Po zajęciu przez Państwo Islamskie znacznej części północnego Iraku, rozpoczął się exodus uchodźców wewnętrznych na bezpieczne tereny Regionu Irackiego Kurdystanu. Po pierwszej fali migracji z roku 2014, kiedy na tereny te przybyło ponad milion osób, napływ ludności zmniejszył się, czego przyczyną było uszczelnienie przez dżihadystów kontroli nad opanowanym przez nich terytorium. Jednak w ostatnich miesiącach strumień uchodźców docierających do irackiego Kurdystanu znowu zaczął przybierać na sile.
Dibaga to zespół obozów dla uchodźców zbudowanych wokół miasteczka oddalonego o około osiemnaście kilometrów od terytorium zajmowanego przez Daesz. Z obozów widać niekiedy dym wznoszący się nad miastami i wsiami kontrolowanymi przez dżihadystów. To właśnie ich byli mieszkańcy stanowią większość zamieszkujących obozy. Najwięcej autobusów przyjeżdża rano - to ludzie z bliższych odcinków frontu, którzy dotarli do stanowisk Peszmergów nocą. Potem autobusy i ciężarówki jadą zebrać uciekinierów z dalszych placówek i znowu zatrzymują się przed kontenerami administracyjnymi Dibaga, wzbudzając tumany kurzu. Dzień w dzień - w ciągu ostatniego tygodnia docierało tu około 300 do 400 uchodźców.
Najpierw, w połowie 2014 roku, zbudowano obóz główny - około tysiąc pięćset kontenerów mieszkalnych ustawiony w równych rzędach na pustynnych przedmieściach miasteczka Dibaga. Ponieważ w kolejnych miesiącach napływ uchodźców, którym udało się wymknąć z kalifatu i dotrzeć do oddziałów kurdyjskich na linii frontu nie ustawał, by dać im schronienie zbudowano jeszcze pięć podobozów wokół miasteczka. Tutaj już zabrakło kontenerów - rodziny mieszkają w namiotach ustawionych na skalistej, wypalonej ziemi. W ostatnich dniach, wraz z przygotowaniami do bitwy z Państwem Islamskim, codziennie do linii frontu docierają nowi uciekinierzy, którym udaje się wyrwać spod władzy Daesz. Wszyscy, którzy dotrą do południowego odcinka frontu, trafiają do Dibaga, przywożeni ciężarówkami i autobusami przez Peszmergów.
Rizgar, kierownik obozów w Dibaga, stara się nadążyć z grodzeniem terenu, stawianiem namiotów, podłączaniem prądu i budową budynków gospodarczych, tak by ludzie ci mogli znaleźć jakikolwiek dach nad głową. Gdy idzie przez obóz, otoczony jest gęstym tłumem proszących o przydział namiotu, materaca, lekarstw dla dziecka czy lepszej racji żywnościowej. Cierpliwość Rizgara zdaje się być niewyczerpana, gdy po raz kolejny odpowiada na pytania tłoczących się wokół niego kobiet i dzieci. Jego ludzie starają się dystrybuować żywność i środki czystości, dostarczać wodę do cystern na terenie obozów, a także zapewnić podstawową edukację. W obozach, którymi kieruje Rizgar, mieszka obecnie około czterdzieści tysięcy ludzi, z czego ponad połowa to dzieci. Liczba uchodźców wzrasta z dnia na dzień, podczas gdy Rizgar i jego ludzie prowadzą walkę z czasem, starając się zaoferować im jakiekolwiek schronienie.
Ludzie, którzy uciekli w pierwszych dniach i tygodniach panowania IS, często zdołali zabrać część swojego dobytku, przewożąc go starymi oplami lub toyotami zalegającymi na pustyni u bram obozu. Jednak majątek pozostałych mieści się zazwyczaj w reklamówce, z którą przekradają się przez linię frontu. Mają też inny bagaż - doświadczenie życia w totalitarnej utopii fundamentalistów islamskich.
Uciekinierzy opowiadają o życiu w samozwańczym kalifacie, które początkowo nie różniło się zbytnio od zwykłej egzystencji konserwatywnych wsi i miasteczek środkowego Iraku. Stopniowo pojawiały się zakazy: palenia papierosów, słuchania muzyki, telefonowania czy ostatnio - oglądania telewizji. Nakazom dotyczącym ubioru oraz rodzaju noszonej brody towarzyszyło pojawienie się policji religijnej - hizbah, wraz z którą do porządku dziennego weszła wymierzana przez jej funkcjonariuszy kara chłosty. Ludzie opowiadają o spalonych posterunkach policji, rosnących cenach w sklepach i braku pracy. Wraz z pogarszającymi się warunkami egzystencji rosła brutalność bojowników Daesz; pojawił się także strach przed nalotami lotnictwa koalicji. Ostatnie dni przed ucieczką często naznaczone były dla nich głodem - zazwyczaj spowodowanym zamknięciem się w domach w obawie przed bombami, ostrzałem i aparatem bezpieczeństwa dżihadystów, podejrzewających ludność cywilną o szpiegostwo. O decyzji ucieczki przesądzały często brak wody, egzekucja kogoś w sąsiedztwie lub bomba zrzucona na pobliskie domostwo. Wtedy, pojedynczymi rodzinami lub większymi grupami przekradali się nocą przez bezdroża, uciszając dzieci w obawie przed snajperami.
Teraz w Dibaga ludzie Rizgara rozdzielają pierwszy posiłek, a pokryci pustynnym kurzem przybysze cierpliwe czekają w kolejce w cieniu prefabrykowanego kontenera po miskę ryżu. Nowoprzybyli, choć brudni i wygłodniali mają w sobie sporo nadziei związanej z dotarciem do bezpiecznego schronienia. To, czy uda się zapewnić im godną egzystencję na tym pustynnym skrawku terenu, pozostaje kwestią otwartą. Równie niepewne jest to, kiedy będą mogli powrócić do swoich domów. Przyszłość zamieszkałych głównie przez arabskich sunnitów środkowych i zachodnich prowincji Iraku jest mglista. Pomiędzy sunnitami, którzy uciekli spod władzy Daesz a zdominowanym przez partie szyickie rządem centralnym Iraku panuje głęboka nieufność. Ci pierwsi obawiają się zemsty ze strony armii i szyickich milicji, obwiniając zarazem rząd o łatwe oddanie terenu dżihadystom w 2014 roku. To właśnie te obawy sprawiają, że ludzie uciekający przed Daesz wybierają autonomiczny Kurdystan iracki, a nie terytoria znajdujące się pod kontrolą irackiego rządu centralnego. Politycy w Bagdadzie natomiast są zdania, że duża część ludności sunnickiej w praktyce wspierała rządy Państwa Islamskiego, biorąc nierzadko aktywny udział w walce po stronie kalifatu. Obawy te mogą być nie pozbawione podstaw - niektórzy spośród uchodźców, z którymi rozmawiałem przyznawali że pierwsze miesiące spędzone pod rządami Państwa Islamskiego były dla nich dobrym okresem. Ponowne zintegrowanie terytoriów wyzwolonych spod panowania Państwa Islamskiego wydaje się więc być dziś zadaniem trudniejszym nawet niż pokonanie dżihadystycznego kalifatu. Zanim do tego dojdzie, uchodźcy będą musieli ułożyć sobie życie w obozach takich jak Dibaga.