Pierwsze dni Igrzysk Olimpijskich w Tokio przyniosły nam sporo gorzkich chwil. Trudno jednak mówić o utracie stuprocentowych, medalowych szans. Wyjątkiem może być tu drużyna szpadzistek. W tej konkurencji liczyliśmy na podium. Blisko niespodzianki było z kolei w taekwondo. Także bilans choć zerowy ciągle nie przesądza w Tokio rozczarowania. Choć medale w Japonii zdobyło już ponad 50 reprezentacji.
Nasze szpadzistki nad ranem polskiego czasu przegrały ćwierćfinałowy pojedynek z Estonią 26:29. To był najbardziej wyrównany ze wszystkich ćwierćfinałów. Polki początkowo nieznacznie prowadziły, ale pod koniec meczu (to łącznie 9 pojedynków na zasadzie każdy z każdym) do głosu doszły rywalki i odskoczyły na kilka punktów. Szaleńcza pogoń Ewy Trzebińskiej w ostatniej walce nie przyniosła efektu, choć przez chwilę liczyliśmy, że jednak uda się odwrócić losy tej rywalizacji.
I tak na razie wyglądają dla nas te igrzyska. Niby coś tam się świeci, ale jednak brakuje. Dziś blisko podium znalazł się dość nieoczekiwania Klaudia Zwolińska. Kajakarka górska była ostatecznie 5. Niewiele zabrakło do medalu. Mamy też repasaże. Legendarne słowo kibiców sportowych, które pojawia się w przestrzeni właściwie najczęściej w trakcie igrzysk. Dwie nasze judoczki Julia Kowalczyk i Agata Ozdoba-Błach przegrały właśnie w ten sposób możliwość walki o brązowy medal.
Repasaże pomyślenie przeszła Alerksandra Kowalczuk, która otarła się o medal w taekwondo. Walczyła o brąz z doświadczoną i utytułowaną Brytyjką Biancą Walkden. Przegrała wpisując się w dotychczasowy trend naszych olimpijskich wyników. Była jednak blisko. Po decydującej walce przyznała, że brakowało pomysłu na pokonanie rywalki. Widać było ogrom emocji, które drzemią jeszcze w zawodniczce by eksplodować. Kiedy odchodziła od nas ze strefy wywiadów, oczy miała już wilgotne. "Przed igrzyskami wzięłabym 5. miejsce w ciemno. Teraz jestem zła" - oceniła całodniową rywalizację.
Poniżej oczekiwań wypadła Iga Świątek. Po porażce z Paulą Badosą rozpłakała się dając upust nagromadzonym emocjom. Jako rozczarowanie (choć słowo sensacja nie będzie na wyrost) trzeba potraktować porażkę Huberta Hurkacz w drugiej rundzie z nisko notowanym Brytyjczykiem Liamem Broadym, który postawił dziś trudne warunki naszemu tenisiście, a trzeciego seta rozpoczął od prowadzenia 3:0. I pomyśleć, że Hubert był tu pytanie o potencjalnie możliwy mecz z Novakiem Djokoviciem w jednej z kolejnych rund. Był także możliwe ćwierćfinał Świątek z Naomi Osaką, ale Japonka też odpadła.
Więcej powinni pokazać koszykarze 3x3. Niestety odpadli po fazie zasadniczej z bilansem 2 zwycięstw i 5 porażek. Tym boleśniejsza to lekcja, bo kilka porażek to efekt błędów i złych decyzji w końcówkach spotkań. Tak załatwili nas Chińczycy, Holendrzy i dziś rano Belgowie. Debiut olimpijski zatem nieudany, a przecież zapowiedzi były mocne i sugerowały medalowe aspiracje.
Trudno jednak mówić na razie o utracie żelaznych, medalowych szans. Przy Idze Świątek, koszykarzach, czy szpadzistkach stał malutki znak zapytania, ale w żadnych razie nie byli to murowani kandydaci. Najbardziej szkoda szpadzistek, bo u nich droga do podium była wyjątkowo krótka i nasze zawodniczki mają poczucie straconej szansy. Zresztą Estonki doszły ostatecznie do finału i ostatecznie go wygrały. Nie zmienia to sytuacji Polek, ale jakimś pocieszeniem jest fakt, że odpadły pokonane przez mistrzynie.
Niełatwy to dla kibiców początek igrzysk, bo z medali cieszyli się już kibice z ponad 50 państw. W tym po raz pierwszy Bermudy (złoto w triathlonie) czy Turkmenistan (srebro w podnoszeniu ciężarów). Na podium byli już reprezentanci Mongolii, Wybrzeża Kości Słoniowej, Kuwejtu, Jordanii, Indonezji, Uzbekistanu, Tajlandii, Estonii czy Kosowa, które ma już dwa złote krążki - oba wywalczone w judo. Możemy być już trochę zniechęceni czekaniem na polskie podium, ale niewiele jeszcze straciliśmy jeśli chodzi o mocne olimpijskie szanse. Co nie zmienia faktu, że powoli zaczynamy się frustrować, bo nasi sportowcy odpadają z rywalizacji wcześniej niż oczekiwaliśmy i niekoniecznie z przeciwnikami z najwyższej półki. Czekajmy jednak na niespodzianki. Wiem, że nasz sport nimi nie rozpieszcza, ale Aleksandra Kowalczuk i Klaudia Zwolińska pokazały dziś, że można być blisko takiego niespodziewanego rozstrzygnięcia.