Nic nie da takiej perspektywy danego miejsca i nic nie pozwoli dowiedzieć się o nim równie dużo jak po prostu spacer. Trzeba trochę czasu poświęcić, albo mieć szczęście. Wtedy można wpaść nawet niechcący na coś ciekawego. Mnie się akurat dziś udało.
Wracałem ze stadionu w Lyonie. Za mną była już konferencja trenera Walii Chris Colemana, później długie próby opuszczenia stadionu - rekordowo długie. Nie bardzo było wiadomo, jak wyjść. Później tylko 25-minutowa podróż na dworzec główny i znów byłem, można powiedzieć, w centrum. Ruszyłem więc w kierunku Rodanu.
A tam po drodze same ciekawostki! Pierwszy był festiwal zorganizowany przez kilka organizacji mających siedziby w okolicy. Jak powiedziała mi jedna z organizatorek, to taka sąsiedzka inicjatywa. W tych ramach zmieścił się teatr dla dzieci, koncerty: najpierw hip-hopu, a później muzyki bardziej rockowej. Do tego stoliki, przy których można zjeść albo pograć w karty. Ofertę na dziś uzupełniło wino i burgery. Impreza organizowana jest od kilku lat w każdy wtorek lipca.
Kilka kroków dalej atmosfera już zupełnie inna. Tu kwitnie handel kradzionymi papierosami, bo chyba nie ma sensu sprzedawać pokątnie legalnych. Obok stoiska z arabskimi słodkościami, co drugi lokal to fryzjer - wszędzie kolejki. I tak mknę w stronę Rodanu. Rzeka skąpana w słońcu. Obok knajpa a przed nią koncert. Instrumenty dęte, choreografia, zabawa. Nad samą rzeką kolarze, spacerowicze, biegacze. Murki gęsto obsadzone ludźmi. Młodzi w sporych grupach dyskutują albo piją piwo. Jest też basen, ale nie jakiś tam brodzik. Normalny, fajny, duży basen, choć wieczorem już zamknięty.
Wszystko to uzupełnia jeszcze kurs tańca latynoamerykańskiego na świeżym powietrzu. A wszystko to może w ciągu godziny. I już zupełnie na zakończenie uliczna, szybka pogawędka z kibicami z Walii. Życzliwa, sympatyczna. Zapraszamy do nas przyjeżdżajcie, nie słuchajcie tych głupot - tak to i polityka wdarła się do dyskusji.
Właśnie w taki sposób można się jakimś miejscem zafascynować. Trzeba mieć trochę szczęścia, trzeba mieć czas i dobrą pogodę. A na koniec tylko zmęczone nogi pytają, co to się tak długo wczoraj łaziło...