Tańsze paliwa? Tankowanie we własnym garażu albo pod blokiem? Odrodzenie amerykańskiego przemysłu? Zmiany na Kremlu? Spadek znaczenia Saudów? Wzrost znaczenia Polski? Jakie skutki przynieść może łupkowa rewolucja? Oto kilka przykładów zmian, które nastąpić mogą na świecie za sprawą łupków.
Wciąż niezbyt energiczne i na razie średnio obiecujące testy łupków w Polsce ostudziły nadzieje na szybkie powtórzenie amerykańskiego energetycznego sukcesu. Przez ponad dwa lata wykonano w Polsce 40 próbnych odwiertów, kilkanaście zabiegów szczelinowania, w tym tylko kilka w odwiertach poziomych.
Skupieni na własnym podwórku, nie zauważamy, że świat już się zmienia pod wpływem udanego energetycznego przewrotu w Ameryce, a przyszłe, głębsze zmiany mogą mieć dla każdego z nas i dla całego świata spore znaczenie. Chodzi o zmiany gospodarcze i polityczne, technologiczne i środowiskowe.
Sceptycy zwracają uwagę, że nadprodukcja gazu z łupków w Ameryce sprawiła, iż ceny surowca spadły do poziomu, który nie gwarantuje zysków firmom wydobywczym. Branża łupkowa, która po wybuchu kryzysu finansowego stała się na giełdzie ulubionym celem agresywnych inwestorów, faktycznie przeżywa kryzys. Firmy rzeczywiście wykonały tysiące odwiertów, które nie mogą dziś przynosić zysków. Dlatego, starając się zmniejszyć straty, utrzymują produkcję tylko w bardziej wydajnych odwiertach.
W związku z przebrzmiałym entuzjazmem na giełdach, część ekspertów mówi o łupkowej bańce, ale to raczej sytuacja przejściowa. Spekulacja akcjami rosnącej branży to norma, a nadmiar gazu znajdzie ujście, bo po pierwsze: zwiększy się zapotrzebowanie na gaz w Ameryce
i po drugie; pojawią się możliwości eksportu surowca z kraju, który przez dziesięciolecia raczej go sprowadzał.
Kilka tygodni temu w Polsce odnotowano brytyjski raport o planach budowy w Stanach Zjednoczonych szeregu instalacji do skraplania i ładowania na statki nadmiaru gazu. W przyszłości, przez te terminale surowiec ma płynąć do Europy. Co prawda znacznie lepsze ceny można uzyskać w Japonii, ale np. zdaniem brytyjskiego eksperta, profesora Alana Rileya należy się raczej spodziewać, że skroplony gaz z amerykańskich łupków popłynie na wschód, a nie na zachód.
Większość wydobycia odbywa się bowiem na wschodzie USA, większość terminali powstać ma po stronie atlantyckiej i mimo planowanego otwarcia w przyszłym roku poszerzonego Kanału Panamskiego, rejsy gazowców do Europy będą znacznie krótsze, a więc i tańsze niż przez Pacyfik.
Gazowce te zyskały już zresztą ciekawą nazwę "freedom carriers" (w wolnym tłumaczeniu: "wolnościowce"), bo mają wozić wolność, szczególnie do nas, mieszkańców strefy posowieckiej, oplecionej siatką surowcowej zależności od Moskwy.
Ta perspektywa może oznaczać dalsze pogorszenie sytuacji Gazpromu. Rosyjska firma, z powodu presji cenowej, wywieranej głównie przez niepotrzebny już Ameryce skroplony gaz z Bliskiego Wschodu, zaczęła się w ostatnich miesiącach godzić na istotne zniżki w długoterminowych kontraktach z europejskimi odbiorcami.
Pojawienie się na horyzoncie "wolnościowców" i dalszy spadek cen w Europie byłby katastrofą dla rosyjskiego molocha, który ze względu na wysokie koszty, w tym programu budowy drogich i długich gazociągów, ma ograniczone pole manewru.
W dodatku Gazprom jest oskarżany przez Komisję Europejską o wykorzystywanie dominującej pozycji w Środkowej Europie i chociaż postępowanie potrwa kilka lat, teoretycznie może się skończyć nawet konfiskatami majątku rosyjskiej firmy w Europie.
Moskwa ma sporo czasu, żeby przygotować się na te wyzwania i zapewne już to czyni. O tym, że oficjalny ton lekceważenia wobec łupków nie jest do końca wiarygodny, świadczy zaangażowanie rosyjskich koncernów we współpracę z amerykańskimi partnerami, którzy mają pomóc Rosjanom sięgnąć po ropę łupkową.
Uzależniony od eksportu surowców budżet Rosji może być zagrożony przez nadchodzące zmiany. Stopniowe zwiększenie niezależności energetycznej importerów sprawia, że po erze Putina mogą wrócić pytania o konieczność modernizacji Rosji i zagrożenie anty-modernizacyjną kontrrewolucją.
Jeśli chodzi o nasz kraj, to według najśmielszych teorii, zneutralizowanie gazu jako narzędzia politycznego nacisku Rosji na kraje dawnego Układu Warszawskiego przyczyni się do uniezależnienia się i rozwoju całego regionu, w którym dominująca rolę może spełnić zdecydowanie największa Polska.
Całkiem możliwe, że eksport do Europy wcale jednak nie będzie znaczący, bo w Stanach pojawi się duży, dodatkowy popyt na surowiec. Już teraz przemysł po drugiej stronie Atlantyku zużywa więcej gazu.
Z łupkowej rewolucji i niskich cen surowca korzysta też energetyka, a przemysł chemiczny nagle odkrywa, że mimo wyższych kosztów pracy, np. produkcja nawozów w Stanach Zjednoczonych nie jest droższa niż w Chinach.
Według Dow Chemical w USA ma powstać w najbliższych latach prawie 70 projektów w przemyśle chemicznym, wartych kilkadziesiąt miliardów dolarów i oferujących trzy miliony miejsc pracy. Ponadto znów konkurencyjna staje produkcja stali w Ameryce, bo przy obróbce rudy żelaza, zamiast węgla opłaca się stosować gaz.
Innym źródłem wzrostu popytu może okazać się powszechne zastosowanie gazu w transporcie. Mówi się już o masowym napędzaniu gazem amerykańskich ciężarówek. Pojawiają się też głosy o możliwości tankowania gazem milionów samochodów osobowych.
W tym kontekście niektórzy eksperci zwracają uwagę, że w niektórych krajach Europy, gdzie powszechnie używa się błękitnego paliwa do ogrzewania i gdzie istnieje gęsta sieć przesyłowa, w przyszłości pojawią się możliwości indywidualnego tankowania samochodów w garażach.
Do tego zapewne daleka droga. Wcześniej być może rozwinie się na dużą skalę technologia GTL, dzięki której gaz przerabia się na paliwa, w tym doskonale nadające się do silników diesla. Sprzedawane już również w naszym kraju mieszanki mniej obciążają środowisko, bo przy spalaniu diesla z gazu wydziela się mniej związków siarki, azotu, cząstek stałych i innych zanieczyszczeń.
Zaawansowane eksperymenty z GTL prowadzone są w kilku krajach, kilka lat temu zainteresowanie tą technologią deklarowała też polska firma gazowa. Koncerny Shell i QatarGas niedawno uruchomiły pierwszą dużą fabrykę w Katarze. Z kolei na początku tego roku rosyjski miliarder Roman Abramowicz zainwestował sporą sumkę w brytyjską firmę prowadzącą badania na tym polu.
Wszystkie te zmiany mogą w nadchodzących latach przebudować gospodarkę i politykę świata, ale prawdziwa rewolucja nastąpi wraz z rozwojem wydobycia nie gazu, ale ropy z łupków. Oto prawdziwe złote runo rozwijającej się branży.
Podczas międzynarodowych spotkań można usłyszeć jak menedżerowie w towarzystwie geologów wymieniają uwagi o tym, że dopiero ropa z łupków zmieni świat. Ta rewolucja już zaczęła się w Ameryce. Są nawet opinie, według których pod koniec dekady Stany Zjednoczone będą bliskie samowystarczalności, a więc uniezależnienia się od importu ropy.
Ta sytuacja może przynieść geopolityczne trzęsienie, naszej uzależnionej przecież od ropy ziemi. Oto kilka przykładów obszarów, gdzie może dojść do tąpnięć.
Łatwo sobie wyobrazić, jaką zmianę dla świata oznaczać będą zmiany przepływów bogactwa. Zmniejszenie wydatków na import ropy może pomóc Ameryce zawrócić znad budżetowej przepaści i uczynić ją niezależną od uwikłania w skomplikowaną politykę Bliskiego Wschodu. Mniejsza rola handlu ropą dla światowej gospodarki wiązać się może też ze zmianą roli dolara w globalnych rozliczeniach.
Niezależność od dostaw z Bliskiego Wschodu przyspieszy z kolei przeniesienie uwagi na Wschód Daleki, a głównym sojusznikiem USA uczyni być może Australię. Kolejny przykład: utrzymanie uzależnienia Chin od importu ropy, przy nasilającej się rywalizacji obu mocarstw i dominacji US Navy na oceanach, powinno dać Ameryce czasową, strategiczną przewagę nad Państwem Środka, chociaż w dłuższym czasie Chiny zrobią wszystko, by sięgnąć po swoje, prawdopodobnie nie mniejsze od amerykańskich, zasoby łupkowych surowców i też będą dążyć do większej samowystarczalności.
Na koniec jeszcze o tym jak łupkowa rewolucja w USA wpływa na środowisko naturalne w... Europie.
Większość Europejczyków obawia się, czy metody uwalniania gazu ze skał są rzeczywiście tak bezpieczne dla środowiska, jak zapewniają firmy. Kilka rządów w Europie zakazało szczelinowania, mimo że tę metodę jeszcze w zeszłym stuleciu stosowano bez obaw w lądowych odwiertach w Niemczech czy Rumunii.
Europa podchodzi ostrożnie do metody, która co prawda w Ameryce nad wyraz rzadko prowadzi do przypadków potwierdzonego skażenia, ale której skutki dla środowiska w dłuższej perspektywie nie są jeszcze całkiem znane.
Jednocześnie, chociaż to Bruksela forsuje rozbudowane regulacje mające na celu redukcję emisji CO2, a Waszyngton jest krytykowany za lekceważenie międzynarodowych protokołów ograniczających emisję, to Stany Zjednoczone są obecnie jedyną na świecie potęgą przemysłową, w której zauważalnie zmniejszyła się emisja dwutlenku węgla.
Stało się to możliwe nie z powodu proekologicznych regulacji, ale właśnie za sprawą stosowania szczelinowania. Łupkowy boom przyczynił się bowiem do obniżenia cen gazu w USA i gwałtownego zmniejszenia relatywnej atrakcyjności bardziej "emisyjnego" węgla jako paliwa energetycznego.
Nadwyżka węgla popłynęła masowcami za granicę, głównie do Europy. W niektórych europejskich krajach w zeszłym roku import węgla z USA zwiększył się o kilkadziesiąt procent i paradoksalnie, za sprawą zmian w USA, w ekologicznie wrażliwej Unii Europejskiej rośnie teraz emisja CO2.