Gościem Piotra Salaka w Rozmowie w południe w RMF24 był prof. Maciej Milczanowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Rzeszowskiego. "Rosja potrafi budować wielopoziomowy wpływ - i w sieci, i w realnym życiu, i w różnego rodzaju towarzystwach. Ludzie są pozyskiwani na różne sposoby" - powiedział prof. Milczanowski. Ekspert ujawnił także, jak w związku z tym wyobraża sobie działanie komisji ds. rosyjskich wpływów, a także co sądzi o strefie buforowej na polsko-białoruskiej granicy.
Pewne rzeczy nie będą mogły być ujawniane, ale wygląda na to, że ma to być komisja merytoryczna, w której zasiądą fachowcy. Naprawdę jest co badać - powiedział prof. Maciej Milczanowski o komisji, której przewodniczyć ma generał Jarosław Stróżyk, żołnierz, wywiadowca, dyplomata i generał brygady Sił Zbrjnych Rzeczypospolitej Polskiej.
Odpowiadając na pytanie Piotra Salaka o zasadność powoływania komisji ekspert powiedział, że służby są kluczowe w badaniu wpływów, ale one zawężają swoje działania do swoich struktur. Znam to ze służb wojskowych. Wiem, że trudno jest im wyjść i korzystać z takiego szerszego oglądu sytuacji. Natomiast taka komisja skomponowana z różnego rodzaju specjalistów, moim zdaniem może dodać wielu ciekawych perspektyw. Ta komisja może też rzucić światło uświadamiające problem, bo wielu z nas nie zdaje sobie sprawę z tego, jak te (rosyjskie - przyp. red.) wpływy są budowane - powiedział prof. Milczanowski.
One są budowane na bardzo wielu poziomach. Przeciętny obywatel, który pracuje na przykład tak jak ja na uczelni lub w innych instytucjach, naprawdę bardzo często może sobie nie zdawać sprawy, że bierze udział w grze wywiadu. Tu jest ważna rola, żeby tego (komisji - przyp. red.) nie upartyjnić, ale faktycznie pokazywać mechanizmy działania służb społeczeństwu, żeby było bardziej świadome tego, co się wokół niego dzieje - dodał ekspert.
Piotr Salak dopytując swojego gościa, co to znaczy, że "jest co badać" usłyszał, że Rosja potrafi budować wielopoziomowy wpływ - i w sieci, i w realnym życiu, i w różnego rodzaju towarzystwach. Poszczególni ludzie są pozyskiwani na różne sposoby. To nie jest tak, jak się może wydawać, że płaci się ludziom, żeby donosił czy robili zdjęcia. To są często ludzie, którzy nieświadomie dostarczają informacji innym ludziom, których nie podejrzewają o współpracę z wywiadem, a potem pozyskane informacje spływają do odpowiednich centrów w Rosji. Potem z tego buduje się potem pewne kalkulacje, które mogą umożliwiać wpływ na przykład na infrastrukturę krytyczną.
Takie rzeczy dzieją się na przykład na konferencjach naukowych. Kiedyś miałem okazję uczestniczyć w konferencji, która jak potem okazało się była organizowana przez rosyjskich “naukowców" tutaj w Rzeszowie. Większość ludzi uczestniczących w tej konferencji to byli ludzie ze służb rosyjskich, o czym później się dowiedziałem. Mówię o czasach jeszcze przed wojną jeszcze długo; to był rok 2014. Takie rzeczy były realizowane taśmowo - powiedział prof. Milczanowski przywołując swoje własne doświadczenie.
Piotr Salak dopytywał eksperta również o to, czy do publicznej wiadomości powinno być podane na przykład to, kto był rosyjskim agentem lub ile zarobił.
Trudno mi powiedzieć. Służby działają trochę inaczej, chyba, że trzeba pewne osoby wskazać. Zazwyczaj osoby, które są ujawniane służą do dalszych działań operacyjnych. Nie ujawnia się całej procedury, która istnieje, natomiast można pokazywać mechanizmy. Być może jednak tutaj rzeczywiście będą ważne osoby, które trzeba będzie szybko ujawnić, bo bez tego nie uświadomimy mechanizmów. Ja jednak nie mam oczekiwań, że dowiem się, kto to był konkretnie, ale może takie działania będą potrzebne - powiedział prof. Milczanowski.
Piotr Salak pytał eksperta również o sens tworzenia strefy przy granicy, kiedy na miejscu są żołnierze, policjanci oraz straż graniczna oraz o to, czy ma ona zatrzymać napływ ludzi z Białorusi czy też naszych obywateli - żeby nie podchodzili blisko.
Wydaje mi się, że z każdej strony. Mówi pan, że tam są służby, jednak bardzo często spotykałem się z taką niefrasobliwością, że nawet w czasie strzelania i ostrych działań poligonowych ludzie wchodzili zbierać grzyby. Słysząc strzały, wybuchy, wchodzili na poligon. Trzeba podejmować działania, które ograniczają możliwości niepotrzebnego ryzyka. Wydaje mi się, że to zasadna decyzja.
Jest coś takiego, jak sekcja cywilno-wojskowa, która ustala po stronie wojskowej wymogi militarne i po stronie cywilnej potrzeby ludności lokalnej. To nie może być jak od linijki 200 metrów, tylko trzeba uwzględnić różne potrzeby i uwarunkowania. Trzeba zadziałać elastycznie, żeby niepotrzebnie nie antagonizować i żeby nie było problemu z egzekwowaniem tej strefy - powiedział prof. Milczanowski odpowiadając na pytanie Piotra Salaka o to, jak pogodzić interesy społeczności lokalnych z wymogami bezpieczeństwa.