Jestem pełen najwyższego uznania dla wiceprzewodniczącej Nowoczesnej, posłanki Katarzyny Lubnauer, która wykazała się wzorową lojalnością wobec swojego partyjnego szefa i dzielnie stanęła przed dziennikarzami w beznadziejnej dla niego, siebie oraz całej Nowoczesnej sytuacji.
Bez mrugnięcia okiem i bez najmniejszej żenady opowiadała o "wcześniej zaplanowanym wyjeździe w sprawach partyjnych" Ryszarda Petru do Portugalii, chociaż wiadomo było, że prawda o jego wakacjach zagranicznych prędzej czy później wyjdzie na jaw. Stało się to już następnego dnia, kiedy sekretarz generalny Nowoczesnej, poseł Adam Szłapka przyznał, że był to "krótki wyjazd prywatny między dyżurami w Sejmie".
Lubnauer mogła odmówić rozmowy z mediami, albo też przyznać podczas briefingu prasowego, że nie ma wiedzy o przyczynach nieobecności swojego lidera w kraju. Postąpiła jednak inaczej, aby z pełnym poświęceniem bronić czegoś, co obronić się nie da, byle tylko przedstawić go w jak najlepszym świetle. Świadomie i dobrowolnie wystawiła się na pośmiewisko, ale zademonstrowała bezgraniczne oddanie swej partii i jej szefowi, co z pewnością nie zostanie przez niego nigdy zapomniane.
Uważam, że z politycznego punktu widzenia postąpiła super profesjonalnie, a Ryszard Petru okazałby się ostatnim niewdzięcznikiem, gdyby na kolejny, atrakcyjny, niekoniecznie tak krótki jak poprzedni "wyjazd prywatny między dyżurami w Sejmie" nie zabrał właśnie jej zamiast posłanki i wiceprzewodniczącej Nowoczesnej Joanny Schmidt, która sama określa siebie jako "dziewicę polityczną".