według mojej wiedzy nie blokuje, natomiast blokuje badania historyczne.
Tomasz Skory: Mówię o tym dlatego, że dzisiaj zapadnie wyrok w sprawie marszałka Oleksego. Marszałek napisał sprawozdanie - jak wiemy z prasy - z pobytu na studiach w Strasburgu. Pokwitował odbiór paru tysięcy złotych nagrody; spotykał się z oficerami prowadzącymi w kawiarniach, a według niego były to jednak elementy zwykłego szkolenia rezerwisty na wypadek wojny. Według pana co to było?
Antoni Dudek: Ja tych dokumentów nie wiedziałem i nie chcę tego komentować, ale wiemy jak wyglądało szkolenie rezerwistów zazwyczaj – inaczej. To mogę tylko powiedzieć.
Tomasz Skory: Józef Oleksy zapewne się od wyroku odwoła jeśli będzie on niekorzystny. Pan historyk, znający najpaskudniejsze nawet aspekty PRL z takiego przebiegu lustracji jest zadowolony?
Antoni Dudek: Nie ma idealnego przebiegu lustracji. To jest bardzo trudny i bolesny proces. Mnie martwi tylko ogromna przewlekłość tych spraw. To, że sprawa Józefa Oleksego – jeśli pamiętam - ciągnie się od 5 lat, jest jeszcze jednym z wielu przykładów choroby polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Tomasz Skory: Sprawa lustracji Oleksego wraca 9 lat od sprawy Olina i zbiega się dzisiaj akurat z ujawnieniem kompromitujących materiałów na temat rzeczniczki pierwszego niekomunistycznego rządu Tadeusza Mazowieckiego. Małgorzata Niezabitowska twierdzi o swojej teczce, że to wszystko spreparowane. Co pan na to?
Antoni Dudek: Niestety nie mogę się w tym zgodzić. Ja w toku swojej pracy teczki pani Niezabitowskiej nie widziałem. Znam jej zawartość z dzisiejszego artykułu Rzeczpospolitej. Widziałem jednak teczki wielu innych tajnych współpracowników i nigdy nie napotkałem tam sfałszowanej, spreparowanej teczki. I wielu ludzi dzisiaj w Polsce mówiło wcześniej, że takie teczki były fałszowane, ale ja się pytam tych wszystkich ludzi – niech wskażą konkretny przykład. Niech wskażą konkretną teczkę, żebyśmy mogli my historycy z IPN, spoza IPN się jej przyjrzeć i żebyśmy mogli ocenić, czy rzeczywiście takie teczki fałszowano. Na razie słyszę o jakichś anonimowych funkcjonariuszach SB, którzy się podobno przyznają półgłosem, że fałszowali. Niech wystąpi któryś z tych funkcjonariuszy pod imieniem i nazwiskiem.
Tomasz Skory: Ale panie doktorze teczki nie ma. Jest tylko mikrofilm, który może być chyba bardziej sfałszowany niż sama teczka?
Antoni Dudek: Nie. To jest równie wiarygodne. Od lat 70. służba bezpieczeństwa każdą zamkniętą sprawę prowadzoną w formie teczki papierowej, po jej zamknięciu mikrofilmowała i od tego momentu żyła sobie w archiwum w dwóch postaciach – mikrofilmu i teczki papierowej. Ogromna ilość teczek w IPN byłej służy bezpieczeństwa jest w tych dwóch postaciach. Natomiast w przypadku teczki pani Niezabitowskiej, ona jest jedną z tych, które wyniesiono w roku 1990. Być może ją zniszczono, być może nie, ale ten ktoś kto wynosił miał dostęp wyłącznie do teczki papierowej. Mikrofilm był w innym miejscu i najwyraźniej nie miał do niego dostępu i dlatego mikrofilm nie został zniszczony.
Tomasz Skory: Pan wierzy w to, że następnego dnia po przesłuchaniu, Małgorzata Niezabitowska sama przynosi do SB napisane wcześniej w domu zobowiązanie do współpracy. To chyba odstępstwo od reguł przyjmowanych przez SB.
Antoni Dudek: Tak oczywiście. Instrukcja o pracy operacyjnej 1970 roku, która wówczas obowiązywała, mówiła że zobowiązanie musi być własnoręcznie napisane przy oficerze prowadzącym. Ale chcę też powiedzieć, że takie odstępstwa się zdarzały. Tak jest ze wszystkim – instrukcja instrukcją, a życie życiem. Zachodziły pewne odstępstwa, bo oni pracowali z żywymi ludźmi i często godzili się na pewne odstępstwa od instrukcji, po to właśnie, żeby praca operacyjna szła naprzód.
Tomasz Skory: Agent „Nowak” czyli Małgorzata Niezabitowska, to z punktu widzenia zagrożenia dla rządu Tadeusza Mazowieckiego był ktoś istotny? To już było wiele lat po nawiązaniu tej współpracy.
Antoni Dudek: Ja tego nie wiem. Teczka wedle tego, co przeczytałem w artykule Rzeczpospolitej – ostatnie spotkanie ma miejsce w listopadzie 1982 roku, teczka ląduje w archiwum kilka lat później. W moim przekonaniu nie widzę związku z rządem Tadeusza Mazowieckiego. Natomiast oczywiście takie spekulacje można prowadzić. Chce jednak powiedzieć, że z uwagi na politykę jaką prowadził rząd Tadeusza Mazowieckiego w roku 1989–1990 także wobec służb specjalnych – w moim przekonaniu wykorzystywanie tych materiałów przeciwko pani Niezabitowskiej byłoby bez sensu. Ten rząd nie prowadził polityki radykalnego zerwania z dziedzictwem komunistycznym. W związku z tym nie byłoby w interesie ludzi służb specjalnych PRL szkodzenie rzeczniczce tego rządu.
Tomasz Skory: A ta dzisiejsza zbieżność – lustracja Oleksego i ujawnienie materiałów dotyczących Niezabitowskiej to według pana przypadek?
Antoni Dudek: Tak. Sam wybuch sprawy pani Niezabitowskiej jest związany jednoznacznie z postępującym procesem udostępniania pokrzywdzonym informacji. Ona postanowiła ubiec informację, która miał dostać pan Krzysztof Wyszkowski i podjęła pewne działania bardzo dziwne jak zaangażowanie się w ruch poparcia na rzecz IPN. Później ten artykuł w Rzeczpospolitej. Ja bardzo boleję nad tym, że to się tak stało. Ja bym bardzo chciał żeby pani Niezabitowska znacznie większy błąd popełniła w tym roku niż w roku 1981 i 1982. Mogła tę sprawę rozegrać inaczej. Mogła napisać ten artykuł w Rzeczpospolitej w nieco innym charakterze i myślę, że dzisiaj bylibyśmy w zupełnie innym miejscu.
Tomasz Skory: Dziękuję bardzo za rozmowę.
Fot. Marcin Wójcicki RMF Warszawa