Do Pretorii ruszyliśmy po godzinie 11 spod polskiego kościoła w dzielnicy Norwood. Jest tam także polska stołówka i biblioteka. Co tydzień gotowaniem zajmuje się inny zespół pań. Tym razem w menu były różne rodzaje pierogów, ciasta i grzane wino. Właśnie przy takich smakołykach nasi rodacy co tydzień rozmawiają po mszy o codziennych sprawach, a często wspominają też stare czasy.
Kawiarenka zamykana jest przed godziną 12. To jedyna w tygodniu okazja do wypożyczenia książki lub filmu. Wybór jest spory, bo biblioteka zgromadziła siedem tysięcy woluminów.
Po przepysznym posiłku zapakowani w samochody ruszyliśmy do Pretorii. Jazda to sama przyjemność - wiadomo, autostrada… Na miejscu członkowie komisji, konsul - wszyscy dbają o to, żeby głosowanie przebiegło szybko i bez kłopotów. Sam także skorzystałem z okazji, bo wcześniej wpisałem się do spisu wyborczego. Tu także miały miejsce długie rozmowy - sprzyjała im słoneczna pogoda. Wśród głosujących nie brakowało dziennikarzy czy innych osób z naszego kraju pracujących przy Mistrzostwach Świata.
Furorę zrobili rowerzyści - w podróży od ponad 7 miesięcy. Poznali się przez internet a teraz wspólnie przemierzają Afrykę. Wyruszyli z Kairu, chcą dotrzeć do Kapsztadu. Żeby zagłosować, musieli nadrobić - uwaga - 500 kilometrów, ale jak sami twierdzą po przejechaniu 11.000 kilometrów te 500 nie robi im żadnej różnicy. W trzech komisjach w RPA głosy odda dziś kilkuset naszych rodaków. Lokale wyborcze zostaną zamknięte o 20, bo - przypomnę - godzinę mamy tu taką samą jak w Polsce.
Dzięki tej wycieczce miałem możliwość poznania kilku interesujących osób. Dziękuję za poczęstunek w kawiarence, a państwu Kukulskim za możliwość wspólnego przejazdu do Pretorii. Zresztą nie był to wyjątek. Jeśli już pod ambasadą zatrzymywał się samochód to przeważnie wychodziły z niego 4 a nawet pięć osób. Można powiedzieć, że tu nasi rodacy zmobilizowali się do głosowania wręcz wzorowo.