Problem odbierania sobie życia przez duchownych istnieje i jest coraz poważniejszy. Są różne tego przyczyny. Czy polskie władze kościelne zmierzą się z tym i podejmą dla dobra powierzonych im wspólnot radykalne kroki, czy też jak kilkanaście lat temu, gdy pojawił się problemem lustracji, znów to zatuszują mówiąc "Polacy, nic się nie stało"?
Kilka lat temu księża z diecezji tarnowskiej zwrócili się do mnie w sprawie serii samobójstw swoich współbraci. Po przejrzeniu przesłanych materiałów okazało się, że było to aż siedem takich przypadków w przeciągu krótkiego okresu czasu. Najbardziej spektakularnym wydarzeniem było samobójstwo księdza proboszcza i kustosza Bazyliki Kolegiackiej św. Małgorzaty w Nowym Sączu, który bezpośrednio po wizycie u biskupa powiesił się w swoim pokoju na plebani. Oczywiście każdy przypadek był inny, ale nasuwały się wnioski, że w diecezji "coś jest nie tak" w relacjach pomiędzy duchownymi a ówczesnym biskupem tarnowski Wiktorem Skworcem. Napisałam więc na ten temat kilka felietonów.
Jak była reakcja na te dramatyczne wydarzenia? Żadna. Jak zwykle ogólnikowe, wymijające odpowiedzi, a przede wszystkim żelazna zasada "przemilczeć i przeczekać". Ani nuncjusz papieski, ani przewodniczący episkopatu Polski, ani ówczesny metropolity krakowski, ksiądz kardynał Stanisław Dziwisz (diecezja tarnowska należy do metropolii krakowskiej) nie podjęli żadnych kroków. Co więcej, biskup Skworc (notabene zarejestrowany w aktach Służby Bezpieczeństwa jako tajny współpracownik o pseudonimach "Dąbrowski" i "Wiktor") jeszcze awansował, zostając arcybiskupem katowickim. Obecnie pełni on także nieformalną rolę "głównego ekologa" episkopatu. Po jego odejściu z Tarnowa doszło w diecezji do ósmego z kolei samobójstwa, ale i ta sprawa została wyciszona.
Nie jest to jednak problem tylko diecezji tarnowskiej, bo tylko w ciągu ostatniego roku znów doszło do kolejnych samobójstw duchownych w różnych częściach Polski. Przypomnę tylko najbardziej spektakularne przypadki:
- profesor seminarium duchownego (lat 39) w Włocławku; wcześniej samobójstwo, na szczęście nieudane, próbował popełnić inny ważny duchowny tej diecezji,
- kleryk (lat 21) w seminarium duchownym w Łomży; wcześniej także kleryk (lat 25) w Krakowie,
- wikary (lat 39) w Kotuniu w diecezji siedleckiej,
- oraz ostatni, najbardziej spektakularny przypadek, znów w Nowym Sączu, tym razem jezuita (lat 51), znany kolekcjoner broni palnej, który w biały dzień zastrzelił się na dziedzińcu swego klasztoru.
Wobec tych wydarzeń władze kościelne są najwyraźniej bezradne. Prawie żadnych wniosków i żadnych działań środków zaradczych. Co jest więc przyczyną tych tragicznych wydarzeń? Z listów, które otrzymuje, oraz z własnych doświadczeń pozwolę sobie przedstawić kilka powodów.
1) Brak odpowiedniej selekcji kandydatów do święceń kapłańskich i ślubów zakonnych. W wielu diecezjach i zakonach męskich ze względu na postępujący kryzys powołań dopuszcza się osoby nieodpowiednie, słabe psychiczne. Dotyczy to także kandydatek do ślubów wieczystych w zgromadzeniach żeńskich, które przeżywają jeszcze większy kryzys powołań.
2) Nieradzenie sobie z problemami osobistymi oraz porażkami i konfliktami w pracy duszpasterskiej (zwłaszcza katechetycznej), co wynika nie tylko ze słabej, "cukierkowo-ptysiowej" formacji w seminariach duchownych, ale i feudalnych relacji pomiędzy przełożonymi a podwładnymi.
3) Brak odpowiedniej troski biskupów i wyższych przełożonych zakonnych o kapłanów przeżywających kryzysy, a także brak pomocy ze strony innych współbraci. Niestety niektóre środowiska kościelne coraz bardziej przypominają nie wspólnoty, ale korporacje, w których obowiązuje "wyścig szczurów" i w których słabsi są zadeptywani.
4) Brak odpowiednich ośrodków wsparcia, w których duchowni w chwilach kryzysu lub przy pojawieniu się depresji, która jest coraz częstsza) mogliby otrzymać fachową pomoc tak zaufanego i doświadczonego kapłana, jak i zawodowego psychologa czy psychiatry. Jest to tym ważniejsze, bo posługa kapłańska w obecnej rzeczywistości, zwłaszcza przy presji medialnej, jest coraz trudniejsza, a sam duchowny jest coraz bardziej narażony na silny stres.
5) Patologie w samych strukturach kościelnych np. coraz większe wpływy "lawendowego lobby" czy najróżniejszych środowisk, które nazywam umownie, "zielonoświątkowymi", ale to jest temat na osobny artykuł.
Nie chcę być uznany za heretyka, ale zauważę, że opieka psychologa i psychiatry przydałaby części przełożonych diecezjalnych i zakonnych, bo po objęciu władzy niektórzy z nich stają się nie opiekunami i ojcami danej diecezji, parafii czy zakonu, ale zwykłymi satrapami.
Podsumowując, problem samobójstw duchownych istnieje i jest coraz poważniejszy. Może się to też odbić na nowych powołaniach. Czy polskie władze kościelne zmierzą się z tym problemem i podejmą dla dobra powierzonych im wspólnot radykalne kroki, czy też jak kilkanaście lat temu, gdy pojawił się problemem lustracji, znów to zatuszują, mówiąc "Polacy, nic się nie stało"?