Wczoraj, w 73. rocznicę utworzenia Ukraińskiej Powstańczej Armii, odpowiedzialnej za ludobójstwo przeprowadzone na Polakach, ulicami Kijowa i wielu miast ukraińskich przeszły marsze, które w tym roku miały szczególny charakter. Po raz pierwszy bowiem dzień 14 października na mocy decyzji prezydenta Petro Poroszenki był obchodzony u naszych wschodnich sąsiadów jako święto państwowe.
Uczestnicy marszów nieśli czerwono-czarne flagi UPA i emblematy innych organizacji faszystowskich. Nieśli także portrety "gierojów", w tym Romana Szuchewycza ps. Taras Czuprynka. Kim był ten człowiek, którego nazwisko dla wielu Kresowian i ich potomków jest bardzo złowieszcze?
Urodził się on w 1907 r. w Krakowcu na ziemi lwowskiej. Był synem sędziego i córki greckokatolickiego księdza. W okresie międzywojennym zdał maturę w polskim gimnazjum i studiował na Politechnice Lwowskiej. Tak jak Stepan Bandera wstąpił w szeregi Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Brał udział m.in. w zabójstwie wybitnego polskiego pedagoga, a zarazem kuratora oświaty okręgu lwowskiego, Stanisława Sobińskiego.
Po przeszkoleniu na terenie Wolnego Miasta Gdańska, gdzie pod nadzorem niemieckiego wywiadu Abwehry poznawał tajniki pracy dywersyjnej, został współpracownikiem Trzeciej Rzeszy. W następnych latach przygotowywał kolejne zamachy, w tym na posła Tadeusza Hołówkę.
W czasie II wojny światowej kontynuował kolaborację z Niemcami. Został oficerem łącznikowym przy ukraińskim batalionie "Nachtigall", sformowanym przez Abwehrę. Batalion ten brał udział w aresztowaniu polskich profesorów we Lwowie. Brał też udział w pogromach ludności żydowskiej. W pierwszym z pogromów zamordowano siedem tysięcy Żydów, w drugim, przeprowadzonym w ramach tzw. dni Petlury, dwa tysiące.
Następnie Roman Szuchewycz służył w 201 batalionie policyjnym, odpowiedzialnym za krwawe pacyfikacje wiosek na Białorusi. Z kolei od 1942 r. organizował on Ukraińską Powstańczą Armię, zostając jej komendantem. Z jego rozkazu przeprowadzone zostało ludobójstwo ludności polskiej na Wołyniu i Lubelszczyźnie oraz w Małopolsce Wschodniej. Jego podkomendni mordowali także tych Ukraińców, którzy próbowali ratować swoich polskich i żydowskich sąsiadów.
Po wojnie pozostał na Kresach Wschodnich, wcielonych do ZSRR, kierując dalej UPA. W 1950 r. w Biłohoroszczy pod Lwowem zginął z rąk NKWD.
Kult Szuchewycza, odpowiedzialnego za tak ogromne zbrodnie, pielęgnowany był w diasporze ukraińskiej w Kanadzie i USA, gdzie schroniło się wielu członków UPA i SS Galizien. Po 1991 r. przeniesiony został na Ukrainę. W 2007 r. prezydent Wiktor Juszczenko, pomimo ogromnego wsparcia udzielanego mu przez Polskę, ogłosił Szuchewycza bohaterem narodowym Ukrainy. Kult ten rozkwita także za rządów obecnego prezydenta, Petro Poroszenki, którego z kolei wspiera, politycznie i finansowo, rząd Ewy Kopacz i Tomasza Siemoniaka.
Trzeba dodać, że syn Romana Szuchewycza, Jurij Szuchewycz jest obecnie deputowanym Partii Radykalnej Ołeha Laszki, tworzącej koalicję rządową na Ukrainie. On to 9 kwietnia br., w dniu wizyty prezydenta Bronisława Komorowskiego w parlamencie kijowskim, zgłosił ustawę o gloryfikacji UPA i ukaraniu osób (w tym też cudzoziemców), które gloryfikacji tej sprzeciwiają się. Ustawa została przyjęte w wyniku głosowania. Podpisał ją też prezydent Poroszenko.
Taki rozwój sytuacji jest dla relacji polsko-ukraińskich bardzo niekorzystny. A co na to premier Ewa Kopacz i minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna? Nic, głuche milczenie i głowa w piasek.