"To była pełna izolacja, to było pełne odcięcie od świata. Myślę, że Żydzi nigdy w swojej historii nie czuli się tak samotni i porzuceni jak za murami getta” – mówi o życiu 450 tysięcy ludzi w warszawskim getcie Zygmunt Stępiński, dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich Polin. "To, co działo się za murami getta, jest nieporównywalne z żadnymi innymi wydarzeniami w historii świata” – dodaje gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM. Przypomina, że gros mieszkańców umierała z głodu i wycieńczenia. Potem w lipcu 1942 roku rozpoczęła się wywózka Żydów na śmierć do obozu zagłady Treblinka. "To była wywózka ulica po ulicy” – opisuje Stępiński.
Dziś, w 78. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim, dyrektor muzeum Polin mówi: "To była walka o godną śmierć. Gdyby powstańcy tej walki nie podjęli, wszyscy po kolei zostaliby zagonieni do bydlęcych wagonów i wywiezieni do Treblinki, i tam na miejscu zagazowani".
"Sens zrywu, jakim było powstanie w getcie warszawskim, był czysto symboliczny" - zauważył w RMF FM dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich. "Ci ludzie, będący w beznadziejnej sytuacji, mieli do wyboru śmierć ze strony nieprzyjaciela w komorze gazowej albo podjęcie walki. Oni wiedzieli, że nie mają żadnych szans na zwycięstwo. Z góry było wiadomo, że ta walka jest nierówna" - podkreślił Zygmunt Stępiński.
Nominację Beaty Szydło do Rady Muzeum Auschwitz-Birkenau przyjąłem z pewnym smutkiem - powiedział w Popołudniowej Rozmowie RMF FM Zygmunt Stępiński, dyrektor Muzeum Polin.
Jego zdaniem, politycy powinni trzymać się z daleka od miejsc pamięci, "takimi sprawami powinni zajmować się ludzie, którzy znają się na muzealnictwie (...) Środowiska żydowskie obawiają się, że wprowadzanie do tego typu gremiów polityków może doprowadzić do polonizacji narracji. Znaczy to, że nagle obok narracji, która opowiada o zgładzeniu w Auschwitz przedstawicieli kilkunastu narodów (...), będzie przykładało się większą wagę do polskiej części historii Auschwitz. (...) Przeciwnicy tej kandydatury na ten aspekt zwracają uwagę" - zauważył gość Marcina Zaborskiego.
(...)
Marcin Zaborski: Dzień dobry, naszym gościem jest dyrektor muzeum Historii Żydów Polskich Polin, historyk Zygmunt Stępiński. Dzień dobry.
Zygmunt Stępiński: Dzień dobry panu, dzień dobry państwu.
78 lat po wybuchu powstania w getcie warszawskim, prezydent Andrzej Duda mówi dziś tak " bardzo często mówię, że to było powstanie naszych, to byli nasi. Ktoś powie nasi Żydzi. Nie, nasi po prostu." Myśli pan, że to jest powszechne przekonanie, że to było powstanie naszych?
Trudno się z tym zgodzić, bo to co stało się po zajęciu Polski przez Niemcy, po utworzeniu wydzielonych gett w kilkuset miastach w Polsce, w tym zwłaszcza największego getta jakie istniało kiedykolwiek, w którym łącznie zamknięto około 450 tys. ludzi, to ja patrzę na to oczami z punktu widzenia ofiar. To była pełna izolacja, to było odcięcie od świata. To również minimalizowało, albo wręcz uniemożliwiało jakąkolwiek pomoc z zewnątrz. Myślę, że Żydzi nigdy w swojej historii nie czuli się tak samotni i tak porzuceni jak właśnie za murami getta.
Ja wciąż ma w głowie opis prof. Michała Głowińskiego, który getto warszawskie opisywał w taki sposób: "to była szara dzielnica bez parków, bez drzew, a do tego było tam dużo szarego papieru, którym przykrywano ciała leżące na ulicach".
Takie sceny, które znamy, przede wszystkim z niemieckich filmów propagandowych, które pokazują naród w trakcie jego unicestwiania, jeszcze bardziej podkreślają, tą totalną niemoc, bezradność izolację, brak kogokolwiek do kogo można byłoby się zwrócić i prosić, błagać o pomoc. Ja myślę, że to, co działo się za murami getta, jest absolutnie nieporównywalne z żadnymi innymi wydarzeniami w historii świata.
W chwili wybuchu powstania warszawskie getto to jest już zdecydowanie inny świat niż ten, o którym pan mówi. Kwiecień 1943 roku to już jest kilkadziesiąt tysięcy osób, ale rzeczywiście wcześniej przez lata, przez miesiące to mamy sytuację, w której tych kilkaset tysięcy ludzi mieszka w 27 tys. mieszkań, to znaczy, że w każdym mieszkaniu jest kilkanaście osób.
No tak, z tym że trzeba brać cały czas pod uwagę, że panujący w getcie głód, brak pożywienia, brak lekarstw, brak dostępu do możliwości leczenia, powodował, że część zamkniętych w getcie Żydów umierała z wycieńczenia, z głodu i z różnych chorób, które nigdy przez nikogo nie były leczone. Ta akcja wielka deportacja zaczęła się 22 lipca 1942 roku. Tak jak to pokazujemy na naszej wystawie stałej muzeum Polin, to była wywózka ulica po ulicy, po ulicy. To jest takie bardzo dramatyczne stwierdzenie, jak słucha się przewodnika, który o tym opowiada i zaczyna docierać do nas, co się wtedy tam działo, w jaki sposób ludzie byli zaganiani do bydlęcych wagonów i transportowani na śmierć do Treblinki. Trudno nie zgodzić, ale parę lat temu zrobiono taki wspaniały film dokumentalny "Nie Było Żadnej Nadziei" i tytuł tego filmu najlepiej chyba oddaje to, co działo się w getcie i jak to się wszystko tragicznie skończyło.
No właśnie, w tej beznadziei 19 kwietnia 1943 roku wybucha powstanie. Przypominamy o tym dzisiaj jak co roku, ale w tym roku szczególnie uwagę kierujemy na kobiety, które brały udział w powstaniu i odgrywały przeróżne role.
To była świadoma decyzja, akcja Żonkile organizowana jest już po raz dziewiąty i nigdy przedtem nie było takiego jasnego motywu przewodniego. W tym roku postanowiliśmy odwołać się i przypomnieć wojowniczki Warszawskiego getta, grupę kilkunastu, może kilkudziesięciu wspaniałych kobiet w zasadzie młodych jeszcze, przed którymi było całe życie. Kobiet, które po prostu nie tylko podczas powstania w getcie, ale również przed samym powstaniem wykonywały niezwykle trudne i niebezpieczne zadania, których nie mogli wykonywać mężczyźni. Jak powszechnie wiadomo, wszyscy Żydzi mężczyźni są obrzezani. W związku z tym w niektórych akcjach, które koniecznie trzeba było przeprowadzić, mogły brać udział wyłącznie kobiety, ponieważ w momencie gdy np. ktoś, kto był wysłany z jakąś misję, zostaje aresztowany i jest to mężczyzna, to w sekundę Niemcy wiedzą, kogo mają w ręku. A jeżeli są przy nim jakieś dokumenty jednocześnie, to jest to wyrok śmierci.
O kobietach w powstaniu w getcie warszawskim jest mowa np. w raporcie Jurgena Stroopa, który dzień po dniu spisywał, co się działo w tamtych dniach i na stronach tego raportu możemy przeczytać taki oto fragment "należące do grup bojowych kobiety ze zbrojnego ruchu oporu były uzbrojone, tak samo jak mężczyźni. Nierzadko zdarzały się wypadki, że te kobiety strzelały z pistoletów trzymanych w obu rękach. Stale zdarzało się, że do ostatniej chwili miały one ukryte w szarawarach pistolety i ręczne granaty, polskie ręczne granaty jajowate, by potem użyć ich przeciwko żołnierzom z formacji wojskowych SS policji i Wehrmachtu." Te kobiety regularnie walczyły na ulicach getta.
Oczywiście, one brały udział w regularnych walkach, aczkolwiek od razu trzeba powiedzieć, że regularne walki trwały tak naprawdę krótko. Intensywne były na samym początku ze względu na całkowity brak uzbrojenia. To czym dysponowali Niemcy, oddziały SS, które zaatakowały getto i miały doprowadzić do jego ostatecznej likwidacji, to były armaty, były czołgi, byli uzbrojeni żołnierze. Nie wiem skąd Stroop, pewne dla podrysowania swojej w swojej relacji opowiadał takie historie, ale jest prawie niemożliwe przy takim braku pistoletów już nie mówię o pistoletach maszynowych czy granatów, żeby do takich sytuacji, które on opisuje mogło dojść.
Dlaczego mieszkańcy warszawskiego getta w kwietniu 1943 roku podejmują tę decyzję i rozpoczynają ten zryw nie będąc przecież uzbrojonymi w taki sposób, żeby zderzyć się skutecznie z Niemcami?
To była walka o godną śmierć. Gdyby tej walki nie podjęli, to wszyscy po kolei zostali zagonieni do bydlęcych wagonów i wywiezieni do Treblinki i tam na miejscu za zagazowani. Więc ta walka została podjęta w warunkach beznadziejnych, nikt nie myślał o zwycięstwie, to po prostu było zderzenie ze ścianą.