Nie tak dawno pisałem o rozpadającym się Milanie. Włosi odpadli już z Ligi Mistrzów, a w Serie A spadli na 12. miejsce i coraz bardziej prawdopodobne, że w kolejnym sezonie zabraknie ich w europejskich pucharach. Na tej samej sportowej ścieżce w dół jest też Manchester United.
W środę "Czerwone Diabły" zagrają u siebie z Olympiakosem Pireus i - uwaga - muszą wygrać wyżej niż 2:0, by awansować do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Humory w zespole raczej nieciekawe, bo wczoraj zespół z Manchesteru odebrał lekcję futbolu od Liverpoolu przegrywając w meczu Premiership 0:3, a byłoby wyżej gdyby Steven Gerrard wykorzystał trzy karne a nie tylko dwa.
Oczywiście można było przypuszczać, że odejście sir Alexa Fergusona wymusi w drużynie rewolucję, ale chyba mało kto się spodziewał, że zmiana trenera będzie aż tak kosztowna. Sezon właściwie spisany jest na straty. "Czerwone Diabły" w tabeli są na 7. miejscu, ale do czwartego Manchesteru City tracą 12 punktów - tyle też dzieli zespół Davida Moyesa od gry w eliminacjach Ligi Mistrzów. Będzie więc ciężko.
Oczywiście fani z Manchesteru mogą się pocieszać, że ich sytuacja jest o wiele lepsza niż sytuacja Milanu, który wczoraj przegrał z Parmą 2:4, bo włoski zespół o pucharach może już tylko marzyć, a Manchester United ciągle ma na wyciągnięcie Ligę Europy, no i przecież może odrobić straty w drugim meczu z Olympiakosem i grać dalej w Lidze Mistrzów.
Prawda jest jednak taka, że trener Moyes musi przygotować się latem na kadrową rewolucję.
A Liverpool, który pokonał wczoraj Manchester? Poprzedni sezon zakończył na siódmym miejscu z 28 punktami straty do mistrza czyli właśnie Manchesteru. Teraz "The Reds" mają dwóch najlepszych ligowych snajperów - Luisa Suareza i Daniela Sturridge'a, ma świetnego Stevena Gerrarda i ma ciągle realne szanse na mistrzostwo. Traci do Chelsea 4 punkty. Warto pamiętać, że Liverpool był ostatnio na ligowym podium w sezonie 2008/2009. Czy tyle samo potrwa powrót na ligowej czołówki "Czerwonych Diabłów"?