"Wtedy, kiedy część tych ludzi wchodziła do resortów, były deklaracje, że jeżeli to rządzenie dobrze nam pójdzie, to wtedy będą startowali do Parlamentu Europejskiego. Ale oprócz tego, jeszcze ważniejsze - prezes tego nie ukrywał: wybory do Parlamentu Europejskiego to pierwsza tura wyborów do parlamentu polskiego. (…) Te wybory są niesłychanie ważne ze względów krajowych" - tak europoseł PiS Zbigniew Kuźmiuk skomentował w Porannej rozmowie w RMF FM obecność ministrów i wiceministrów na listach Prawa i Sprawiedliwości w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Dopytywany o kandydaturę szefowej MEN Anny Zalewskiej, zdradził: "Nikt nie chciał się podjąć wzmocnienia liceów i likwidacji gimnazjów. (...) Kiedy wygraliśmy wybory, większość doradców nam to odradzała: ‘Nie ruszajcie tej reformy!’".
"Ta reforma została przeprowadzona naprawdę w miarę bezkolizyjnie. (...) Przeprowadzenie tego bez konfliktu z samorządami i bardzo sprawnie okazało się sukcesem pani minister Zalewskiej i nas wszystkich" - przekonywał europoseł.
"Ludzie ‘na dole’ to katolicy, chodzący do kościoła. Jeżeli PSL zapisuje się do tęczowej koalicji, to nic dziwnego, że burzy się w nich krew - i myślę, że duża część z nich na kandydatów PSL-u w wyborach do Parlamentu Europejskiego nie będzie głosowała" - tak Zbigniew Kuźmiuk - w przeszłości przez wiele lat związany z Polskim Stronnictwem Ludowym - skomentował dołączenie tej partii do Koalicji Europejskiej. Jak stwierdził: "to próba oderwania PSL-u od korzeni".
"Nie jestem w stanie tego wyjaśnić" - tak Zbigniew Kuźmiuk skomentował w internetowej części rozmowy fakt, że dyrektor Martyna Wojciechowska zarabia więcej niż jakikolwiek inny dyrektor w Narodowym Banku Polskim. Jak zaznaczył: "Zrobiliśmy, co można było, w tej sprawie. Wprowadziliśmy ustawę, w której wynagrodzenie dyrektora departamentu nie będzie mogło być wyższe niż 60 procent wynagrodzenia prezesa".
Robert Mazurek: Moim gościem jest niedoceniony poseł do Parlamentu Europejskiego - bo dwie kadencje w PE, kadencja w Sejmie, był pan marszałkiem województwa mazowieckiego - i co? I wylądował pan na trzecim miejscu.
Zbigniew Kuźmiuk: No tak jakoś nie mam szczęścia do pierwszych miejsc.
Nawet do drugich…
Zarówno w poprzednim ugrupowaniu - PSL - nie miałem pierwszego miejsca, podobnie jest w Prawie i Sprawiedliwości, ale nie narzekam. Panie redaktorze, to są bardzo mocne listy, wszystko w naszych rękach, w rękach wyborców.
W czym jest od pana lepsza Maria Koc? Senator jednej kadencji, ona jest na drugim miejscu.
Jest wicemarszałkiem Senatu.
Tak jak Adam Bielan…
Bardzo dobrym wicemarszałkiem, zajmującym się sprawami Polonii. Jest kobietą - chcieliśmy, żeby na listach, oprócz mężczyzn, równie wysoko były kobiety - stąd drugie miejsce.
A może po prostu pan marnie pracuje w Brukseli, więc uznano, że "nie, dajmy mu spokój"…
Wydaje mi się, że tę kadencję trzeba zaliczyć od udanych. Chociaż w oczywisty sposób, będąc w trzeciej co do wielkości frakcji, w momencie, kiedy jest niepisane porozumienie pomiędzy chadecją a socjalistami, tych naszych przedsięwzięć jakoś forsować specjalnie w parlamencie nie możemy.
Panie pośle, a czym pan wytłumaczy tę ewakuację ministrów do Brukseli? W tej chwili kandyduje ośmioro ministrów i wiceministrów, a Jarosław Kaczyński w naszym studiu zapowiedział, że brana jest pod uwagę również minister Rafalska.
Pani minister Rafalska, jeżeli wystartuje, to z okręgu zachodniopomorskiego i lubuskiego...
No i?
I tam jest liderem Joachim Brudziński i wszystko wskazuje na to, że...
Ale to nie o to chodzi. Po co wystawiać ośmioro ministrów i wiceministrów? Na Boga, tak mało zarabiają, że muszą dorobić natychmiast w Brukseli?
Nie, panie redaktorze, wtedy, kiedy część tych ludzi wchodziła do resortów, były deklaracje, że jeżeli to rządzenie dobrze nam pójdzie, to wtedy będą startowali...
W nagrodę...
...będą startowali do Parlamentu Europejskiego, ale oprócz tego, co jeszcze ważniejsze - prezes tego nie ukrywał: wybory do Parlamentu Europejskiego to pierwsza tura wyborów do parlamentu polskiego.
Taki trójpak mamy, bo są wybory do Parlamentu Europejskiego, wybory do Sejmu i w perspektywie wybory prezydenckie.
Te wybory są niesłychanie ważne ze względów krajowych, dlatego te propozycje programowe są zorientowane na kraj - te europejskie przyjdą później.
Ja wszystko rozumiem, tylko niech pan wytłumaczy, dlaczego tego wszystkiego nie mogą robić inni ludzie? Nie macie kadr, musicie to wszystko ministrami łatać?
Nie, panie redaktorze, ci ludzie, którzy są wiodącymi ministrami, wcześniej nie byli specjalnie znani...
To świetnie. Minister edukacji Anna Zalewska nie ma żadnych szczególnych osiągnięć w polityce międzynarodowej i wybiera się do Parlamentu Europejskiego -i to w obliczu wielkich protestów nauczycieli jeszcze wiosną.
Pani minister Zalewska przeprowadziła w miarę bezkolizyjnie jedną z fundamentalnych (reform)...
Niech pan zobaczy, co będzie wiosną - to będzie ta bezkolizyjna...
Ale ja chcę powiedzieć o tej reformie, która się dokonała. Przecież nikt nie chciał się podjąć wzmocnienia liceów i likwidacji gimnazjów...
Jak to: nikt się nie chciał podjąć? Przecież to było w waszym programie.
To prawda, ale mimo że to zapisaliśmy, to w momencie, kiedy wygraliśmy wybory, większość doradców nam to odradzała: "Nie ruszajcie tej reformy!".
Chce pan powiedzieć, że to była jedna jedyna desperado, która się zgodziła - i teraz trzeba wynagrodzić jej te męki?
Nie. Ta reforma została naprawdę przeprowadzona w miarę bezkolizyjnie. Przypominam, że samorządy są odpowiedzialne za prowadzenie szkół. Przeprowadzenie tego bez konfliktu z samorządami i bardzo sprawnie okazało się sukcesem pani minister Zalewskiej - i, myślę, nas wszystkich.
Myślę, szczerze powiedziawszy, że teza o tym, iż ta reforma okazała się sukcesem, jest co najmniej dyskusyjna. Tzn. jak będzie ten protest nauczycieli, to będziecie się wszyscy łapali za głowę, że na miesiąc przed wyborami macie pożar w całym kraju.
Tyle tylko, że to jest oddzielna sprawa. Regulacje płacowe a reforma edukacji to są dwie oddzielne sprawy. I rzeczywiście, jeżeli chodzi o płace, to nauczyciele mają określone oczekiwania...
Minister prezydencki mówi, że można sobie dorobić (przy pomocy) 500+.
Ja myślę, że tę myśl wyrwano jednak z kontekstu. Minister na pewno - to jest bardzo wrażliwy i delikatny człowiek - wprost takiej myśli nie sformułował.
Mam nadzieję, że minister będzie miał okazję u nas w studiu o tym powiedzieć. Proszę powiedzieć: jak pan patrzy na swoją byłą partię - PSL, to nie żal panu, że tak mocno boksowaliście PSL w wyborach samorządowych, że teraz nie chce nawet myśleć o jakiejkolwiek koalicji z wami?
Panie redaktorze, PSL to przez kilkanaście lat moja partia. Odszedłem z niej w 2006 roku.
Nie kilkanaście - PSL jest pańską partią przez lat dwadzieścia.
Dwadzieścia, w porządku. W 2006 roku z niej odszedłem, dlatego że w owym czasie ówczesne kierownictwo nie chciało wesprzeć rządu Jarosława Kaczyńskiego, choć programy PSL-u, ten ówczesny, za który po części odpowiadałem, i Prawa i Sprawiedliwości w 80 proc. były tożsame. To było dla mnie niewytłumaczalne.
Teraz część działaczy PSL-u protestuje, że PSL zawiera taką koalicję, która z jej punktu widzenia jest egzotyczna. Sławomir Świerzyński, lider Bayer Full, był naszym gościem i też przeciwko temu w bardzo kwiecisty sposób protestował.
Nie dziwię się. Ludzie "na dole" to są katolicy, ludzie chodzący do kościoła. Jeżeli więc PSL zapisuje się do tęczowej koalicji, to nic dziwnego, że burzy się w nich krew - i myślę, że duża część z nich na kandydatów PSL-u do Parlamentu Europejskiego nie będzie głosowała.
To pan musi mieć niesłychanie spokojną krew. Że ona się panu nie wzburzyła w 1986, kiedy pan do ZSL-u się zapisywał - i wtedy koalicjantem tego ZSL-u była taka partia: PZPR. Ja powiem panu więcej: pan w latach 1993-97 wspierał rządy PSL-u...
1994. Byłem wojewodą. Tak, to prawda.
...był pan wojewodą w rządzie koalicji SLD - PSL. Pan wszystko znosił. Bardzo długo. Wszystkie rządy PSL-u pan znosił i teraz panu się ta koalicja nie podoba?
Zdecydowanie. To jest próba oderwania PSL-u od korzeni.
Co było tym korzeniem w ’86? Jakiej tradycji ruchu ludowego pan w ZSL-u szukał?
Muszę panu powiedzieć, że zebrania ZSL w końcówce lat 80. wyglądały jak zebrania partii opozycyjnych. Bardzo często występowali tam np. żołnierze wyklęci. Byłem sam tego świadkiem w Radomiu.
Być może jakiś żołnierz wyklęty gdzieś w jednym spotkaniu wziął udział, natomiast...
Nie, nie, nie, byli członkami, regularnie na te zebrania przychodzili.
I Roman Malinowski, marszałek Sejmu PRL z ZSL-u, też był żołnierzem wyklętym, tak?
Z Romanem Malinowskim nie miałem za wiele wspólnego, wtedy byłem szarym działaczem na dole w Radomiu.
Ostatnie pytanie. Dlaczego pan się do tego ZSL-u zapisał w takim razie?
Muszę panu powiedzieć, że funkcjonowałem na uczelni, byłem w procesie przygotowywania i obrony doktoratu. Broniłem go na ówczesnym SGPiS-ie. I promotor bardzo wyraźnie mi powiedział, że jeżeli w ogóle ta praca ma się zakończyć sukcesem, to nie wyobraża sobie, żeby...
Czyli oportunizm? Po prostu.
No nie, panie redaktorze...
No tak.
Absolutnie nie.