Oświadczenie ukraińskich władz samorządowych, a zwłaszcza data jego ogłoszenia, jest świadomą prowokacją, która ma zakłócić obchody 100. rocznicy wybuchu powstania Orląt Lwowskich. Inna sprawa, że ani prezydent Andrzej Duda, ani premier Mateusz Morawiecki nie planują udziału we lwowskich obchodach. Są bowiem nadal duchowymi niewolnikami tzw. polityki wschodniej, która sprowadza się do hasła „zapomnij o Kresach”. (…) Aż się prosi powtórzyć maksymę ”chcesz być szanowany, to szanuj się sam”.

Oświadczenie ukraińskich władz samorządowych, a zwłaszcza data jego ogłoszenia, jest świadomą prowokacją, która ma zakłócić obchody 100. rocznicy wybuchu powstania Orląt Lwowskich. Inna sprawa, że ani prezydent Andrzej Duda, ani premier Mateusz Morawiecki nie planują udziału we lwowskich obchodach. Są bowiem nadal duchowymi niewolnikami tzw. polityki wschodniej, która sprowadza się do hasła „zapomnij o Kresach”. (…) Aż się prosi powtórzyć maksymę ”chcesz być szanowany, to szanuj się sam”.
Lwy na cmentarzu Orląt Lwowskich /Darek Delmanowicz /PAP

Gdyby ktoś jeszcze trzy lata temu powiedział, że Ukraina, tak mocno wspierana (również finansowo i wojskowo) przez kolejne rządy PO-PSL oraz PiS, wymierzy w podzięce siarczysty policzek, to z pewnością uznano go by za defetystę. Niestety rzeczywistość pokazuje, że ukraińskie władze nie tylko nie dbają o dobre relacje z Polską, ale i świadomie zaogniają konflikty. Jaskrawym tego przykładem było postępowanie prezydenta-oligarchy Petro Poroszenki, który 11 lipca br., w 75. rocznicę apogeum ukraińskiego ludobójstwa Polaków udał się nie na Wołyń, ale do Sahrynia na Lubelszczyźnie, stawiając w ten sposób znak równości pomiędzy wspomnianym ludobójstwem a działaniami Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich. Co więcej, ostentacyjnie zlekceważył polskiego prezydenta Andrzeja Dudę, który w tym dniu musiał samotnie składać wieniec w szczerym polu, na miejscu nieistniejącej wioski, wymordowanej w barbarzyński sposób przez "herojów" z UPA. Nawiasem mówiąc, obaj prezydenci mijali się w okolicach Hrubieszowa, ale do wzajemnego spotkania nie doszło.

Innym jaskrawym przykładem złej woli Ukrainy jest też decyzja o zablokowaniu ekshumacji polskich ofiar, co w relacjach między krajami europejskimi jest sytuacją bez precedensu. Zakaz ten dotyczy nie tylko ofiar nacjonalistów ukraińskich, ale i polskich patriotów zamordowanych przez sowieckie NKWD raz żołnierzy Wojska Polskiego poległych w walce z Niemcami i Rosjanami. Skutek tego jest taki, że wbrew obietnicom prezesa Jarosława Kaczyńskiego i premiera Mateusza Morawieckiego, kości dziesiątków tysięcy polskich obywateli wciąż są rozsypane po ukraińskich jarach i lasach lub tkwią bezimiennie w "dołach śmierci", nad którymi nie ma nie tylko pomnika, ale i zwykłego krzyża. Dzieje się to przy absolutnej bierności ministra spraw zagranicznych Jacka Czaputowicza i ambasadora Jana Piekło, którzy stwarzają jedynie pozory aktywności, panicznie bojąc się przy tym rozmów z rodzinami ofiar.

Kroplą, która przechyla obecnie czarę goryczy, jest oświadczenie ukraińskich władz samorządowych, żądające usunięcia figur lwów z Cmentarza Obrońców Lwowa, zwanego popularnie Cmentarzem Orląt Lwowskich. Ukraińscy deputowani uznali je bowiem za - uwaga! - "symbol polskiej okupacji Lwowa" i stwierdzili, że ustawiono je niezgodnie z prawem. Zarzuty są absurdalne, a polemika z nimi, to typowe "kopanie się z koniem". Trzeba jednak zaznaczyć, że dzieje się to w przededniu setnej rocznicy wybuchu powstania we Lwowie. 1 listopada 1918 roku młodzież polska dokonała bowiem zbrojnego zrywu, przeciwstawiając się w ten sposób zajęciu miasta przez wojska ukraińskie. Walki trwały trzy tygodnie i były bardzo zacięte. Na szczęście słabo uzbrojonym powstańcom, nazywanym od swego młodego wieku Orlętami, przyszły z pomocą polskie oddziały wojskowe z Krakowa i Przemyśla. Powstanie zakończyły się zwycięstwem, choć walki o Kresy Południo-Wschodnie trwały jeszcze dwa lata. Wydarzenia te opisałem w felietonie  "Zapal znicz dla Orlątek Lwowskich" >>>PRZECZYTAJ TUTAJ<<<

Z tego też względu wspomniane oświadczenie, a zwłaszcza data jego ogłoszenia, jest świadomą prowokacją, która ma zakłócić rocznicowe obchody. Inna sprawa, że ani prezydent RP, ani premier nie planują udziału we lwowskich obchodach. Są bowiem oni, jak i większość establishmentu III RP, nadal duchowymi niewolnikami tzw. polityki wschodniej, która sprowadza się do haseł "Ukraina jest najważniejsza" i "zapomnij o Kresach". Co najwyżej zostanie wysłany z wieńcem jakiś drugo, czy trzeciorzędny urzędnik MSZ czy kancelarii prezydenckiej, który przemknie się chyłkiem na cmentarz na Łyczakowie.

Aż się prosi powtórzyć w tym miejscu maksymę "chcesz być szanowany, to szanuj się sam". Jakże w kontekście groteskowo brzmią buńczuczne słowa Jarosława Kaczyńskiego, w który w czasie sobotniej wizyty wyborczej w Przemyślu powiedział, że będzie "bronić polskości miasta" (a przed kim to?!), oraz wpisy na Twitter szefowej TV Biełsat Agnieszki Romaszewskiej, która kandydata na prezydenta Przemyśla Wojciecha Bakuna (otrzymał w I turze 42% głosów")  i innych radnych miejskich wyzywa od "ukrainożerców". I to ma być troska o godność i honor Rzeczypospolitej Polskiej?

Na koniec ta samo prośba co roku. W Uroczystość Wszystkich Świętych i dzień Zaduszny zapal znicz i pomódl się za Lwowskie Orlęta i wszystkich tych, którzy swoje życie, często bardzo młode, oddali na Kresach Wschodnich oraz w innych częściach kraju i poza jego granicami za naszą wolność i niepodległość. Cześć ich Pamięci! 

(ag)