Nowy papież musi być w takim wieku, aby nie tylko duchowo, ale i fizycznie sprostać wyzwaniom medialnej epoki, w której żyjemy. Musi być rzeczywistą twarzą Kościoła, przebijającą się ze swoim przekazem do opinii publicznej.
W Castel Gandolfo spotkałem młodego Amerykanina z biblią pod pachą i iPhonem w kieszeni. Była godzina 19.30, czwartek 28.02. Przyjechałem tutaj, bo liczę na to, że Benedykt XVI zmieni zdanie i odwoła swoją abdykację - powiedział mi. Raczej nie ma to szans - odrzekłem. Mamy jeszcze pół godziny, ciągle jeszcze może się stać coś nieoczekiwanego - odpowiedział nowojorczyk, wielki zwolennik pontyfikatu niemieckiego biskupa Rzymu. Jego życzenia się nie spełniły. Skończył się pontyfikat Benedykta XVI i jednocześnie pewna era w historii Kościoła katolickiego.
Dziś papież-emeryt odpoczywa w letniej rezydencji. Jak mi powiedział na Placu Świętego Piotra pewien niemiecki fotoreporter, wyobrażam sobie, że 86 letni papież-emeryt siedzi sobie w fotelu, popija wino i z dystansu przygląda się przygotowaniom do konklawe. Kim będzie jego następca?
Z rozmów, jakie przeprowadziłem w Stolicy Apostolskiej wynika jedno: z pewnością będzie to papież, który w przeciwieństwie do ostatnich swoich poprzedników nie był na Soborze Watykańskim II i prezentuje nowe spojrzenie na świat otaczający Kościół. Papież musi być młodszy, w takim wieku, aby nie tylko duchowo, ale i fizycznie sprostać wyzwaniom medialnej epoki, w której żyjemy. Musi być rzeczywistą twarzą Kościoła, przebijającą się ze swoim przekazem do opinii publicznej. Być może konserwatystą, ale umiejącym się posługiwać iPhonem.
Musimy dotrzeć do ludzi, zwłaszcza do młodych. Priorytetem musi być głoszenie Dobrej Nowiny w taki sposób, aby świat mógł ją rzeczywiście usłyszeć - to słowa amerykańskiego kardynała Donalda Wuerla. Inny z purpuratów, cytowany przez "La Stampę" mówi wprost: Potrzebujemy papieża jak święty Franciszek, kogoś, kto umiałby jak Jan Paweł II wychodzić do świata z uśmiechem, ukazać oblicze Bożego miłosierdzia, umiejącego zreformować Kurię, aby uczynić ją bardziej wiarygodną i transparentną.
Z tym łączy się oczywiście postulat większej otwartości i szybkiego reagowania na skandale w obrębie Kościoła. Nie możemy mieć nic do ukrycia. Najgorsze jest nieczyste sumienie i ukrywanie swoich grzechów - usłyszałem od jednego z duchownych w Watykanie. Świetnie współbrzmią z tą opinią słowa Hansa Zollnera SJ, dyrektora Instytutu Psychologii Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. Jego zdaniem ważne jest przygotowanie strategii medialnej. Jeśli media widzą, że coś ukrywamy, to i tak w końcu do tego się dobiorą. Jeśli zawiniłem, jako biskup, jako przełożony zakonny, powinienem dobrowolnie do tego się przyznać - mówi Zollner.
W tym kontekście ważne będą losy tajnego raportu trzech kardynałów-detektywów, sporządzonego w zeszłym roku na polecenie Benedykta XVI po wewnętrznym śledztwie, jakie przeprowadzili oni na temat opisywanych w mediach watykańskich intryg i wycieku dokumentów. Wielu kardynałów-elektorów daje do zrozumienia, że sprawa ujawnienia dokumentów, a wraz z nimi konfliktów w Kurii Rzymskiej musi pojawić się w agendzie trwających właśnie posiedzeń kardynałów, czyli kongregacji, poprzedzających konklawe.
Zza Spiżowej bramy słychać, że dyskusji na ten temat nie da się uniknąć. Pewnie wróci także po konklawe. To będzie test na wiarygodność i transparentność Watykanu i nowego papieża. Czy będzie to św. Franciszek nowych czasów?