"Wojsko izraelskie atakuje z trzech punktów wokół miasta Gazy - od wybrzeża, od obozu Dżabalija, od północy od sieci obozów Bajt Hanun i od południa. Nie wiem, czy można to nazwać pierścieniem, na pewno są to takie trzy miejsca koncentracji sił"- tak o tym, co dzieje się teraz wokół Strefy Gazy mówił w Rozmowie o 7:00 w RMF FM i Radiu RMF24 płk Piotr Łukasiewicz.
Jak dodawał były ambasador Polski w Afganistanie, o wyborze tych miejsce decyduje to, że są to punkty dojazdowe do miasta Gazy. Odcięcie tego miasta ma umożliwić tzw. rajdy, wypady w stronę centrum po to, by niszczyć punkty oporu Hamasu oraz tunele pod Strefą Gazy.
Ale też dość ewidentnie ten pierścień nie jest tak szczelny, ponieważ trwają również walki na zapleczu wojsk izraelskich. Tam, gdzie ustanowili swoje posterunki - za nimi wymiana ognia bronią lekką się również odbywa. To są raczej punkty natarcia, nie nazwałbym tego pierścieniem - ocenił płk Łukasiewicz.
Gość Rozmowy o 7:00 w RMF FM i Radiu RMF24 mówił również o ewakuacji ludności cywilnej ze Strefy Gazy. Jego zdaniem Izrael będzie się musiał w końcu na to zgodzić. Izrael musi ulec tym naciskom, ponieważ na dłuższą metę poparcie dla jego działań będzie po prostu słabło. W ostatnich dniach Ehud Barak, były już premier Izraela z tych czasów, kiedy jeszcze Izrael potrafił rozmawiać z Palestyńczykami, powiedział, że daje dwa tygodnie Izraelowi na to, żeby to poparcie - jeśli jakiekolwiek jeszcze istnieje - ostatecznie nie zgasło - wyjaśniał płk Piotr Łukasiewicz.
Izrael więc nie może ciągnąć w nieskończoność tego oblężenia, nie może utrzymywać tego tempa operacji, zwłaszcza powietrznej, ponieważ straci tę najcenniejszą monetę, jaką jest pewnego rodzaju wsparcie, po tym potwornym ataku, który miał miejsce 7 października. Bo to o nim trzeba mówić jako o źródle wojny, którą obserwujemy teraz - dodał gość RMF FM i RMF24.
Zdaniem Łukasiewicza "intensywna operacja wojskowa będzie powodowała straty cywilne". Świat, Europa, Stany Zjednoczone naciskają na to, aby przynajmniej dokonywać jakiś takich pauz, nie zawieszenia broni, ale krótkich kilkugodzinnych przerw w ostrzałach po to, żeby jak najwięcej ludzi uciekło na południe Strefy Gazy, poza tę linię wyznaczoną przez Izrael jako taką linię bezpieczną - mówił płk Łukasiewicz.
Rozmówca Pawła Balinowskiego odniósł się również do sytuacji Palestyńczyków. Jego zdaniem "jest beznadziejna". Oni nie mają gdzie uciec, są zarządzani przez władzę, która jest de facto grupą terrorystyczną, która zaatakowała Izrael i to zaatakowała w sposób bezprecedensowy. I nie ma alternatywy dla tej władzy również. Przed Izraelem stoi w dłuższej perspektywie pytanie, co zrobić ze Strefą Gazy po tym, jak już znacząco uszczuplą siły Hamasu - mówił gość Pawła Balinowskiego.
Płk Piotr Łukasiewicz był również pytany o sytuację w Ukrainie. Czy ostatni głośny wywiad naczelnego dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy świadczy o takim ponagleniu Zachodu, żeby przyspieszył dostawy broni, czy może jest to przygotowywanie świata do tego, że ta wojna będzie musiała się zakończyć jakimś porozumieniem z Rosją i oddaniem jakiś ukraińskich terytoriów?
Jedno nie wyklucza drugiego. Przy czym oczywiście moja interpretacja jest taka, że jest to, to pierwsze raczej. Gen. Załużny wystąpił po pierwsze dlatego, żeby skontrować wyjątkowo nieszczęśliwy artykuł w "Times" sprzed dwóch tygodni. Jakieś plotki z otoczenia prezydenta Zełenskiego stały się powodem do jakiegoś wyjątkowo nieprzyjemnego artykułu w ważnej gazecie. I Ukraińcy muszą skontrować tego rodzaju nieprzyjazne wobec siebie i swojej sprawy zjawiska medialne. Natomiast po drugie - i to jest chyba najważniejsze - że gen. Załużny pokazuje, i Ukraińcy pokazują, co trzeba zrobić, żeby wygrać tę wojnę - wyjaśniał płk Łukasiewicz.
I chcą tę wojnę wygrać. Bo dla nich ta wojna jest wojną egzystencjalną. My często kalkulujemy, że to są wielkie gry sił światowych, ale dla Ukraińców jest to po prostu wojna o egzystencję, o ich istnienie fizyczne - dodał gość Pawła Balinowskiego.
Jego zdaniem generał Wałerij Załużny wskazuje również na "niedostatki tej strategicznej kalkulacji Zachodu, który zbyt wolno przekazuje te takie agresywne środki uzbrojenia". Mówię tu artylerii dalekiego zasięgu, o samolotach i o większej liczbie czołgów, które pozwalałyby Ukraińcom na powrót do tego, co dawało im zwycięstwa w ubiegłym roku, czyli na manewr. Bo w tej chwili Załużny mówi, że wojna stała się pozycyjna i rzeczywiście w tej wojnie na czas Ukraina nie ma większych szans - mówił płk Łukasiewicz.
Zwłaszcza, że - jak zauważył prowadzący rozmowę Paweł Balinowski - ukraińska kontrofensywa nie posuwa się zbyt szybko. Dla mnie odkryciem było to, że Ukraińcy tak netto stracili kilkaset kilometrów kwadratowych. I Załużny mówi dość prosto: jeśli nie będziemy mieli samolotów, czołgów, wozów bojowych w większych ilościach oraz przede wszystkim środków rozminowania terenu, to wojna będzie wojną pozycyjną i wojną na oczekiwanie, że w Rosji dokona się jakiś przełom polityczny. Tylko, że jakoś się nie zapowiada - stwierdził nasz gość.
A jak wygląda sytuacja Rosjan? W Rosji dominuje jedno zjawisko z psychologii narodowej: oni są autentycznie na wojnie z Zachodem, oni czują, że to, na czym polegają, czyli państwo, państwowe instytucje, armia, policja to swoje życie opierają na tym, że ta struktura w jakikolwiek sposób działa. I czują, że jeśli tę wojnę by przegrali, to państwo by się w jakiś sposób mogło rozpaść. O czym zresztą przecież mówimy od półtora roku, że Rosja upadnie, jeśli tej wojny nie wygra. I Rosjanie autentycznie się tym przejęli - mówił gość RMF FM i RMF24.
Czyli podobnie jak dla Ukraińców ta wojna jest o przetrwanie? Oczywiście, że tak. Trzeba przyjąć to do wiadomości, że Rosjanie traktują to jako wojnę o przetrwanie swojego państwa, w które wierzą, które jest jedynym źródłem stabilności, pensji, emerytur. To nie jest wojna z wyboru, wojna z kaprysu Putina. Ale ma ona solidne oparcie społeczne i to tak naprawdę jest tą rezerwą, tym pokładem, zasobem Kremla w kontynuowaniu tej wojny. Przy czym oczywiście też mogą nastąpić wydarzenia, które są niekontrolowane - tłumaczył.
Rosja tę wojnę też w pewien sposób przegrywa. Rozmieniła się całkowicie na drobne. Była potęgą, była supermocarstwem atomowym i konwencjonalnym. Od 24 lutego ubiegłego roku trwa ujawienie, że to wcale żadne mocarstwo nie jest. Tam jest tak dużo procesów, czasami ze sobą sprzecznych pokazujących z jednej strony siłę państwa rosyjskiego, z drugiej strony jego słabość, że trudno ocenić tak naprawdę, do czego to doprowadzi. Zawsze wydarzenia decydują o przebiegu historii, a nie nasze opinie - dodał płk Łukasiewicz.