Mój wewnętrzny spokój przed Euro został już lekko zaburzony. Już myślę - jak to będzie, jak to się skończy. Już nerwowo wyczekuję…
Jakoś na razie nie widzę w Warszawie wielkiego napięcia związanego z Euro (możliwe, że po prostu źle patrzę). Jeździ trochę samochodów z biało-czerwonymi flagami, może nawet ich liczba powoli się zwiększa… Do tego dochodzą niezliczone plakaty, bandery, wielka piłka na rondzie De Gaulle'a, przystrojony Nowy Świat itp. Oczywiście wrażenie swoim ogromem robi strefa kibica wokół Pałacu Kultury, ale miasto jest jakby uśpione i pogrążone w oczekiwaniu. Tylko czasami pomiędzy hotelem Hyatt, a stadionem Polonii przemknie reprezentacyjny autokar - podobny stoi też przed Bristolem.
Z ludźmi jest chyba trochę inaczej. Wszystko się w nas buzuje, choć też jeszcze dość powoli. Odebrałem już kilka telefonów od znajomych z pytaniem co robię w czasie meczu z Grecją i czy może nie obejrzymy go wspólnie. Dzwonią, choć wiedzą, że akurat będę w pracy.
Doszło nawet do niewielkiego absurdu. Jedna z takich - nazwijmy to - "mini stref kibica" organizuje się u mnie w domu, choć beze mnie… Podobno będzie nawet jakieś jedzenie. Nie wiem, jak to będzie, ale zapewne kiedy dotrę do domu będę miał jedynie przyjemność po tym wszystkim posprzątać (oby nie wpadli na pomysł z confetti!!).
Na otwartych treningach, nie tylko Polaków, trybuny wypełnione są do ostatniego miejsca. W Opalenicy cieszą się z przyjazdu Portugalczyków, Jachranka żyje w klimacie "Greka Zorby". Nawet drogowcy walczą dzielnie o słynny autostradowy odcinek C. W piątek pewnie wiele osób założy na siebie świeżo wyprane biało-czerwone koszulki, na szyję zarzuci szalik i wszyscy będziemy czekać. Oczywiście na zwycięstwo, ale chyba równie warto czekać po prostu na rozpoczęcie tego wszystkiego co wiąże się z Euro, bo wreszcie mamy tę imprezę u siebie. Nie trzeba nigdzie jechać, wystarczy wyjść z domu.
Z drugiej strony mój kolega po fachu zauważył ostatnio, że trochę mu z tym dziwnie. Pójdzie do pracy, a po meczu wieczorem wróci do domu, jak gdyby nigdy nic weźmie prysznic i spokojnie zaśnie we własnym łóżku. Dla nas dziennikarzy to Euro też jak widać będzie jakimś nowym doświadczeniem.
Tylko pogoda mogłaby się troszkę bardziej dostosować do letnich wymogów. Pamiętam jak dwa lata temu w RPA marzłem niemal każdego dnia - to była Afryka, ale jednak zimą - a w telewizji pokazywali rozgrzany słońcem i emocjami tłum niemieckich kibiców pod Bramą Brandenburską. Może do piątku i u nas zrobi się bardziej letnio, choć jeśli Polacy mają wygrywać to ja chętnie zmoknę i mogę nawet odczuwać ten lekki czerwcowy chłodek.