Po poniedziałkowym spotkaniu wiceszefa Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa z premierem Mateuszem Morawieckim zapadnie decyzja, czy Komisja Europejska pozwie Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE za ustawę o Sądzie Najwyższym - ustaliła nasza dziennikarka Katarzyna Szymańska-Borginon. Komisja na razie nie ujawnia swoich zamiarów w tej sprawie. Podczas środowej debaty w Parlamencie Europejskim wiceszef KE Frans Timmermans nie odpowiedział ani słowem na ponawiane apele eurodeputowanych chadecji, socjalistów, liberałów, czy zielonych o skierowanie ustawy o SN do Trybunału. Także dzisiaj rzecznik KE Margaritis Schinas unikał odpowiedzi na pytania o reakcję na wczorajszy list liderów frakcji PE do szefa KE Jean Claude’a Junckera w tej sprawie.
KE nie odpowiada, bo na razie nie ma jednolitego stanowiska. Jest w tej sprawie podzielona jak również są sprzeczne opinie prawników w Brukseli. Szef KE Jean-Claude Juncker jeszcze 2 tygodnie temu sprzeciwiał się takiemu ruchowi, za którym opowiadał się Timmermans, by nie eskalować napięcia. Jak ustaliłam, prawnicy KE wprawdzie analizują ustawę o SN od dłuższego czasu, jednak ich opinie także się różnią zarówno co do podstaw prawnych takiej skargi jak i trybu jej składania. Część prawników uważa, że jest już za późno, by w tzw. trybie przyśpieszonym składać do Trybunału wniosek o tzw. środki zapobiegawcze.
W ten sposób można by było zablokować wejście w życie tej ustawy skracającej kadencję sędziów, planowane na 3 lipca - wyjaśnia mój rozmówca w Brukseli. Jego zdaniem Trybunał nakazałby powołując się na nieodwracalność skutków - wstrzymanie wdrażania ustawy. Jak zapewnił mnie jeden z urzędników ETS, Trybunał mógłby rozpatrzeć taki wniosek nawet w ciągu 4 dni ( w przypadku Puszczy Białowieskiej zrobił to w zaledwie 7 dni). Problem leży jednak po stronie Komisji Europejskiej, która po prostu nawet przy maksymalnym przyśpieszeniu nie jest w stanie pominąć pewnych procedur.
Państwo musi mieć pewien czas na odpowiedź, tak jak było w przypadku Puszczy Białowieskiej - wyjaśnia mój rozmówca. Nie można jego zdaniem jednocześnie rozpocząć postępowania i wnioskować o środki zapobiegawcze. Trzeba przejść przez wszystkie etapy procedury, a więc nie ma szans, aby zdążyć przed 3 lipca. W dodatku jak wyjaśnił - prawnicy w KE są dosyć zachowawczy, konserwatywni i raczej wolą iść ścieżką pewną. Ominięcie procedur zaraz zaskarżyłaby Polska - słyszę argument. Inni szukają jednak możliwości złożenia tej skargi. To jest ekosystem. Sprawy (to jest dialog w sprawie art. 7 jaki i ustawa o SN) są powiązane - mówił rzecznik KE Margariti Schinas , co może być zapowiedzią jakiegoś "nowatorskiego" rozwiązania, które jednak umożliwi KE złożenie skargi w trybie pilnym.
KE miała wystarczająco czasu, żeby rozpocząć postępowanie, przejść wszystkie etapy, złożyć skargę do ETS i wnioskować o środki zapobiegawcze. Dlaczego więc tego nie zrobiła tak, by zdążyć przed 3 lipca? Poza wątpliwościami prawników KE co do podstaw prawnych (a te obecnie wydają się już coraz mniejsze) innym możliwym wytłumaczeniem jest, że Timmermans został ograny przez Warszawę, która podczas dialogu nt. zdjęcia art. 7 obiecywała, że zrobi ustępstwa, których w końcu nie zrobiła. Grała więc na czas nie mając zamiaru ustępować w sprawie SN. Dla Brukseli od początku nieprzekraczalną, czerwoną linią była kwestia nieusuwalności sędziów SN. W pewnym momencie, gdy stało się jasne, że rząd nie ustąpi w sprawie SN - Timmermans zaczął gorączkowo działać. Stąd debata w PE i kolejny krok w ramach procedury art. 7, czyli wniosek o formalne wysłuchanie Polski.
To naciski w sprawie sędziów SN. O to toczy się jeszcze gra. To będzie główny temat rozmowy Timmermansa z premierem. Ostateczną decyzję w sprawie skierowania ustawy o SN do Trybunału UE Komisja podejmie po rozmowie z Morawieckim. Jeżeli mniejsze są szanse na złożenie wniosku o środki zapobiegawcze, bo jak przyznaje jeden z urzędników w Brukseli "byłoby to karkołomne", to KE może oczywiście skierować ustawę o SN do Trybunału w trybie zwykłym (skarga o naruszenie prawa UE), co jednak nie zablokuje samej ustawy.
W takiej sytuacji zwycięstwo KE przed ETS (po roku czy półtora) otworzyłoby najwyżej sędziom możliwość ubiegania się o odszkodowania za wcześniejsze wysłanie na emeryturę. Jednak nie miałoby skutku zablokowania tych zmian, które wejdą w życie 3 lipca - przyznaje w rozmowie ze mną jeden z prawników w Brukseli. Politycznie więc zwycięży Warszawa.