„W 1985 roku nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo pieniądze mogą ciążyć na polityce” – mówi założyciel i długoletni przywódca Konfederacji Polski Niepodległej Leszek Moczulski o tym, jak przed Okrągłym Stołem jego środowisko polityczne myślało o funkcjonowaniu władzy w Polsce. W programie Post Scriptum, w rozmowie z Marcinem Zaborskim opowiada nie tylko o pieniądzach i polityce, ale także swoich relacjach ze Służbą Bezpieczeństwa.
W kolejnej odsłonie Post Scriptum Leszek Moczulski historyk, polityk, założyciel i przywódca Konfederacji Polski Niepodległej opowiada m.in. o tym, jak po wejściu do Sejmu kuszono jego środowisko politycznymi apanażami. Mówiono mi później, idź do rządu, weź ze trzy ministerstwa, będziecie mieli pieniądze. A ja nie po to siedziałem w więzieniu, by być złodziejem grosza publicznego - podkreśla.
Jak deklaruje, "na pewno warto poświęcić życie dla polityki". Choć dzisiaj to już trochę wstyd - dodaje. Wtedy gdy ja się zajmowałem polityką w konspiracji i w jawnej opozycji - to warto było i trzeba było się nią zajmować - przyznaje.
Czy czuje się pan spełniony w polityce? Moim spełnieniem było osiągnięcie niepodległości przez Polskę i w tym sensie czuje się spełniony - odpowiada były opozycjonista. Zaznacza jednak, że od początku zgłaszałem zastrzeżenia do złej polityki. Tłumaczyłem ludziom, że niepodległość to wcale nie znaczy dobra polityka.
Leszek Moczulski wyjaśnia też, jak rozumie to, co kryje się pod pojęcie polityki. Polityka to zajęcie przede wszystkim intelektualne. Jak się nie myśli, nie ma żadnej polityki. Można bawić się, udawać, być mężem stanu, chodzić w ładnych krawatach, ale trzeba wiedzieć o czym myśleć - mówił gość Post Scriptum.
Leszek Moczulski opowiada także o wyobrażeniach swojego opozycyjnego środowiska z okresu PRL-u na temat sprawowania władzy. Mówi, że nie doceniał tego, że polityka to nie tylko ideały i dobre założenia.
W roku 1985 nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo pieniądze mogą ciążyć na polityce - przyznaje. Mówiono mi później, idź do rządu, weź ze trzy ministerstwa, będziecie mieli pieniądze. A ja nie po siedziałem w więzieniu, by być złodziejem grosza publicznego - stanowczo podkreśla nasz rozmówca. Zaznacza jednocześnie - że to coś czego "nie doceniłem i nie przewidziałem" - to fakt, że bez dużej ilości pieniędzy, nie można prowadzić polityki.
Nasz gość opowiada także o swoich relacjach ze Służbą Bezpieczeństwa w roku 1977. Mówi o swoim zatrzymaniu i rozmowie z jednym z głównych oficerów Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych.
Najpierw chcieli mnie podejść mówiąc: "My wiemy co pan robi, proszę się przyznać!" A ja pytam do czego? I poprosiłem, żeby wysłali mi wezwanie. Jak dostanę regularne wezwanie to przyjdę. I odpowie pan na pytania? Odpowiem - wspomina tamtą rozmowę Moczulski.
To była taka zabawa - mówi gość Marcina Zaborskiego i przyznaje "tak się rozpoczęła seria moich rozmów". Polegało to na tym, że dostawałem do ręki wezwanie. Było to z 6-8 razy. Spytał się mnie, czy wolę rozmawiać w biurze czy w kawiarni. Odpowiedziałem: oczywiście w kawiarni.
Założyciel i lider Konfederacji Polski Niepodległej w programie Post Scriptum wspominał okres przełomu roku 1989 i postać ówczesnego premiera pierwszego solidarnościowego rządu Tadeusza Mazowieckiego. Był człowiekiem wysoce wykształconym, inteligentnym, uczciwym, ale na klęczkach - mówił. Nasz gość w ten sposób ocenił politykę rządu Mazowieckiego wobec Związku Radzieckiego. (Mazowiecki - przyp. red.) mówił "Moskwa jest potężna", a dla nas Moskwa to było coś, co szło do upadku. To była podstawowa różnica - mówił Leszek Moczulski.
Na pytanie o marzenia niepolityczne nasz gość odpowiada: Chciałbym, żeby nareszcie w Polsce powstał dobry system edukacyjny. Ale - jak zastrzega - mówić może tylko o tym, na czym się zna, czyli na naukach humanistycznych. Leszek Moczulski ostrzega, że dzisiaj w Polsce rządzi historia PRL-owska. Jakkolwiek ludzie, którzy ją rozwijają, o tym nie wiedzą. Nie wiedzą, bo tak zostali wychowani.