"Mam taki kompleks, że nie byłem wtedy, kiedy powinienem być w domu. Moja córka ma do dnia dzisiejszego uzasadnione pretensje, że nie miała mnie w dzieciństwie" - mówił w programie Post Scriptum, nowym cyklu na RMF24.pl były minister spraw wewnętrznych, były szef Urzędu Ochrony Państwa i Agencji Wywiadu Zbigniew Siemiątkowski. To cena, jaką zapłacił za udział w polityce. Z drugiej jednak strony zaznaczał, że „sam się do tej roboty najął. Nikt go nie zmuszał. Lubił ten świat i tych ludzi”. Przyznaje, że wciąż jest zwierzęciem politycznym, choć jest już na "odwyku" 12 lat.
Nasz dziennikarz rozmawiał ze Zbigniewem Siemiątkowskim o jego wieloletnim doświadczeniu w kierowaniu resortami służb specjalnych w Polsce oraz jego wieloletniej politycznej aktywności w Sojuszu Lewicy Demokratycznej, który nasz gość współtworzył i z którym związał się od początku jego istnienia.
Pytał także o osobisty koszt zaangażowania w życie polityczne.
Byłem w różnych miejscach, w których nigdy w życiu bym nie był, gdybym nie uprawiał tego zawodu. Poznałem ludzi, których nigdy bym nie poznał, byłem w miejscach i przy sytuacjach absolutnie historycznych - mówił o bilansie swojej zawodowej aktywności politycznej nasz gość.
Zbigniew Siemiątkowski pytany o osobistą cenę, jaką musiał zapłacić, decydując się na związanie swojego życia na wiele lat z polityką, mówił, że największym problemem były dla niego straty i kłopoty rodzinno-domowe. Nasz gość mówił, że zapłacił wysoką cenę osobistą i odczuwa z tego powodu kompleks.
Nie byłem wtedy, kiedy powinienem być w domu - mówił. Dodał, że jego córka do dnia dzisiejszego ma uzasadnione pretensje, że nie miała w dzieciństwie i w latach młodości ojca. Kiedy ja już miałem czas, ona już nie miała takiej ochoty obcować z ojcem, jak chciała kiedyś. Bilansując ten czas, nasz gość stwierdził, że jednak "pozytywy przeważają nad negatywnymi odczuciami".
Byłem wiecznym optymistą, ale ten optymizm brał się z pewnej wiedzy - mówił nasz rozmówca. W 1990 roku, są na to świadkowie, kiedy powstawało SdRP i nikt nie dawał jej więcej jak 3 miesiące życia, publicznie powiedziałem, że za 3-4 lata ta partia wygra wybory - opowiada.
Nasz gość swoje profetyczne zdolności wywodzi ze swojego uczelnianego warsztatu politologa. Czegoś mnie na tym wydziale nauczono - mówił Siemiątkowski. Podobnie byłem pewny, jako rzecznik Aleksandra Kwaśniewskiego, że w 1995 roku wygra wybory prezydenckie, tak byłem pewny po 2000 roku, że to już ostatni moment dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej - podkreśla.
To, co robiłem, zawsze starłem się robić jak zawodowiec. Zawodowcy zostawiają emocje za drzwiami gabinetu, w którym pracują - opowiada o swojej pracy i dodaje, że w służbie, którą kierował, obowiązywała znana zasada: nigdy, przenigdy nie przyznawaj się, a nawet jak cię złapią za rękę, mów, że to nie twoja. Inaczej te służby nie mogłyby funkcjonować - zaznacza.
Przyznaje, że był świadomy, że za każdą decyzję, którą będzie podejmował, musi wziąć odpowiedzialność. I tylko ja będę odpowiadał. Nie będzie wtedy przyjaciół. I jeśli dojdzie do czegokolwiek, zostanę sam. Doświadczyłem zresztą tego. Każdy, kto był w tamtym miejscu, wykonuje gest kelnerski - to nie ja, to on. Taki job - zaznacza.
Sam się do tej roboty nająłem. Nikt mnie nie zmuszał. Lubiłem ten świat i tych ludzi. To tak samo, jakby zostać dyrektorem zoo i nie lubić zoo - uśmiecha się.
Moim prywatnym zdaniem mieliśmy tylko jednego męża stanu - Tadeusza Mazowieckiego. Był jedynym, który myślał kategoriami państwa, myślał dalej niż jedne czy drugie wybory, myślał nie jedną tylko dwoma dekadami - mówił profesor Zbigniew Siemiątkowski - niegdyś polityk, dzisiaj politolog.
Nasz gość dostrzega wielu ważnych polityków w najnowszej historii Polski, ale zastrzega, że warto rozróżnić zręcznych taktyków od wielkich polityków. Porównał to do literatów, "są wielcy pisarze i znani pisarze. I niekoniecznie znani pisarze są wielcy". Tadeusz Mazowiecki to była osoba, wobec której czapki z głów - dodał.
Zbigniew Siemiątkowski w rozmowie z Marcinem Zaborskim stwierdza, że wciąż jest zwierzęciem politycznym. Nie potrafię obserwować na luzie tego, co dzieje się w Sejmie. Polityczną młodzież mamy fatalną, ręce opadają - przyznaje.
Otwarcie mówi też, co go w dzisiejszym życiu publicznym boli najbardziej. Boli mnie wyrzucenie 30 lat mojego życia w PRL-u. Tego nie mogę zaakceptować, przez sam fakt, że ktoś obraża moją pamięć. (...) Moje wspomnienia daleko odbiegają od tego, co teraz słyszę o PRL-u. (...) Jeśli coś godzi w ludzką pamięć, to zawsze wywołuje negatywną rekcję - zaznacza.
Oczywiście w rozmowie pojawia się wątek Aleksandra Kwaśniewskiego i ich relacji, więzień CIA, praw człowieka i kwestii kłamstwa w polityce.
Zbigniew Siemiątkowski ma też jedno marzenie. Wielkie i nierealne... by ludzie się kochali.
Marcin Cieślak