Gdybym był producentem filmowym, czym prędzej zabezpieczałbym prawa do ekranizacji tej historii. „Wielki skok grupy Lazarus” Geoffa White’a ma w sobie wszystkie elementy, które powinien mieć hitowy film lub serial. Są tu wielkie pieniądze, wciągające intrygi, tajemniczy reżim, egzotyczne lokalizacje i miejsca dostępne tylko dla wybranych. Jest też walka dobra ze złem rozgrywająca się w cyberprzestrzeni. I tylko trochę rzedną nam miny, gdy uświadomimy sobie, że ta historia to nie efekt bujnej wyobraźni twórcy scenariusza do kolejnego Bonda, ale owoc imponującego dziennikarskiego śledztwa.

Sięgając po książkę o północnokoreańskich hakerach nie spodziewamy się raczej, że już na 11 stronie pojawi się Polska. Jak się okazuje, ich podwykonawcy byli u nas kilka lat temu na gościnnych występach, w ramach pewnej międzynarodowej operacji. O ilu takich przekrętach nie wiemy i nigdy się nie dowiemy? Po lekturze książki Geoffa White’a to pytanie przestaje być retoryczne.

Opowieść o grupie Lazarus (nazywanej tak od zdolności do zmartwychwstania po jakimś czasie - niczym biblijny Łazarz - w systemie komputerowym zaatakowanego podmiotu) nie jest adresowana wyłącznie do osób, które interesują się cyberbezpieczeństwem. To napisana w szalenie klarowny, logiczny i strawny dla laików sposób historia z pogranicza geopolityki, finansów, showbiznesu i jeszcze kilku innych dyscyplin. Porządkująca i poszerzająca naszą wiedzę o cyberzbirach uzbrojonych w klawiatury i ich metodach działania.

"Wielki skok grupy Lazarus" jest też w jakimś sensie opowieścią o mediach w ich dzisiejszych rozedrganym kształcie. W książce mamy historie, które były swego czasu głośne i lądowały na czołówkach serwisów informacyjnych na całym świecie - jak choćby atak na Sony Pictures czy sprawę wirusa WannaCry. Nie oszukujmy się - w większości przypadków media podeszły do nich w sensacyjny i powierzchowny sposób. O co właściwie chodziło? Jak wyglądał łańcuch błędów i fatalnych w skutkach decyzji, które były dla hakerów jak transparent "Serdecznie witamy"? 

White z podziwu godną skrupulatnością łączy dla nas fakty, które układają się w spójny, choć mało optymistyczny obraz. Jego książka pomaga nam też zrozumieć, po co właściwie północnokoreańskiemu reżimowi są etatowi cyberprzestępcy, jak są szkoleni i po co lądują za granicą. White - nie bez powodu - nazywa ich też cyberniewolnikami.

"Wielki skok grupy Lazarus" czyta się momentami jak kryminał czy powieść szpiegowską - są tu wszak ludzie działający pod przykryciem, ekskluzywne kasyna i wielkie przekręty. Trudno jednak o znane z obcowania z tymi gatunkami poczucie, że sprawiedliwość zawsze zatriumfuje, a ład zostanie przywrócony.  

White pokazuje, że cyberoddziały Kima uczą się na swoich błędach i adaptują do zmieniającej się technologii. Czasem kogoś uda się złapać i ukarać - tak samo jak zdarza się, że część pieniędzy nie zostaje wyprowadzona przez hakerów. Ostatecznie jednak zawsze wygląda to tak samo - po głowie dostają płotki, grube ryby śpią spokojnie, a reżim łata dziury w budżecie cudzymi pieniędzmi.

Autor książki z dużym wdziękiem pogrywa sobie z naszymi wyobrażeniami dotyczącymi hakerów wyniesionymi z popkultury. Wprost pokazuje, że nie mają one zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością, a życie rzadko przypomina film. Przytacza też historie osób, które oberwały rykoszetem w wyniku hakerskich ataków - tak jak pracownicy Sony Pictures, którzy jeszcze długo po ataku musieli się zmagać z konsekwencjami upublicznienia poufnych informacji na ich temat. Jedno jest pewne - nikt z nas nie chciałby się znaleźć na ich miejscu.

Myślenie świata o Korei Północnej jest bardzo jednowymiarowe i uproszczone. Niewiele o niej wiemy, bo obieg informacji jest kontrolowany. Jestem bardzo zmęczona żartami z Kim Dzong Una mówiła mi w 2015 r. Suki Kim, dziennikarka i pisarka, która przez pół roku uczyła w Pjongjangu dzieci tamtejszych elit. Brutalny dyktator torturuje ludzi, a światu wydaje się to zabawne - podkreślała autorka świetnego reportażu "Pozdrowienia z Korei". Lata mijają, a jej słowa dalej brzmią aktualnie. Książka White'a może być dla wielu czytelników okazją, by wyzwolić się z pułapki uproszczeń. Choć nie jest to przyjemne i wygodne doświadczenie.