Młodzi patrioci w Hruszowicach po raz kolejny pokazali establishmentowi III RP, że jednak można przełamać urzędniczą niemoc i "polityczną poprawność". Trzeba tylko chcieć.
Jutro minie 70. rocznica rozpoczęcia operacji wojskowej, zwanej też akcją, o pseudonimie "Wisła", którą władze komunistyczne przeprowadziły w 1947 roku. O przyczynach i przebiegu tych działań pisałem w jednym ze swych felietonów.
Parę dni temu doszło w Sejmie do polemiki w sprawie o owej rocznicy pomiędzy ministrem spraw wewnętrznych Mariuszem Błaszczakiem a posłami PO, którzy domagali się m.in. dofinansowania z kieszeni polskiego podatnika uroczystości organizowanych przez Związek Ukraińców w Polsce. Postulowali także, aby pani premier Beta Szydło wzięła udział w tych uroczystościach. Skomentował to dr hab. Andrzej Zapałowski, były poseł AWS i europoseł LPR, historyk i ekspert od spraw bezpieczeństwa. Cytuję za portalem Kresy.pl: "Ta inicjatywa pokazuje, że autorzy tych pytań posiadają znikomą wiedzę merytoryczną o problemie, na temat którego się wypowiadają (...) Dla nich to po prostu jeszcze jedna możliwość, by uderzyć w PiS. Nie ma to żadnego merytorycznego uzasadnienia." Zwrócił też uwagę, że w przypadku operacji "Wisła", pojęcie "czystka etniczna", którym posługują się posłowie PO, jest "absolutną bzdurą".
Spór ten nieoczekiwanie przeniósł się do Sejmiku Śląskiego, którego członkowie, głównie z PO i Ruchu Autonomii Śląska (radni PiS wstrzymali się od głosu), przyjęli uchwałę w sprawie 70. rocznicy, także nazywając operację wojskową "czystką etniczną"? Niezależnie od racji merytorycznych lub ich braku sojusz autonomistów śląskich ze środowiskami przychylnymi nacjonalizmowi ukraińskiemu jest bardzo niebezpiecznym precedensem, zagrażającym integralności państwa polskiego.
Podobny spór istnieje także wewnątrz partii rządzącej. Ujawnił to senator PiS Grzegorz Peczkis z Kędzierzyna-Koźla. Na konferencji w Warszawie, zorganizowanej przez Patriotyczny Związek Organizacji Kresowych i Kombatanckich, powiedział on o naciskach na senatorów tak ze strony władz partii, jak - uwaga! - służb dyplomatycznych (czytaj: specjalnych) obcych państw. Takie obce ingerencje w wewnętrzne sprawy polskiego parlamentu to rzecz niebywała. Posłowie i senatorowie, wybrani w wolnych wyborach, mają bowiem konstytucyjny obowiązek dbania o interesy Rzeczypospolitej i swych wyborców, a nie innych państw, nawet tych sojuszniczych jak np. USA czy Kanada. Warto posłuchać całej wypowiedzi senatora Peczkisa.
Dodam, że podobna sytuacja miała miejsce także w ubiegłym roku, gdy inne państwa, do czego otwarcie przyznał się prezes Jarosław Kaczyński, próbowały zablokować uchwałę sejmową o potępieniu ludobójstwa dokonanego na obywatelach polskich przez nacjonalistów ukraińskich z OUN-UPA i SS Galizien. Nawiasem mówiąc, obrzydliwą rolę odegrał wówczas marszałek Marek Kuchciński, poseł z Podkarpacia, który sprawę uchwały negocjował z Andrijem Parubijem, przewodniczącym parlamentu w Kijowie, i Jurijem Szuchewyczem, synem dowódcy UPA Romana Szuchewycza.
Dobrze byłoby, aby ABW i inne służby specjalne, podległe ministrowi Mariuszowi Kamińskiemu, intensywnie (co jest słuszne i godne pochwały) tropiące ingerencje rosyjskie, zainteresowały się także ingerencjami ze strony np. Ukrainy i międzynarodowych środowisk rozwijających na jej terenie swoje gigantyczne interesy gospodarcze i polityczne. Oby Polak znów nie był mądry po szkodzie.
Na koniec dodam, że wczoraj, po 23 lata urzędniczej niemocy, w tym tez nieistniejącej już Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, rozebrano z zachowaniem procedur nielegalny pomnik "chwały UPA" w Hruszowicach na Podkarpaciu. Wreszcie! Młodzi patrioci pokazali po raz kolejny establishmentowi III RP, że jednak można przełamać urzędniczą niemoc i "poprawność polityczną". Trzeba tylko chcieć.