Gdybym znał jakiegoś zdolnego scenarzystę, podrzuciłbym mu wydaną niedawno książkę Tomasza Awłasewicza "Łowcy szpiegów. Polskie służby kontra CIA". Na jej podstawie mógłby powstać serial albo film szpiegowski, jakiego jeszcze w Polsce nie było.
Nie jest tak, że o historiach szpiegowskich, w których główne role odgrywali Polacy, w ogóle się nie mówi. Z reguły jednak robi się to bardzo podobnie. Autorzy książek i reportaży koncentrują się na tych samych, głośnych historiach i nośnych medialnie nazwiskach. To sprawia, że kolejne publikacje stają się bardzo podobne - na pierwszym planie mamy Kuklińskiego, Pawłowskiego, Zacharskiego i można byłoby odnieść wrażenie, że nikt poza nimi nie zajmował się szpiegostwem. Trudno znaleźć autora, który przedstawiłby nam coś nowego albo opowiedział znaną historię z oryginalnej perspektywy.
Urodzonymi nad Wisłą szpiegami zajmują się z reguły albo dziennikarze, albo badacze. Obie te profesje mają swoje przyzwyczajenia, specyficzny styl wypowiedzi i spojrzenie na rzeczywistość. Awłasewicz wyróżnia się na tym tle już od samego początku książki. Pokazuje, że skrupulatność badacza można połączyć z reporterską ciekawością. Ma też niewątpliwy talent popularyzatorski. O skomplikowanych i wielowątkowych sprawach pisze przystępnie i ciekawie. Z dokumentów IPN i relacji swoich rozmówców (większość z nich to osoby, które nie są obecne w przestrzeni publicznej) wyciąga zapadające w pamięć historie. Co szczególnie cenne - nie wchodzi w politykę i publicystykę. Nie ocenia tych, którzy szpiegowali i tych, którzy z nimi walczyli. Obu stronom po prostu oddaje głos.
Głównym bohaterem "Łowców szpiegów" jest Leszek Chróst. Był w grupie agentów, których wymieniono na Mariana Zacharskiego na słynnym moście Glienicke. W przeciwieństwie do tego ostatniego nie jest medialną gwiazdą. Awłasewicz postanowił nie tylko przedstawić czytelnikom jego historię, ale też dotrzeć do samego szpiega i sprawdzić, jak ułożyło się jego życie po wymianie. Udało mu się zrealizować ten ambitny plan.
Historia Chrósta jest pewnego rodzaju ramą, elementem spajającym książkę. Awłasewicz co jakiś czas do niej powraca, ale przy okazji daje nam panoramiczny obraz szpiegowskiej rzeczywistości z czasów PRL-u. Wiele z jej elementów to dla szerokiej publiczności coś zupełnie nowego. W przypadku tematów takich jak montowanie podsłuchów, przekazywanie informacji czy gubienie obserwacji czytelnicy mają w głowach wyobrażenia wyniesione z filmów. Te - delikatnie rzecz ujmując - nie zawsze są prawdziwe. Co więcej - historyczne relacje są często ciekawsze niż filmowe wyobrażenia.
Najmocniejszą stroną książki Awłasewicza jest chyba to, że pokazuje ona ludzką twarz skomplikowanej historii, a w zasadzie wiele jej twarzy. Autor dotarł do członków tajnej grupy, która nocami wchodziła do placówek dyplomatycznych państw NATO i włamywała się do sejfów z tajnymi dokumentami wykorzystując izotopy promieniotwórcze. Opisał historię Amerykanina o nazwisku Scarbeck, który był pracownikiem ambasady w Warszawie i - prawdopodobnie z miłości do Polki - zdecydował się na współpracę z PRL-owskimi służbami. Opowiedział też o specjalnej wytwórni filmów działającej na potrzeby służb specjalnych, w której pracował m.in. jeden ze współtwórców słynnego "Czterdziestolatka". Podobnych historii jest w tej książce dużo więcej. Niektóre śmieszą, inne zaskakują, ale całość robi naprawdę duże wrażenie. Miejmy nadzieję, że autor zdecyduje się na kolejne publikacje o tej tematyce. A wspomniany na wstępie film lub serial inspirowany jego ustaleniami mógłby się okazać prawdziwym hitem.
Film z zatrzymania Leszka Chrósta: