Nasze sukcesy w biegach na 400 metrów mają długą historię. Przed laty tworzyła ją choćby Irena Szewińska, zdobywając olimpijskie złoto w Montrealu. Na przełomie wieków przyszło odrodzenie za sprawą męskiej sztafety "Lisowczyków", nazywanych tak od trenera Józefa Lisowskiego. Teraz w Tokio zapisywane są kolejne karty naszej lekkoatletycznej kroniki.
Zdążyliśmy przywyknąć do tego, że na 400 metrów "coś się może wydarzyć". Nasze panie w ostatnich latach potrafiły błyszczeć zarówno w sztafetowych biegach Mistrzostw Europy jak i Mistrzostw Świata. Bez różnicy, czy w hali, czy na otwartym stadionie zdobywały medale. Indywidualnie na podium czempionatu Starego Kontynentu potrafiła wbiec Justyna Święty-Ersetic. Nasi panowie jeszcze nie tak dawno byli halowymi Mistrzami Świata. Stawali też na podium Mistrzostw Europy - tych na stadionie, jak i tych w hali.
Niewiele rzeczy cieszy w sporcie tak jak właśnie kontynuacja sukcesów, co dobitnie pokazują nasi skoczkowie narciarscy będący następcami Adama Małysza. W lekkoatletyce ta tendencja także jest widoczna, bo co jakiś czas wyskakują nam młode gwiazdki czy gwiazdki w różnych konkurencjach. W tym roku choćby płotkarka Pia Skrzyszowska. 400 metrów pozostaje jednak silne od lat, choć zmienia się punkt ciężkości. Przechodzi z męskiej na kobiecą drużynę lub odwrotnie.
Teraz nastąpił dawno niewidziany stan równowagi. Medal sztafety mieszanej 4x400 metrów w Tokio? W to można było wierzyć, choć oczywiście czasy półfinałów nie dawały jeszcze pełnej odpowiedzi. Złoto? To wydawało się w sferze marzeń, ale po marzenia trzeba sięgać i to odważnie. Karol Zalewski powiedział dziś po odebraniu złotego medalu: "Mam nadzieję, że nasz przykład pokaże przyszłym pokoleniom, że wszystko jest możliwe". Ta świadomość, że w sporcie można wyjść poza własne granice, poza wydawałoby się narzucone ramy jest kluczowa, gdy chcemy odnieść sukces.
Sztafeta okazała się idealnie dobrana, bo siła tkwi jak zwykle w różnorodności. Karol Zalewski to już duże doświadczenie, umiejętność walki pod presją, a do tego niezwykła solidność. Justyna Święty-Ersetic, jak na prawdziwą Ślązaczkę przystało, nigdy się nie poddaje. Zaciśnie usta, będzie miała wściekłą minę i z taką wściekłością będzie walczyć, by na mecie uraczyć wszystkich rozbrajającym uśmiechem. Natalia Kaczmarek pozostała w cieniu innych zawodniczek nazywanych "Aniołkami Matusińskigo", choć przecież ta trenerska struktura dotycząca naszych biegaczek jest bardziej złożona. Teraz Kaczmarek wyskoczyła zza pleców bardziej doświadczonych koleżanek i pokazała, jak ogromne ma możliwości.
Największe wrażenie zrobił jednak na mnie Kajetan Duszyński. To on kończył sztafetę i to w jakim stylu. Odpierał ataki, by na ostatniej prostej samemu zaatakować. Niesamowity duch walki i wielka odporność. A na co dzień? Doktorant. Po skończeniu biotechnologii zajął się krystalografią białek. Dziś przyznał, że sprawę doktoratu na kilka lat odłoży na bok. "To dla mnie przełomowy moment. Nawet nie wyobrażam sobie najbliższych dni. Myślę, że będą musiał podjąć dużo decyzji, które ukształtują moją przyszłość. Zdecydowanie medal zmienił moje życie. Do tej pory rozważałem, czy poświęcić się nauce czy sportowi. Osoby, które mnie otaczają mówiły, żebym zaryzykował ze sportem i to się opłaciło. Na razie chyba białka pójdą w kąt" - mówił dziś Duszyński.
Nasz sport potrzebuje takich postaci. Ludzi, którzy potrafią sięgnąć po sukces, po marzenia. Ludzi, którzy potrafią połączyć to, co wydaje się tak trudne: naukę oraz sport na wysokim poziomie. Nie ma lepszego przykładu dla młodych sportowców. Duszyński zaskoczył też poczuciem humoru, luzem, ale i bardzo dużą samoświadomością. Przed nami jeszcze kolejne sztafetowe emocje. Może doczekamy się jeszcze tu w Tokio pięknych chwil?
Na pewno z polskim sportem nie jest dobrze i nie zmienią tej ogólnej opinii medale, które mam nadzieję jeszcze zdobędziemy. Z tego co mówią teraz przedstawiciele sztafety, a wcześniej mówiły srebrne wioślarki, wyłania się jednak obraz nowego pokolenia polskich sportowców. Ludzie inteligentnych, wrażliwych, świadomych tego, że w muszą pracować wspólnie na swój sukces, że czasami w grupie znaczą więcej niż osobno. Że mimo różnic, tylko wspólnie mogą coś osiągnąć. I takich postaci nam w sporcie potrzeba. Medale są tego najlepszym dowodem.