"To czego nie lubię u polityków, którzy żyją za publiczne pieniądze (...) – to jak obiecują gruszki na wierzbie” - mówi w Popołudniowej rozmowie w RMF FM kandydat na prezydenta Waldemar Witkowski. Pytany o zawartą w programie Roberta Biedronia obietnicę "miliona mieszkań w 10 lat" odpowiada: "Wszystko jest możliwe (...) Ale to nie prezydent będzie budował mieszkania. Trzeba zmienić system podatkowy w Polsce, żeby ułatwić budowanie" - twierdzi gość Marcina Zaborskiego.
Przewodniczący Unii Pracy dołączył do prezydenckiego wyścigu na ostatniej prostej. Pytany o innego lewicowego kandydata na prezydenta - Roberta Biedronia - mówi: Poparcie dla Lewicy jest dwucyfrowe, a Robert Biedroń nigdy nie osiągnął takiego wyniku. Coś tu jest nie tak. Mówi, że nie analizował programu wyborczego Biedronia, a sam skupia się na prawach pracowniczych.
Witkowski pytany o obietnicę "miliona mieszkań na 10 lat" stwierdza: Proponuje prostsze rozwiązanie - mieszkanie będzie tańsze. Po co komu w budynku wielorodzinnym ziemia pod budynkiem? (...) Państwo lub samorządy powinny dać ją za darmo, pod warunkiem, że będą tam budowane mieszkania. Dziś w cenie mieszkania kilkadziesiąt tysięcy złotych stanowi grunt. Nikomu niepotrzebny. (...) Druga propozycja: gmina czy władza publiczna powinna zapewnić w takim budynkach uzbrojenia. Byłby tylko koszt budowy i ewentualnego uzbrojenia.
Od bardzo wysokich zarobków - milion złotych - mogą być pobierane wyższe podatki - uważa gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM. Pytany o swoje główne hasło wyborcze, czyli skrócenie o godzinę czasu pracy odpowiada: Stosuję to w spółdzielni mieszkaniowej, którą zarządzam od lat, i ani o jeden procent wydajność nie spadła. (...) 100 lat temu Ignacy Daszyński wprowadził 8-godzinny czas pracy, przez ten czas nic się nie zmieniło? Dlaczego Niemcy, Francuzi, Szwedzi, Duńczycy mogą pracować krócej? - mówi Witkowski zapewniając, że skrócenie czasu pracy do 7 godzin dziennie nie pociągnie za sobą żadnych kosztów.
Ja jestem w ogóle przeciwko przywilejom emerytalnym jako takim - odpowiedział Waldemar Witkowski w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM na pytanie, dlaczego chce likwidacji KRUS-u. Dopytywany, czy w związku z tym popiera także likwidację przywilejów emerytalnych dla górników kandydat na prezydenta odparł: Też nie powinno być to z budżetu pastwa finansowane. Jeżeli górnicy mają ciężką pracę, zakład pracy może odkładać ekstra na emeryturę. Tam, gdzie są trudne warunki pracy i pozyskiwanie węgla jest konieczne dla gospodarki, to kopalnia musi dopłacać do funduszu emerytalnego. Ale to kopalnia, a nie że całe państwo dokłada jakiejś tam grupie zawodowej.
W internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM padło też pytanie o współpracę wojskową ze Stanami Zjednoczonymi. Wysyłaliśmy kiedyś rosyjskie z Polski i wojska amerykańskie też w Polsce nie powinny być. Chyba że to są wojska NATO-wskie - mówił przewodniczący Unii Pracy. Dodał też, że "Amerykanie w tych sprawach nie postępują z nami uczciwe. Sprzedają sprzęt, który nie zawsze jest najnowszy albo jest nie do końca wyposażony, nie osiąga pełnej zdolności bojowej, a kosztuje nas miliardy zł. Marcin Zaborski zapytał Waldemara Witkowskiego, czy jako prezydent doprowadziłby do końca kontrakt na myśliwce F-35. Oczywiście, że nie. Za pięć lat, gdy one będą, zobaczy pan, że to będzie prawie że złom, jeśli chodzi o warunki bojowe. Kto dziś wygrywa wojny powietrzne? Drony - samoloty bezzałogowe!
Marcin Zaborski zapytał też swojego gościa o to, czy jako prezydent wyprowadziłby religię ze szkół i pozbawił ją finansowania z budżetu. Absolutnie tak. Od lat uważam, że kościoły trzeba wspierać, ale np. na utrzymanie budynków, które mają charakter zabytkowy. Natomiast jeżeli ktoś jest wyznawcą jakieś wiary, to 1 proc. odpis, zamiast na instytucję dobroczynną, niech zapłaci na Kościół. Trzeba doprowadzić do sytuacji, żeby religia wróciła do kościołów. Ja chodziłem do salki katechetycznej i mi to nie przeszkadzało. To był mój swobodny wybór - powiedział Witkowski.
Marcin Zaborski, RMF FM: Naszym gościem jest kandydat na prezydenta, Waldemar Witkowski. Dzień dobry.
Waldemar Witkowski: Dzień dobry, dzień dobry Państwu.
Mam nadzieję, że żadna mucha w studiu nam dzisiaj nie przeszkodzi.
Zniosłem ją na swojej głowie, choć nie ukrywam, że w jakiś sposób obecność takiego stworzonka budzi jakieś emocje. Ale nie chciałem krzywdy zrobić, nie chciałem machać tymi rękami. Tym bardziej, że miałem przed oczami wzrok córki dwunastoletniej, która strasznie kocha zwierzęta, na YouTubie zamieszcza protesty przeciwko...
Nawet muchy kocha...
Generalnie mówi tak, że każde zwierzę jest tutaj potrzebne.
To wyjaśnijmy - mucha próbowała się z panem zaprzyjaźnić w studiu TVP, w czasie debaty prezydenckiej. Dzisiaj zostawiamy przeszłość za sobą i idziemy do przodu. Państwowa Komisja Wyborcza przedstawia pana tak: "Witkowski Waldemar Włodzimierz, lat 66. Wykształcenie wyższe, wykonujący zawód zarządcy. Miejsce pracy - spółdzielnia mieszkaniowa im. Hipolita Cegielskiego. Zamieszkały w Poznaniu, członek Unii Pracy". Wszystko się zgadza?
Zależało mi, żeby było wyższe techniczne, bo jestem jedyny, który ma wykształcenie politechniczne, co ma znaczenie. Bo tak, jak powiedziałem - ja wolę coś budować niż niszczyć, konstruować nie rozbierać.
To a propos budowania. Postanowił pan zrobić konkurencję Robertowi Biedroniowi jako kandydatowi Lewicy? Chce pan pogrzebać jego marzenia o dobrym wyniku w wyborach prezydenckich?
Ja jestem socjaldemokratą i środowiska związane z lewicą pozaparlamentarną, ale także spółdzielcy, także działkowcy, itd., wiele środowisk zwracało się do mnie, żeby podjąć tę pałeczkę, bo potencjał Lewicy w Polsce to jest co najmniej co piąty wyborca, a niektórzy mówią nawet, że co trzeci.
Ale co, mówili, że Robert Biedroń to nie Lewica, to nie jest nasz kandydat?
Ale proszę zauważyć, że poparcie dla Lewicy jest dwucyfrowe, a poparcie dla Biedronia nigdy nie osiągnęło tej drugiej cyfry. W związku z tym coś jest nie tak, tzn. nie taki kandydat, może za bardzo... Nie chcę go określać, bo nie chcę rozmawiać tu o Biedroniu.
Pan go określa, żeby to było jasne. Wytyka mu pan, że nie dotrzymał słowa, że miał oddać mandat eurodeputowanego.
A tu mam żal, ponieważ bardzo cenię sobie panią Monikę Płatek. Zresztą kiedyś była z nią rozmowa, pięć lat temu, żeby ona była kandydatem Unii Pracy na prezydenta - wtedy wystawiliśmy Wandę Nowicką.
Nie uzbierała podpisów.
No nie uzbierała, czy my nie uzbieraliśmy dla niej podpisów. Zabrakło niewiele, ale zabrakło. I żal po prostu pani Moniki Płatek, która do końca nie chciała startować, została namówiona.
No dobrze, ale o Biedroniu mówmy. Pan mu wytyka jeszcze na przykład tak w Wirtualnej Polsce: "Nigdy by mi nie przyszło do głowy, żeby będąc europosłem, pchać na siłę, na jedynkę poselską swojego partnera".
Nie cierpię nepotyzmu, w wykonaniu każdego, obojętnie kogo. No nie po to się idzie do polityki, żeby zaspokajać potrzeby swoich partnerów rodzin, itd. - tylko po to, żeby realizować cele, na których zależy naszym wyborcom.
Myśli pan, że kopanie się po kostkach z Robertem Biedroniem naprawdę pomoże Lewicy w tych wyborach?
Nie, naprawdę. Robert Biedroń - znam go od iluś lat. Niech startuje. Ja startuję dużo później, on ma dużo większe szanse. Miliony złotych Sojuszu Lewicy Demokratycznej, które stoją za jego kampanią też powinny mu pomóc. W związku z tym zobaczymy - niech wyborcy zdecydują. Na pewno jestem daleko dalej w dołkach startowych, chociażby dlatego, że wystartowałem trzy dni temu tak naprawdę.
Czy w programie Biedronia jest jakiś pomysł, postulat, propozycja, coś, czego pan nie akceptuje i nie podpisze się pod tym absolutnie?
Ja w ogóle nie analizowałem programu Roberta Biedronia.
A może trzeba było, zanim pan wystartował?
Ale ja skupiam się na prawach pracowniczych., na siedmiogodzinnym dniu pracy.
Powolutku. Robert Biedroń obiecuje np. budowę miliona tanich mieszkań na wynajem. Pan też mi to obieca i zagwarantuje?
Ja powiedziałem tak - drugie, czego nie lubię u polityków żyjących za publiczne pieniądze, i nieważne, czy to jest Biedroń czy Hołownia czy Trzaskowski obojętnie kto, nie chcę tu żadnych kolegów wymieniać, którzy obiecują nieprawdę, gruszki na wierzbie.
To są gruszki na wierzbie, ten milion mieszkań Biedronia?
Ale w jakim terminie?
10 lat.
To wszystko jest możliwe, ale to nie prezydent będzie budował, tylko trzeba zmienić system podatkowy w Polsce, który ułatwi budowanie.
Milion mieszkań w 10 lat. Wie pan, ile teraz rocznie budujemy takich mieszkań komunalnych, czynszowych na wynajem?
Powiem tak - w dobrych czasach, 40 lat temu potrafiliśmy 300 tys. budować w roku.
Dzisiaj kilka tysięcy w roku budujemy.
Nie, nie. Budujemy prawie 100 tysięcy - ja mówię o wszystkich deweloperskich, spółdzielczych.
A ja mówię o mieszkaniach na wynajem, takich czynszowych, tanich mieszkaniach, które proponuje Robert Biedroń. To takich budujemy kilka tysięcy.
Powiem tak - żeby wybudować te 100 tysięcy rocznie, przy tych zasobach finansowych, które mają władze publiczne - jest to niewykonalne. Prosty rachunek. Dlatego ja proponuję prostsze rozwiązanie - mieszkanie będzie tańsze. Np. po co komu w budynku rodzinnym ziemia pod budynkiem? Potrzebna?
A co z tą ziemią zrobić?
Państwo, bądź samorządy powinny ją dać za darmo, pod warunkiem że będą tam wybudowane mieszkania. Proste? Dzisiaj w cenie mieszkania kilkadziesiąt tysięcy złotych stanowi grunt nikomu niepotrzebny. Drugie - uzbrojenia. Druga propozycja jest taka - właśnie gmina czy władza publiczna powinna zapewnić w takich budynkach uzbrojenie, itd. Ten inwestor by ponosił tylko koszt budowy i ewentualnego wykończenia. W związku z tym mieszkania by były tańsze. I ja takie mieszkania budowałem w spółdzielni mieszkaniowej, czy moja spółdzielnia budowała.
Ale ma pan pewność, że deweloper obniży cenę dzięki temu?
Ale przepraszam, po co mi deweloper do tego? W Polsce jest parę tysięcy spółdzielni mieszkaniowych, które są tępione od wielu lat - bo system wolnorynkowy 30 lat temu, spółdzielczość - przeżytek, XIX w., komuna itd. Ci, co to mówili, nawet nie wiedzieli, że pierwsze spółdzielnie powstały w Anglii w 1840 r.
Czytam Pana program i szukam propozycji, które pan oferuje wyborcom. Zastanawiam się, czy wciąż pan popiera pomysł, żeby najwięcej zarabiający płacili podatek dochodowy na poziomie 60 proc.?
Jestem za tym, żeby bardzo dużo zarabiający zarabiali dużo...
Nie, nie. Czy pan jest za tym, żeby dużo zarabiający płacili 60-proc. podatek dochodowy?
W 2003 r. Unia Pracy zaproponowała 50 proc. podatek od zarobków powyżej 50 tysięcy miesięcznie. Wtedy SLD się nie zgodziło. Hausner i minister finansów zablokował. Jestem za tym - od bardzo wysokich zarobków. 60 nie. Ale milion złotych, to co w tej chwili obowiązuje i te zarobki powyżej miliona złotych z tytułu pracy moim zdaniem mogą być opodatkowane wyżej.
Program Unii Pracy, znalazłem go na stronie waszej partii. Czytam: "Zwiększenie dochodów budżetu winno nastąpić w wyniku uchwalenia czterostopniowej skali podatkowej z dodatkowymi progami na poziomie 40 proc. oraz 60 proc. dla najwyższych dochodów rocznych przekraczających 750 tys. złotych.
To jest program parę lat temu napisany.
Wciąż wisi.
Może ta kwota powinna być waloryzowana - nie 750 a milion.
60 proc. dla miliona?
Ale proszę zauważyć, że ja nie jestem tylko kandydatem Unii Pracy.
Jest pan przewodniczącym Unii Pracy.
Program Unii Pracy może być bardzo radykalny.
Ale pan nie popiera programu swojej partii?
Popieram, ale powiedziałem - kwota ta ulega waloryzacji. Razem chciało 75 proc.
Tak, pytanie, czy to zwiększyłoby dochody budżetu naprawdę?
Z tytułu umów o pracę zwiększyłoby dochody budżetu.
O ile?
Nie wiem, ale chodzi o to, żeby...
Jak coś takiego się proponuje, to się wylicza.
Generalnie tak. Kto w normalnej działalności gospodarczej zarabia milion złotych rocznie, 80 tysięcy miesięcznie? Nie ma prawie takich.
Razem, które chciało 75 proc. PIT-u dla najwyżej zarabiających, w swoim programie napisało, że to nie jest pomysł, który przyniesie więcej pieniędzy do budżetu. Zupełnie nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby pokazać pewien sposób myślenia, o promowanie walki z nierównością.
Nie, przyniesie. Proszę zauważyć, jak pan wejdzie na strony internetowe Komisji Papierów Wartościowych, zobaczy pan, że prezesi banków i zarządy banków z reguły zarabiają 2, 3 miliony, 5 milionów itd. Czy to jest uczciwe? Jeżeli emeryci wkładają lokaty, to nie dość że grosze im się bierze, to jeszcze się podatek Tobina z tego bierze.
Główne hasło na pana sztandarze wyborczym - pracujmy siedem godzin dziennie, czyli o godzinę krócej. Jaki byłby koszt takiego ruchu?
Żaden. Ponieważ ja stosuję to w spółdzielni mieszkaniowej, którą zarządzam od lat i ani o jeden procent wydajność nie spadła, a może nawet rosła.
Tak, tylko są miejsca, w których trzeba będzie zatrudnić więcej ludzi? Na przykład szpitale, w których trzeba zapewnić ciągłość pracy?
To jestem nawet za tym, żeby było 6 godzin i czterozmianowa praca. Z prostej przyczyny - sto lat temu Ignacy Daszyński wprowadził 8 godzinny dzień pracy. Czy przez te 100 lat nic się nie zmieniło? A dlaczego Niemcy, Francuzi, Duńczycy, Szwedzi mogą pracować krócej? Dlaczego?