Do dzisiaj pamiętam swoje ogromne zaskoczenie, kiedy pojechałem z początkiem listopada 1987 roku do Londynu na trzymiesięczne stypendium naukowe fundowane przez śp. profesor Karolinę Lanckorońską i przeszedłem się słynną Oxford Street udekorowaną już na Boże Narodzenie. Wchodziłem do kolejnych sklepów, których nazwy oraz luksus oszałamiały przybysza zza „żelaznej kurtyny” i byłem w szoku, że zaledwie dwa dni po święcie Wszystkich Świętych, a jeden po Zaduszkach królowały już tam święte Mikołaje w otoczeniu śnieżynek oraz krasnali.
Niestety, ten zwyczaj szybko rozprzestrzenił się pod 1989 roku także w Polsce. Kiedy tylko kończy się okres wspominania bliskich zmarłych na początku listopada, nie sprzedane coraz bardziej wymyślne znicze nagrobkowe wędrują na zaplecze, a zastępują je bombki (bańki) choinkowe. Na próżno księża napominają wiernych, że Adwent to jeszcze nie Boże Narodzenie, a roraty nie pasterka - handel żyje swoimi prawami.
Dlatego też bardzo ucieszyła mnie wiadomość z Zakopanego, gdzie część górali zaprotestowała przeciwko ustawianiu na miejskich skwerach i placach świątecznych drzewek, a także wieszaniu Bożonarodzeniowych ozdób na latarniach. Wprawdzie burmistrz Leszek Dorula zapewnia, że chodzi tylko o ich montaż, a nie o podświetlanie, ale zakopiańczycy woleliby, aby nie przyspieszać tego, co ma się kojarzyć z Wigilią i ze świętami Narodzenia Pańskiego.
Podoba mi się taka niezgoda na cyniczną komercjalizację sacrum.