Już jutro w słoweńskiej stolicy nasi piłkarze powalczą o kolejne punkty eliminacji Euro 2020. To będzie siódmy w historii pojedynek Polaków ze Słoweńcami. Zanim rozpoczną się piłkarskie emocje i nasza kadra zamelduje się w Lublanie, wybrałem się na zwiedzanie miasta. Zapraszam na krótki spacer.
Pojęcie o Słowenii miałem dotychczas dość mgliste, ale za to bardzo dobre, a to dzięki dwóm wizytom w Planicy podczas zakończenia cyklu Pucharu Świata w skokach narciarskich. Atmosfera jest tam zawsze niesamowita. Z ciekawością wybrałem się więc na spacer ulicami Lublany. Często mówimy o Słowenii jak o kraju bałkańskim, ale to nie do końca prawda. To kraj, w którym mieszają się wpływy kilku kultur. Na mnie Lublana zrobiła wrażenie miasta o wiele bardziej austro-węgierskiego niż bałkańskiego, choć w dyskusję dotyczącą "bałkańskości" Słowenii nie mam zamiaru się zagłębiać. Brakuje mi wiedzy w tym zakresie.
Na początek wybrałem się na Plac Kongresowy. To miejsce spotkań, wieców. Plac jest połączony z zadrzewionym skwerem i te dwie przestrzenie tworzą wspólną całość otoczoną budynkami. Przy placu stoi między innymi gmach uniwersytetu. Warto wybrać się tu choćby po to, by poczuć ducha historii. W 1821 roku właśnie na tym placu spotkali się podczas Kongresu Świętego Przymierza cesarz austriacki, car rosyjski oraz królowie Prus i Neapolu. To na placu ogłoszono niepodległości Słowenii w 1918 roku i poinformowano o jej utraceniu po zakończeniu II wojny światowej, gdy Słoweńcy zostali włączeni do Jugosławii Josipa Broz Tity. To także na Placu Kongresowym odbywały się demonstracje w latach 80., co ostatecznie doprowadziło do powrotu Słowenii na mapy. Samo miejsce jest niepozorne. Dziś bardzo spokojne. W cieniu drzew odpoczywają mieszkańcy, a tuż obok przy stolikach pije się kawę.
Spacerując uliczkami starego miasta szybko traficie na brzeg Ljubljanicy. Wąska rzeka to jedna z atrakcji miasta. Popularne są rejsy łodziami albo tramwajami wodnymi. Na obu brzegach rzeki swoje miejsce znalazły niezliczone restauracje i bary. Sama Ljubljanica przecięta jest wieloma mostami - w tym jednym wyjątkowym. Tromostovj - Potrójny most to budowla wyjątkowa. Składają się na nią trzy mosty zbudowane w różnym czasie, ale tak blisko siebie, że wydają się jednym tworem architektonicznym. Dziś jeden z nich jest w remoncie i całość nie prezentuje się tak okazale.
Po jednej strony Potrójnego Mostu znajduje się plac Preserena, a na nim okazały pomnik słoweńskiego poety. France Preseren tworzył w okresie romantyzmu. Był też nieszczęśliwie zakochany w swojej muzie Julii Primic. To dla niej powstał "Wieniec sonetów" ("Sonetni venec") - zdaniem ekspertów najwybitniejsze dzieło Preserena. Dziś stojący na pomniku poeta wydaje się tęskno spoglądać w stronę jednego z okien pobliskiej kamienicy. To nie przypadek. Właśnie tam mieszkała jego Julia. Plac jest więc także symbolem niespełnionej miłości, a Preseren można powiedzieć śmiało - pełni w słoweńskiej kulturze rolę równie ważną jak w naszej Adam Mickiewicz. 8 lutego obchodzony jest Dzień Preserena, będący świętem słoweńskiej kultury i jest to dzień wolny od pracy.
Odwiedziłem też zamek, który dumnie góruje nad Lublaną. Sama budowla, choć średniowieczna, przeszła wiele zmian. Ostatnią całkiem niedawno. Teraz zamek łączy w sobie stare mury z nowoczesnymi rozwiązaniami technologicznymi. Dostaniemy się do niego specjalną kolejką. Możemy pozwolić sobie też na spacer pod górę. A warto. Widok na miasto i znajdujące się w oddali zaśnieżone, alpejskie szczyty robi duże wrażenie. Ba, jako pierwsi walory wzgórza wykorzystywali już Rzymianie, choć tak wiekowych pozostałości już nie zobaczymy. Najstarszą zachowaną częścią zamku jest XV-wieczna kaplica św. Jerzego. Zwiedzanie całego kompleksu zajmie około godziny.