Pierwsi pokazujemy Wam dziś, jak wygląda płomień nadziei dla koncernów poszukujących gazu łupkowego w Polsce. To może być historyczne wydarzenie dla naszego kraju. Może, ale nie musi. Jeszcze nie wiemy, czy pochodnia na Pomorzu zwiastuje przełom na rynku surowców w Europie, czy też okaże się tylko efektownym, ale nieznaczącym rozbłyskiem.
Kiedy przed ponad rokiem pierwszy pisałem obszernie o łupkowej szansie dla Polski, nie myślałem, że już kilka miesięcy później temat stanie się wszechobecny, rozpalając zbiorową wyobraźnię. Potem zainteresowanie mediów osłabło, a teraz, po tym krótkim rozbłysku, ledwie się tli, zaś szacowne grono publicystów i ekspertów gasi je na tyle skutecznie, że wyśmiewanie naiwności g-łupków zaczyna należeć do dobrego tonu.
W tym czasie inwestorzy robią swoje. Wprawdzie ostatnio PGNiG ujawniło, że wyniki prac w Markowoli są rozczarowujące, ale Exxon zaczyna pierwsze wiercenia na Zamojszczyźnie, BNK niedaleko Ustki, a Chevron kupuje sprzęt. Właśnie powstaje też nowa, rodzima firma do obsługi prac.
Koncesje poszukiwawcze w Polsce mają już niemal wszystkie największe koncerny surowcowe zza Oceanu, a do Amerykanów starają się dołączyć Francuzi i Włosi. Swoje dwa grosze, w postaci prawie siedemdziesięciu milionów dolarów zainwestował ostatnio w dwie mniejsze firmy obecne w Polsce sam George Soros. Takie pieniądze to koszt kilku odwiertów, a na początku 2012 roku powinny być już znane wstępne wyniki z kilkunastu podziemnych prób. Wtedy będzie wiadomo, czy polowanie na gaz w Polsce się uda.
Jeśli okaże się, że trop, który dziś Wam pokazujemy, doprowadzi do łupkowego łupu, pojawią się nowe pytania. Na razie za wcześnie, by je zadawać, chociaż wiceminister skarbu w wywiadzie dla pisma Petroleum Economy napomknął już na przykład, że rząd nie musi utrzymać obecnego, symbolicznego poziomu opłat związanych z wydobyciem.