Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski czy Łukasz Piszczek to obecnie największe polskie gwiazdy w niemieckiej Bundeslidze. Jednak lista biało-czerwonych piłkarzy, którzy zachwycali niemieckich kibiców, jest o wiele dłuższa. Wystarczy cofnąć się do lat 80.


PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Merk na blogu: Nie wierzę w zwycięstwo z Niemcami


Gwiazdą swoich czasów był z pewnością Jan Furtok. W barwach HSV Hamburg i Eintrachtu Frankfurt rozgrał w Bundeslidze 188 meczów i strzelił 60 bramek. Przez lata był to polski rekord, który poprawił dopiero niedawno Robert Lewandowski, zbliżający się teraz do setki - do niego przejdziemy jednak później.

Swój wielki czas na niemieckich boiskach miał też Mirosław Okoński (HSV Hamburg, 1986-88, 62 mecz i 15 bramek). Jego gol został wybrany najpiękniejszą bramką w historii Superpucharu Niemiec - takie zestawienie przygotowała przed rozpoczęciem tego sezonu oficjalna strona Bundesligi:

213 meczami w Niemczech może pochwalić się napastnik Marek Leśniak, który grał m.in. w Bayerze Leverkusen, SG Wattenscheid 09 i TSV 1860 Monachium. Liczba bramek - 42. Wynik na taką liczbę meczów może nie rewelacyjny, ale też trudno uznać go za wybitnie słaby.

FC Homburg, Bayer Leverkusen, Fortuna Düsseldorf - w tych klubach przez 10 lat występował z kolei Andrzej Buncol (185 meczów i 21 bramek).

W TSV Monachium ważną postacią był Piotr Nowak, ale to były już lata 90. W tym samym okresie zaczęła błyszczeć gwiazda Tomasza Wałdocha - przez pewien czas czołowego obrońcy Bundesligi. W VfL Bochum i Schalke Gelsenkirchen srebrny medalista z Barcelony rozegrał aż 248 spotkań. W części z nich jego partnerem w Schalke był Tomasz Hajto.

Pod koniec lat 90. wspaniałe trio w VfL Wolfsburg stworzyli napastnik Andrzej Juskowiak (łącznie 56 goli w Bundeslidze), nieżyjący już pomocnik Krzysztof Nowak i obrońca Waldemar Kryger. Do czasów "polskiej Borussii" był to najważniejszy biało-czerwony tercet w historii Bundesligi.

Nie można zapomnieć i o Tomaszu Zdebelu. W Bundeslidze w latach 1993-2010 zagrał 201 razy.

Pierwszą polską gwiazdą Bundesligi XXI wieku był z pewnością Jacek Krzynówek. W Bayerze Leverkusen potrafił strzelać w lidze niemieckiej czy Lidze Mistrzów niesamowite bramki.

Później swoje piętno na grze Borussii Dortmund odcisnął Ebi Smolarek - wtedy dortmundczycy wygrzebywali się z kryzysu.

Później do klubu dołączyli Jakub Błaszczykowski, Łukasz Piszczek i wspomniany już Robert Lewandowski. Efekty wszyscy znamy. Drużyna Juergena Kloppa potrafiła zdominować rozgrywki, dwukrotnie zdobywając mistrzostwo. Lewandowski stał się czołowym napastnikiem świata, a teraz gra już dla wielkiego Bayernu Monachium.

Trzeba w tym zestawieniu wymienić też choćby Dariusza Żurawia, który przez kilka lat był wiodącą postacią Hannoveru, czy Artura Wichniarka - jednego z bohaterów kibiców Arminii Bielefeld. Nazywany "Królem Arturem" napastnik błyszczał głównie w 2. Bundeslidze, co jednak nie umniejsza jego zasług dla klubu. Był jego niekwestionowanym liderem.

Niemieccy kibice mieli więc sporo polskich idoli. Kolejni z pewnością się pojawią. A może po sobotnim meczu fani zza Odry będą musieli zmienić swoje postrzeganie na przykład "Lewego"? Gole strzelone Neuerowi mogłyby coś w tej materii zdziałać...

W Niemczech trenuje też wielu młodych, polskich zawodników. Z pewnością więc doczekamy się kolejnych biało-czerwonych gwiazd w Bundeslidze.