Kultura lwowska, to kultura nie tylko Ukraińców (dawniej nazywanych Rusinami), ale i Polaków, Ormian, Żydów, Niemców i bardzo wielu innych narodowości
Dziś na Twitterze ambasador Ukrainy w Polsce, Andrij Deszczicia dokonał następującego wpisu "Już od 1 kwietnia zapraszamy do Wrocławia na Lwowski/Ukraiński miesiąc w ramach obchodów @Wro2016". Od razu wyjaśniam, że skrót dotyczy całorocznego cyklu wydarzeń pod nazwą "Wrocław 2016 - Europejska Stolica Kultury". Link http://www.esk2016.lviv.ua/pl/ Warto jednak zwrócić uwagę, że w oficjalnym programie nazwa rozpoczynającego się obecnie miesiąca, wbrew temu, co twierdzi pan ambasador, brzmi "Lwowski", a nie "Lwowski/Ukraiński".
Taka zamiana nazw jest więc zaskakująca, tym bardziej w wykonaniu zawodowego dyplomaty, który nie tak dawno jeszcze był ministrem spraw zagranicznych swojego kraju. Zamiana ta nie ma też uzasadnienia, gdyż Lwów był i jest nadal mozaiką różnych narodowości i wyznań. Dlatego też kultura lwowska, to kultura nie tylko Ukraińców (dawniej nazywanych Rusinami), ale i Polaków, Ormian, Żydów, Niemców i bardzo wielu innych narodowości, także tych, które napłynęły tutaj dość licznie po 1945 r. Inna sprawa, że we wspomnianym programie ze świecą szukać punktów, które ukazywałyby byłą i obecną kulturę mniejszości lwowskich, Co do akcentów polskich, to wprawdzie można znaleźć takie rodzynki jak np. rozmowa na temat "Aktualny stan polskich zabytków architektury na Ukrainie" czy prezentacja unikalnej Panoramy Plastycznej Dawnego Lwowa, wykonanej w latach 1929-46 przez Janusza Witwickiego, a przedstawiającej miasto w XVII w. Brak jednak jakiekolwiek przeglądu osiągnięć kulturalnych lwowskich Polaków, którzy do dziś tworzą nadzwyczaj aktywną cząstkę grodu "Semper Fidelis". Czy jeden z dni Miesiąca Lwowskiego nie mógłby być "Dniem Polaków we Lwowie"? Czy aż tak wielkie są przeszkody dyplomatyczne, aby w ramach omawianego wydarzenia sprowadzić nad Odrę polski teatr i polskie zespoły muzyczne znad Pełtwi, a także pozwolić naszym rodakom opowiedzieć o swoich problemach i nadziejach? Co na to wszystko Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które na to przedsięwzięcie wydaje pieniądze polskiego podatnika?
Takie ominięcie wielkim łukiem dorobku poszczególnych mniejszości lwowskich, zwłaszcza polskiej, od strony merytorycznej zubaża Miesiąc Lwowski. Z kolei tłumaczenie się organizatorów, że układając taki a nie inny program traktowali Lwów jako "miasto-soczewkę, które pozwala zajrzeć w głąb Ukrainy", jest może poprawne politycznie, ale stawia jeszcze większy znak zapytania. Pozostawia też niedosyt, a może i niesmak.