Piłkarskie rozgrywki bywają dziwne, niesprawiedliwe, krzywdzące. Można strzelić kilka bramek i przegrać. Można oddać kilkanaście strzałów, ale poza obijaniem słupka i poprzeczki nie odnieść większych korzyści.
Do refleksji skłoniła mnie Bundesliga - w tym roku sezon rozpoczął się naprawdę ciekawie, jakby na potwierdzenie, że poziom rozgrywek za naszą zachodnią granicą po kilku słabszych sezonach systematycznie wraca na wyżyny. Padają bramki, nie brakuje niespodzianek, nie brakuje gwiazd.
Na początek może o fenomenalnym starcie Bayernu. Wygrał raptem piąty mecz z rzędu i już jest samodzielnym liderem pod względem najlepszego startu w historii rozgrywek. Wynik nie wydaje się wydarzeniem kolosalnym, ale w Bundeslidze jest rekordem, a przecież na przykład u nas nie tak dawno, w sezonie 2007/2008 Legia wygrała 7 meczów z rzędu, a dopiero w siódmym straciła pierwszą bramkę. W tym sezonie w I lidze 7 meczów bez straty gola odnotowała Flota Świnoujście. Nie porównuję polskich wyników z rezultatami Bayernu, ale warto zauważyć, że sporo można jeszcze w Bundeslidze wywalczyć na tym polu. Może Bawarczykom uda się jeszcze rekord wyśrubować.
Na razie świetnie do drużyny wprowadził się Mario Mandżukić. Chorwat świetnie zastępuje kontuzjowanego Mario Gomeza. Trafia jak na zawołanie (5 bramek w 5 meczach) i ciekawe, czy Niemiec po powrocie do zdrowia wskoczy do pierwszej jedenastki. W niezłej formie są Toni Kroos, Bastian Schweinsteiger, czy Thomas Muller. Z ławki na plac gry wchodzi najdroższy piłkarz w historii Bundesligi (kolejny ligowy rekord pobity w ostatnim czasie) Javi Martinez.
I pomyśleć, że jeszcze w maju w finale Ligi Mistrzów ten sam Bayern (no prawie ten sam) dokonał rzeczy niebywałej. Piłkarze oddali 35 strzałów na bramkę Chelsea Londyn, ale przegrali, bo Petr Cech tylko raz dał się pokonać, choć przecież pracy nie miał znów tak dużo - piłka po większości strzałów mijała jego bramkę.
Niejako w opozycji do tego ostrzeliwania bramki rywali chcę przedstawić wyniki Fortuny Dusseldorf. Beniaminek Bundesligi pozostaje nieco w cieniu świetnego początku rozgrywek w wykonaniu Eintrachtu Frankfurt, ale warto kilka słów im poświęcić. Uwaga! W 5 meczach drużyna zdobyła 4 bramki, straciła ZERO. Efekt? 9 wywalczonych punktów. W czołowych europejskich ligach podobnego rezultatu ze świecą szukać, choć w Portugalii nieźle radzi sobie drużyna Gil Vicente. W czterech meczach 1 strzelona bramka, dwie stracone i aż 3 wywalczone punkty (3 remisy) - całkiem przyzwoicie.