„Nie widzimy spadku epidemii. Cały czas liczba zakażeń utrzymuje się codziennie między 300 a 500 osób. Trudno mówić o tym, że mamy jakąś zmianę” – mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku i prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych prof. Robert Flisiak. Podkreślił także, że nie był zwolennikiem noszenia maseczek, bo "wiele osób mogło zrobić sobie krzywdę".
Prof. Flisiak podkreślił, że znoszenie obostrzeń teraz to jego zdaniem “pewien eksperyment". Jeśli się okaże, że mimo że odmrażamy, gdy jest stała liczba zachorowań, a te zachorowania nie wzrosną, to będzie to być może znaczyło, że te obostrzenia w ogóle nie były potrzebne - mówił.
Stwierdził także, że nie uśmiecha się do niego wizja dużego wesela w czasie epidemii. Myślę, że to jest bardzo duże ryzyko, że z takiego wesela będziemy mieli ognisko epidemiczne, zwłaszcza w województwach, w których dalej obserwujemy wysoką liczbę zakażeń - mówił Flisiak.
Marcin Zaborski wskazał, że w Polsce wykonuje się coraz więcej testów na koronawirusa. Prof. Flisiak stwierdził jednak, że ta większa liczba dotyczy głównie jednego regionu - Śląska. W pozostałych regionach jest tendencja spadkowa. Sprzyja temu ograniczenie dostępu do testowania, chociażby przez prowadzony ostatnio wymóg wprowadzania każdego testowanego pacjenta do rejestru - powiedział.
Flisiak powiedział także, że nigdy nie był zwolennikiem szerokiego nakazu noszenia maseczek. Uważałem, że są one potrzebne w miejscach skupisk ludzkich, natomiast są zupełnie zbędne na otwartej przestrzeni - mówił. Wiele osób mogło zrobić sobie krzywdę, bo noszenie tej samej maseczki przez wiele godzin mogło grozić dodatkowymi zakażeniami. Na pewno to nie sprzyjało ochronie przed rozprzestrzenianiem się zakażeń - dodał.
Prof. Flisiak był także pytany, czy wybierze się do lokalu, by oddać głos w wyborach prezydenckich, jeśli te odbędą się pod koniec czerwca. Nie wiemy, jaka będzie sytuacja epidemiologiczna w regionie. Jeśli będzie taka, jak w tej chwili, czyli będą to pojedyncze zachorowania, to będę głosował bezpośrednio. Natomiast w regionach, w których jest dużo zachorowań, to głosowanie powinno być pośrednie - mówił. Jeżeli będzie miejsce w Polsce, w którym rozprzestrzenianie się zakażenia będzie tak intensywne, jak to miało miejsce w połowie kwietnia, wówczas należy rozważyć dużą ostrożność w głosowaniu - podkreślił gość RMF FM.
W internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM, Marcin Zaborski zapytał prof. Flisiaka, na jakim etapie epidemii jesteśmy. Na tym polega problem, że nie wiemy. Nie wiemy dlatego, bo nie testowaliśmy wystarczająco dużo, w związku z tym nie jesteśmy w stanie zobaczyć tego szczytu krzywej epidemicznej. Wbrew temu, co się mówi my nie mamy wypłaszczonej krzywej. Ona jest po prostu obcięta na poziomie wydolności diagnostycznej - odpowiedział lekarz.
Marcin Zaborski zapytał też swojego gościa o to, czy powinniśmy się zaszczepić na koronawirusa, gdy szczepionka będzie już dostępna. Ja na pewno się zaszczepię. Nawet jeżeli będzie to jeszcze w trakcie badań klinicznych - odpowiedział profesor. Zastrzegł jednak, że jego zdaniem szczepionka nie powinna być obowiązkowa: Bo obowiązek w obecnych czasach, w obecnej sytuacji może spowodować wprost przeciwny efekt. Zwłaszcza w Europie, w której narastają ruchy antyszczepionkowe.
Prof. Flisiak powiedział też, że w niektórych szpitalach już widać spadek nakładów na oddziały zakaźne. Niestety są symptomy tego, że wraz ze złagodzeniem się epidemii administracja niektórych szpitali podejmuje działania przywracające tak jakby "stary porządek", czyli znowu redukujące świadczenia na oddziały zakaźne. Już teraz nawet, gdy tak naprawdę nie widzimy jeszcze końca epidemii. Ten koniec został tylko zaanonsowany przez ministra.
Marcin Zaborski zapytał też, czy, zdaniem profesora, politycy wyciągną wnioski z epidemii. To się okaże dopiero w przyszłości. Obawiam się, że nie, bo politycy z natury kierują się kalendarzem wyborczym. Obawiam się, że ta epidemia nie spowoduje gwałtownego zwiększenia nakładów na opiekę zdrowotną w ogóle - odpowiedział prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych. Na pytanie, czy jego zdaniem podejmowane dziś decyzje dotyczące rozmrażania rzeczywistości są związane z kalendarzem wyborczym, prof. Flisiak odpowiedział: Myślę, że tak. Niestety.
Marcin Zaborski, RMF FM: Za pośrednictwem Skype'a połączymy się z Białymstokiem, bo tam jest prof. Robert Flisiak - prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych. Dzień dobry.
Prof. Robert Flisiak: Dzień dobry.
Sztandar wyprowadzić? Możemy już odwołać epidemię?
Zdecydowanie nie. Szczerze mówiąc to nie widzimy spadku epidemii, tak jak było powiedziane w wiadomościach przed chwilą. Ale cały czas liczba zakażeń utrzymuje się codziennie na poziomie między 300 a 500 osób. W związku z tym trudno mówić o tym, że mamy jakąś zmianę.
No tak, ale znosimy limity wiernych w kościołach, klientów w sklepach. Za kilka dni otworzą się kina, teatry, siłownie. Niedobry ruch?
Myślę, że to jest pewien eksperyment. Wszystkie kraje, które odmrażały stan epidemii, robiły to w momencie, gdy był wyraźnie widoczny spadek liczby zachorowań. U nas jest to cały czas stały poziom. Jeżeli się okaże, że pomimo tego, że odmrażamy w momencie, gdy jest nadal stała liczba zachorowań, nie wzrośnie nam ta liczba w kolejnych dniach, to będzie być może znaczyło, że w ogóle te zaostrzenia były niepotrzebne.
A może chodzi o proporcje, bo robimy dużo więcej testów niż wcześniej. No więc, jeśli ta liczba przypadków się nie zwiększa, to może rzeczywiście jest ich mniej?
Ja bym nie powiedział, że robimy dużo więcej. Robimy dużo więcej, ale w jednym regionie - na Śląsku. W pozostałych regionach Polski jest nawet tendencja spadkowa, jeżeli chodzi o liczbę robionych testów. Sprzyja temu zwłaszcza ograniczanie dostępu do testowania, chociażby przez wprowadzony ostatnio wymóg wprowadzania każdego pacjenta testowanego do rejestru.
Panie profesorze, do dyskoteki jeszcze pójść nie może, ale na pocieszenie zostają panu wesela. Wybrałby się pan dzisiaj na wesele takie na 150 osób?
Myślę, że to jest bardzo duże ryzyko, że z takiego wesela będziemy mieli ognisko epidemiczne, zwłaszcza w województwach, w których nadal obserwujemy wysoką liczbę zachorowań, zakażeń. Pamiętajmy, że tak naprawdę to znoszenie obostrzeń powinno następować w zależności od sytuacji epidemicznej w danym regionie. Niezbyt rozumiem, dlaczego takie same reguły zastosowano do województw o różnym poziomie częstości zachorowań.
A rozumie pan, że pożegnamy za chwilę maseczki, wychodząc np. na spacer?
Ja nie byłem zwolennikiem maseczek nigdy. Takim bezwzględnym. Uważałem, że są one potrzebne w miejscach skupisk ludzkich. Natomiast zupełnie zbędne są na otwartej przestrzeni.
Czyli co? Bez sensu nosiliśmy przez ostatnie tygodnie te maseczki na twarzy?
Wielu osób mogło zrobić sobie krzywdę. Bo noszenie tej samej ma setki przez cały dzień, przez wiele godzin np. przez pracowników sklepów mogło grozić wręcz dodatkowymi nadkażeniami. Na pewno to nie sprzyjało ochronie przed rozprzestrzenianiem zakażeń. Zresztą, tak jak powiedziałem, będzie eksperyment w postaci tego wprowadzenia rozszerzenia, rozluźnienia w czasie trwania epidemii. Tego raczej w innych krajach nie zrobiono. Jeżeli nie będzie wzrostu zachorowań nagle, to znaczy, że chyba niepotrzebne były obostrzenia.
Panie profesorze - osobiście w lokalu wyborczym czy jednak korespondencyjnie? W jaki sposób zagłosuje pan w wyborach prezydenckich, jeśli będą pod koniec czerwca, na początku lipca?
Przede wszystkim nie wiemy, jaka sytuacja epidemiologiczna będzie wtedy tu, gdzie mieszkam, czyli tu, gdzie będę głosował. Jeżeli będzie taka jak w tej chwili, czyli będą to pojedyncze zachorowania codziennie, wówczas będę głosował bezpośrednio. Natomiast w regionach, w których jest duża liczba zachorowań, to głosowanie powinno być jednak pośrednie. I powinny być stosowane takie zabezpieczenia, jakie polecieliśmy w opinii Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych na prośbę Senatu.
No właśnie, w kwietniu, kilka tygodni przed zaplanowanym na 10 maja wyborami, kiedy też nie było wiadomo jak do końca wszystko będzie wyglądało, wasze Towarzystwo pisało w opinii dla Senatu, że członkowie komisji wyborczych powinni być poddawani testom na koronawirusa, zanim prace komisji wyborczej rozpoczną. To jest zalecenie, podpowiedź wciąż obowiązująca?
W ostatniej opinii - drugiej opinii napisaliśmy, że tego typu obostrzenia powinny nadal funkcjonować, jeżeli sytuacja epidemiczna w danym regionie będzie groźna. Bo wtedy ryzyko przenoszenia zakażenia pomiędzy poszczególnymi członkami komisji będzie bardzo duże.
Tak, pisaliście, że foliowe fartuchy...
Pamiętajmy, że tamtą opinię wydawaliśmy w sytuacji, gdy w zasadzie tylko wyłącznie wchodziło w grę głosowanie za pomocą kopert.
Tak, ale pisaliście, że członkowie komisji, którzy będą liczyć głosy, powinni mieć foliowe fartuchy, czepki, maski, gogle, przyłbice, rękawice. Rozumiem, że tak nadal powinni pracować, jeśli będą pracować przy liczeniu głosów?
Jeżeli będzie duże zagrożenie epidemiczne, takie rozwiązanie należy rozważyć.
To jeszcze jeden cytat z waszej opinii. "Według aktualnie dostępnych danych koronawirusy mogą przetrwać na zanieczyszczonych powierzchniach papierowych nawet przez kilka dni" - tak pisaliście w kwietniu. Przekonywaliście, że pakiety wyborcze mogą być materiałem zakaźnym. Jeśli tak, to przecież każdego dnia w naszych skrzynkach pocztowych, w paczkomatach, w rękach kurierów znajduje się bomba, która na szczęście chyba jednak nie wybucha. Może przesadziliście w swojej opinii?
Ostatecznie zweryfikowane to zostało pracami naukowymi, opublikowanymi zresztą w "The New England Journal of Medicine", że wirus jest w stanie przetrwać do 24 godzin na powierzchniach papierowych. Tak naprawdę nie wiemy, jaką drogą się rozprzestrzeniają te nowe ogniska, które powstają. Bardzo często nie jest możliwe zidentyfikowanie źródła albo wykluczone jest źródło np. w postaci osoby bliskiej.
Czyli dzisiaj kopert wyborczych, pakietów wyborczych już się nie musimy obawiać, pana zdaniem?
Jeżeli będzie miejsce w Polsce, w którym rozprzestrzenianie się zakażenia będzie tak intensywne, jak to miało miejsce w połowie kwietnia, proszę pamiętać, że wtedy był szczyt epidemii w Polsce, wówczas należy rozważyć dużą ostrożność przy głosowaniu również.
Podpowie pan na koniec tej części rozmowy? Podpowie mi pan, czy mam wysłać dziecko na letni obóz, na kolonię w tym roku?
Widzi pan, problem podjęcia decyzji co do wypoczynku czy dzieci czy dorosłych dotyczy nas wszystkich. Ja też mam ten dylemat.
I co pan zrobi?
Wynika on z tego, że nie wiemy, jaka sytuacja będzie w momencie, gdy będziemy się wybierać. Może być tak, że aktualnie wydaje się, że wszystko będzie dobrze, natomiast w ostatnich 2 tygodniach przed urlopem nagle okaże się, że wybuchnie zaostrzenie epidemii. Tego nie można wykluczyć. Może być tak, że wyjedziemy za granicę myśląc, że już zniesiony został obowiązkowy okres kwarantanny po powrocie, natomiast okaże się, że w międzyczasie będzie przywrócony. I będziemy unieruchomieni.