"Nie przeżyjesz w pełni każdego dnia, jeśli nie zrobisz czegoś dla kogoś, kto nigdy nie będzie mógł ci za to zapłacić". Brzmi górnolotnie i naiwnie? Może i tak, ale w czasach, gdy już prawie wszystko przeliczamy na pieniądze i lajki warto pozwolić sobie choć na odrobinę takiej naiwności. Jak się jej uczyć?
Wielkim artystą jest przypadek. Człowiek artystą jest malutkim - napisał kiedyś wybitny, choć nieco zapomniany poeta i tekściarz - Jonasz Kofta. Można się oczywiście spierać i zastanawiać, czy coś takiego jak przypadek w ogóle istnieje. W końcu niepoprawni optymiści nie od dziś twierdzą, że "wszystko jest po coś". Tak czy inaczej, chyba każdy z nas ma w swoim życiorysie takie sytuacje i historie, które wyglądały na błahe/codzienne/przypadkowe (niepotrzebne skreślić), a okazały się kluczowe, stały się początkiem jakiejś życiowej rewolucji. O czymś takim opowiada wydano niedawna książka "25 gramów szczęścia", z której pochodzi przytoczony w leadzie cytat.
Bohaterem (i jednocześnie współautorem) książki jest Massimo Vachetta - włoski weterynarz, który pewnego dnia musiał się zaopiekować malutkim i - jak się wydawało - skazanym na śmierć jeżem. Jak przyznaje, na początku nawet nie do końca wiedział, jak się do tego zabrać - wcześniej zajmował się dużo większymi zwierzętami niż 25-gramowy jeżyk. Ostatecznie zwierzątko zostało uratowane... i w sumie na tym mogłaby się zakończyć ta historia. Weterynarz mógł ją potraktować jako jednorazowy incydent bez większego znaczenia, materiał na dykteryjkę z happy endem, którą opowiadałby potem znajomym przy dobrym włoskim winie. Miał w końcu - jak każdy z nas - mniej lub bardziej konkretny pomysł na życie, zwyczaje, rytuały i inne rzeczy, których czasem trzymamy się z uporem godnym lepszej sprawy. Dał się jednak ponieść temu, co urodziło się w jego głowie i sercu. Nie zagłuszył tego i nie zbagatelizował. Rozpoczął trudny, ale jednocześnie piękny etap swojego życia. Wiele rzeczy przewartościował i odkrył w sobie coś nowego i cennego.
Historie kolczastych podopiecznych Vachetty chwytają za serce. Są opowiedziane prosto i bezpretensjonalnie, a jednocześnie z miłością i zaangażowaniem. To sprawia, że momentami książka wciąga niczym rasowy kryminał.
Nie interesuje mnie posiadanie wielkich domów i pięknych samochodów ani bycie sprytniejszym niż inni. Nie na tym polega moja koncepcja szczęścia - deklaruje odważnie Vachetta. Chciałbym tylko podążać za moimi marzeniami, którym popuściłem cugli, chciałbym dogonić je i pozwolić im rozkwitnąć, aby przekazać dalej ich owoce - dodaje. W sumie to proste, prawda? A jednocześnie takie trudne...