Zbliżająca się wizyta pana prezydenta Andrzeja Dudy będzie wielkim testem tak dla jego polityki zagranicznej, jak i dla niego samego.
Oficjalnie zapowiedziana została ponowna wizyta pana prezydenta Andrzeja Dudy w Kijowie. Ma ona nastąpić 24 sierpnia br., w 25. rocznicę uzyskania niepodległości przez Ukrainę. W czasie pierwszej wizyty, która miała miejsce 15 grudnia ubiegłego roku prezydent Trzeciej Rzeczypospolitej wbrew oczekiwaniu swoich wyborców nie wspomniał ani jednym słowem o ludobójstwie dokonanym w latach 1939 - 1947 na obywatelach Drugiej Rzeczypospolitej przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii. Nie uczcił też ofiar tego ludobójstwa, choć zapalił znicze i złożył wieńce pod wieloma upamiętnieniami, w tym także na Polskim Cmentarzu Wojennym w podkijowskiej Bykowni, gdzie pochowane są ofiary tak Zbrodni Katyńskiej, jak i stalinowskiego ludobójstwa dokonanego na ludności polskiej w latach 1937-1938.
Dlatego też rodzi się więc pytanie, czy tym razem prezydent Andrzej Duda, na którego głosowało (zwłaszcza w drugiej turze wyborów) tak wielu Kresowian i ich potomków upomni się o pomordowanych w bestialski sposób Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, czy też ze względu na poprawność polityczną, narzucaną z Brukseli i Waszyngtonu, sprawę ponownie przemilczy? Wyjazd do Kijowa jest idealną okazją do tego, aby po drodze zatrzymać się na dawnych Kresach Wschodnich II RP i zapalić znicze na masowych polskich mogiłach np. w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej (ponad 1000 cywilnych ofiar) lub w Janowej Dolinie (600 ofiar) na Wołyniu. To także okazja do tego, aby upomnieć się o prawdę historyczną oraz wyrazić swoje stanowisko wobec ustawy parlamentu w Kijowie, gloryfikującej zbrodniarzy z OUN-UPA i pozwalającej skazywać na kary więzienie tych obywateli (także i polskich!), którzy owej gloryfikacji się sprzeciwiają. Nawiasem mówiąc, ustawa ta została przyjęta 9 kwietnia 2015 r., w dniu wizyty prezydenta RP Bronisława Komorowskiego.
Wizyta pana prezydenta Andrzeja Dudy w Kijowie będzie więc wielkim testem tak dla jego polityki zagranicznej, jak i dla niego samego.