Justyna Kowalczyk zdominowała rywalizację na biegowych trasach. Małysz w ostatnim czasie nie schodził z podium, choć wygrać nie był w stanie - Szwajcar Simon Ammann był poza zasięgiem. Jak zapamiętamy ten zimowy sezon w wykonaniu naszych największych gwiazd?
Śmiało można powiedzieć, że Justyna Kowalczyk wyznaczyła w tym sezonie nowe standardy, jeśli chodzi o rywalizację w biegach narciarskich. Olimpijskie złoto (łącznie trzy krążki), wygrana w Tour de Ski i dominacja w Pucharze Świata, czego najlepszym dowodem jest komplet Kryształowych Kul - duża za wygraną w klasyfikacji generalnej i dwie małe za pierwsze miejsce w sprintach i na dystansach. Łącznie Polka zdobyła 2064 punkty - dotychczas żadna z zawodniczek nie przekroczyła granicy dwóch tysięcy punktów.
Wygraną Kowalczyk zapewniła sobie już wcześniej. Ostatnie zawody w Falun mogła potraktować bardziej ulgowo i właśnie tak zrobiła. Nie ma się co dziwić. Od listopada ciągle była w podróży. Jak nie w Europie, to w Kanadzie. Tysiące kilometrów pokonanych samochodem i samolotem, do tego ponad 200 przebiegniętych na nartach podczas zawodów. Wygrana w Pucharze Świata to nagroda za postawę w ciągu ostatnich pięciu miesięcy, a w tym okresie nikt do wyników Kowalczyk się nie zbliżył i choć to Marit Bjoergen wróciła z Vancouver z pięcioma medalami, to właśnie Polka wygrała w tym sezonie najwięcej.
Kowalczyk odpuszcza Mistrzostwa Polski, które w czwartek rozpoczynają się w Wiśle. Nasza mistrzyni tłumaczy, że po prostu nie da rady, ale chyba nikt nie będzie miał jej tego za złe. W tym sezonie Kowalczyk wygrała dziewięć biegów, a na podium stała łącznie osiemnaście razy.
Małysz sezon miał mniej okazały, przynajmniej jeśli chodzi o Puchar Świata. Było w tym wszystkim i trochę pecha. Od dawna wiadomo było, że Małysz szykuje formę na igrzyska w Vancouver. I trafił z nią w stu procentach - traf chciał, że Polak musiał mierzyć się z Simonem Ammannem, który ten rok miał wręcz nieziemski. Szwajcar zdobył dwa olimpijskie złota (i razem ma cztery), a Polak - dwa srebra, które zgodnie i wszyscy bez wyjątku okrzyknęliśmy wielkim, wspaniałym i zasłużonym sukcesem.
Mogło być jeszcze lepiej, ale na Mistrzostwach Świata w Planicy zabrakło szczęścia. Czwarte miejsce indywidualnie i czwarte w drużynie. Małysz przegrał brąz o 0,4 punktu, a w drużynie skok zawalił Łukasz Rutkowki, którego tłumaczą jednak złe warunki na skoczni.
Nasz najlepszy skoczek pięć ostatnich startów w Pucharze Świata kończył na podium. W dziesiątce meldował się regularnie od konkursu w Bad Mitterndorf na początku roku. W klasyfikacji generalnej zajął piąte miejsce, ale ostatnio z ogromną szybkością nadrabiał stratę do podium. Może gdyby sezon jeszcze potrwał, udałoby się znaleźć na "pudle".
Początek sezonu był dobry w wykonaniu większej grupy naszych skoczków. W jednym z konkursów w "15" znalazło się aż czterech naszych reprezentantów, później było gorzej - na igrzyskach także bez błysku. Forma wróciła pod koniec sezonu. 24 miejsce Stocha pozostawia lekki niedosyt. Kamila stać na wyższe miejsce w Pucharze Świata i oby za rok wreszcie to potwierdził. Cieszy fakt, że pucharowe punkty zdobyło aż siedmiu Polaków - to tym cenniejsze, że większość z nich wchodziła do finałowej "30" nie tylko w Zakopanem, ale i na zagranicznych skoczniach.
Sezon zdominował Simon Ammann - można powiedzieć: Justyna Kowalczyk skoków narciarskich. Dwa olimpijskie złota, Puchar Świata i mistrzostwo świata w lotach. Drużynowo bezkonkurencyjni byli Austriacy - i w Vancouver, i w Planicy.